Elżbieta Barszczewska
Aktorka. Absolwentka PIST-u (1934). Ur. 29 listopada 1913 roku w Warszawie, zmarła 14 października 1987 roku tamże. Przed wojną grała w warszawskich teatrach, w czasie okupacji pracowała w kawiarni U Aktorek i brała udział w konspiracyjnym życiu teatralnym. Od 1946 roku aż do śmierci należała do zespołu warszawskiego Teatru Polskiego, oprócz sezonów 1962-1965, które spędziła w Teatrze Narodowym.
Po raz pierwszy na ekranie pojawiła się jeszcze jako studentka w niewielkiej rólce w filmie Co mój mąż robi w nocy Michała Waszyńskiego. Dwa lata później u Henryka Szaro zagrała już główną postać – perfidną panią Twardowską – i zebrała bardzo pochlebne recenzje. Znakomitą opinię utrwaliła zupełnie inną, melodramatyczną rolą – Stefci Rudeckiej w Trędowatej, błyszcząc u boku ówczesnych gwiazd jako „pierwsza naiwna”. Kolejne propozycje przychodziły od najwybitniejszych reżyserów, a Barszczewska była równie prawdziwa i naturalna w dramatycznych rolach Bronki w Dziewczętach z Nowolipek według Gojawiczyńskiej i Granicy według Nałkowskiej, jak w sentymentalnym Znachorze i Profesorze Wilczurze. W Kościuszce pod Racławicami z talentem partnerowała Tadeuszowi Białoszczyńskiemu, a wyrazistą kreację Elżbiety Bieckiej stworzyła w adaptacji Granicy Zofii Nałkowskiej.
Można ją też podziwiać w poświęconym Ludwikowi Solskiemu Geniuszu sceny.
Mimo oszałamiającej kariery i niekwestionowanego statusu gwiazdy kina dwudziestolecia po wojnie tylko raz zagrała w filmie, interesującą rolę Małgorzaty w telewizyjnym Rytmie serca Zbigniewa Kamińskiego.
Żona aktora i reżysera teatralnego Mariana Wyrzykowskiego, matka aktora Juliusza Wyrzykowskiego.
Magda Sendecka
Cytaty
-
13 XI 1936. Byliśmy w kinie na filmie zrobionym z Trędowatej, by zobaczyć grającą w nim Elżunię Barszczewską. Jest zachwycająca, pełna prostoty, nic się nie mizdrzy; gra i uroda wszystko w najlepszym stylu. Gdyby to była cudzoziemska aktorka, pisaliby o niej hymny jak o rewelacji, ale że nasza, milczą albo chwalą półgębkiem. (…) I w ogóle film polski (acz treść tego błaha) zrobił ogromne postępy; żeby dać dobre tematy, wielkie tematy! Do Elżuni muszę napisać.
-
19 VIII 1938. Dzień pochmurny, ale po południu wypogadza się i robi się gorąco. Niebo oczyszcza się z chmur, a morze się wybłękitnia. Rano byłam piechotą w Jastrzębiej Górze w wilii Róż u Elżuni Barszczewskiej, którą wczoraj spotkałam. Elżunia odprowadza mnie plażą do Lisiego Jaru i zwierza mi się ze swoich kłopotów sentymentalnych. Kocha się w niej dwu aktorów, Jan Kreczmar i Marian Wyrzykowski. A ona nie wie, którego z nich kocha naprawdę i nawet w ogóle czy kocha, i w dodatku obaj są żonaci. Lecz oto trzeba zrobić wybór itp. Mnie się te kłopoty zdały dziwne. Tak zawsze świetnie wiem, kogo kocham! Ale Elżunia była urocza w tym bezradnym zakłopotaniu wielkiej piękności, która cierpi na „embarras de richesse”. Miała na sobie wielkiej piękności biały wełniany płaszcz, gruby i miękki jak runo; wyglądała w tym jak owieczka druidyczna ze Słowackiego.
Maria Dąbrowska, Dzienniki 1914–1965 w 13 tomach, t. 4, Warszawa 2009