Artykuły
„Kino” 1981, nr 1, s. 14-15
Obecność Zanussiego
Aleksander Jackiewicz
Świat Zanussiego – bezspornego autora swoich filmów – jest światem w wyborze. Wiele miejsca w nim zajmuje myśl ludzka: nauka, filozofia; etyka najszerzej rozumiana, na przykład: sposób życia jako rodzaj etyki. Natomiast człowieka demonstruje Zanussi od narodzin do śmierci, od jego natury do kultury; pokazuje jak jego ciało ma się do duszy, mózg do intelektu.
Świat reżysera – który jest zarazem scenarzystą swoich filmów – to świat rzeczywisty, ale spisany w obrazie i dźwięku. Wywód o świecie. Współczesnym i świecie w ogóle. O takimże człowieku. Jaka jest nasza zależność odżycia biologicznego, fizjologicznego, od materii w nas; a od społeczeństwa, losu, przypadku? – pyta często Zanussi. Jak możemy się zrealizować, spełnić; na ile, jednym słowem, jesteśmy wolni? Jak się ocalamy, my – ludzie jansenistyczni, oscylujący między dobrem i złem?
Zanussi bardzo różni się od reżyserów Szkoły Polskiej, poprzedniej wielkiej formacji naszego kina. Oni zajmowali się człowiekiem w historii, człowiekiem historycznym uwikłanym w sprawy ogółu, programowanym przez ogół. Ich bohaterowie spalali się wraz z narodem. Widzę jednak także podobieństwa. Filmy mistrzów Szkoły Polskiej, tak jak filmy Zanussiego, stanowiły mniej wizerunek świata, co właśnie wywód o nim. Były to rozprawy historiozoficzne. Mówiły one również, jak Zanussi, o ludzkiej wolności, a przynajmniej o jej granicach. O samospełnianiu się człowieka w narodowym losie. No i o jego sile. Sile moralnej przede wszystkim. Wreszcie, mimo ogromnych różnic, widzę dalekie pokrewieństwo obu poetyk. Poetyka Szkoły czerpała inspirację z romantyzmu i Młodej Polski, by służyć współczesnej świadomości narodu, przywykłej do tamtej tradycji. Poetyka Szkoły stanowiła przemieszanie destruktów romantycznego języka z językiem dzisiejszym: dyskursywnym, sceptycznym, często sarkastycznym. Relacja, oschłość, stylistyczna szarpanina przeplatały się ze starymi figurami retorycznymi, metaforami, symboliką, z bezwstydną, jeżeli można tak powiedzieć – poezją. Ale przecież Zanussi też czerpie źródła do swoich wywodów porwanych, wielowątkowych mozaikowych, poprzez które wszystko naraz chce powiedzieć – z dość odległej tradycji summ teologicznych, systemów filozoficznych, traktatów moralnych, które nie tylko w polskiej interpretacji, przywykłej do mieszania filozofii ze sztuką, są braćmi i siostrami poezji.
Twórczość Zanussiego – a pomijam tu zarówno filmy reżysera zrobione za granicą, jak i jego krótkie metraże – zaczyna się od Struktury kryształu z 1969 roku oraz filmu o parę lat późniejszego, Za ścianą. Oba mają strukturę dialogu między dwiema racjami, postawami życiowymi, postaciami, indywidualnościami. Już w tym wyliczeniu znać elementy anatomii dzieł reżysera aktualnych do dziś: w owych dziełach znajdują się zawsze problemy ogólne, idee abstrakcyjne obok materii określonej i niepowtarzalne, jaką jest konkretny człowiek.
W Strukturze kryształu jednostce „konsumpcyjnej”, pasywnej, kontemplującej życie – nieważnej, ale swobodnej – zostaje przeciwstawiona jednostka czynna, skoncentrowana na działaniu, tworzeniu, tworzeniu dla samej ambicji, ale także dla pomnożenia bogactwa świata. W Za ścianą przeciwstawienie partnerów jest nieco odmienne. Z jednej strony znów demon działania, z drugi jednostka nietwórcza, ale nie dlatego, że pa-
– 14 –
sywna, z własnej woli rezygnująca z gry, tylko dlatego, iż za słaba do życia, bez talentu, bez siły przebicia; poza tym – niby już bez jej winy – nic jej się nie udaje. Owe schematy, owe postawy wyżej streszczone wypełniają w filmie reżysera autentyczni ludzie, w sensie, że wiarygodni, z własnymi zgryzami. W ten sposób konflikty między nimi mają charakter nie akademicki, nie modelowy, lecz osobisty; powtarzalny w dziejach naszego gatunku, lecz niepowtarzalny w ukazywanych przypadkach. Z tym, że przypadek w Za ścianą ma spontaniczność silniejszą, co ten film zresztą zbliża do następnych filmów reżysera: bohaterka przegrywa z przeciwnościami od niej niezależnymi – z własną kondycją i losem, jak się przegrywa ze śmiercią. Przez to jest pierwszą w twórczości reżysera postacią tragiczną.
Już w tych filmach, w rzadko spotykany nie tylko w kinie sposób, filozofia pięknie wiąże się z „beletrystyką”, przesłanie utworu z sytuacją realną w nim przedstawioną. Przy czym „beletrystyka” Zanussiego to nie ilustracja. To ona dominuje. Na naszych oczach toczą się żywe sprawy żywych ludzi, dopiero w podtekście czuje się porządek moralny czy filozoficzny. Tak będzie stale – powiadam – w twórczości Zanussiego. Z tym, że w następnej grupie filmów reżyser ograniczy dialog do monologu, parę bohaterów do jednego. Mówią o Iluminacji i Spirali. Dzięki tej redukcji obraz zyska na niepowtarzalności: wyeliminowanie dialogu zmniejszy dyskursywność, pokusę porównywania i wyważania racji. Na ekranie pojawi się postać chyba najbliższa owej kobiecie z Za ścianą, Franciszek, bohater Iluminacji. Doświadcza on wszelkich trudów istnienia i plag własnej słabości. Ale on się nie da. Tu z kolei przypomina innych, działających, bohaterów poprzednich filmów. Wreszcie Franciszek nie rezygnuje z refleksji nad światem, namysłu, doświadczenia zresztą także. Studiuje fizykę w uniwersytecie. Zarazem, miotając się na wszystkie strony, podgląda zakamarki umysłu ludzkiego i jak one są zależne od somatycznej strony człowieka, kontempluje proces ludzkiej śmierci i człowieka po śmierci. Aż w owych peregrynacjach sam doznaje uszczerbku. Sam staje się chory i zagrożony. Mimo to decyduje się na działanie. Dopiero właściwie teraz: ni mniej ni więcej, tylko poprzez fizykę – na wykrywanie tajemnic bytu.
Niespodziewanie romantyczna okazuje się postawa Franciszka. Ale ja już mówiłem o pokrewieństwie filozofii i poezji. To pokrewieństwo w twórczości Zanussiego wydaje się chwilami szczególnie bliskie. Jeszcze bardziej w romantycznym duchu, bo na pozór nawet irracjonalnym, przebiega los bohatera Spirali. Człowiek ten w momencie najpiękniejszego swego rozwoju zostaje dotknięty śmiertelną chorobą. Lecz wybiera śmierć własną. O dwukrotnych próbach samobójstwa jest ten film. Zaatakowany przez przypadek, niby przez starożytne fatum, przez chorobę ciała, która mu niesie zagładę, bohater odmawia zgody, nie czeka aż go ona zniszczy. Wybiera miejsce i czas. Lecz nie jest łatwo samemu umrzeć. Dopiero za drugim razem to mu się udaje.
Zarówno tamte poprzednie filmy-dialogi, jak i filmy-monologi, a te tym bardziej, mają wiele z potoku naturalnego życia między innymi dlatego, że obraz na ekranie i to, co się na nim dzieje, ukazywane jest jakby przez uczestnika wydarzeń. Jakby to, co zostało sfotografowane i zarejestrowane na taśmie dźwiękowej, odbyło się naprawdę, więc uwieczniano rzecz w pośpiechu, jak się dało i co się dało. Bo wiele z tego działo się tak naprawdę: przed kamerą aktorzy niezawodowi albo zawodowi improwizujący wraz z reżyserem sytuacje i dialogi.
I oto wreszcie filmy Zanussiego niby najbardziej bliskie rzeczywistości. Przy czym od razu niespodzianka. One są od niej dalej niż tamte poprzednie. Mówię o Życiu rodzinnym i Bilansie kwartalnym. Reżyser zrezygnował w nich zupełnie z ascezy wywodu, zagłębił się całkowicie, lub niemal, w rysunek obyczajowy i opis. Wprawdzie i w tych filmach znalazły się niebanalne wizerunki ludzkie i niebanalne sprawy, ale rezygnacja z poprzednich napięć między wywodem a realnością uczyniła owe filmy dość jednowymiarowymi. Bilans – pamiętamy – to historia kobiety, jej niedoszłej zdrady i rozbicia domu; zaś Życie rodzinne z kolei opowiada o kryzysie rodziny, upadku, konflikcie ojca z synem. Śledząc dalszą drogę Zanussiego, nie należy jednak o tych filmach zapominać. Po raz pierwszy bowiem w takim stopniu odmalował on w nich realia polskiego dnia dzisiejszego, większe i mniejsze (w Życiu rodzinnym syn byłego fabrykanta wybierający „współpracę z ustrojem”).
Na zakończenie – Barwy ochronne i Constans. Na marginesie: znów wymieniam dwa filmy. A może Zanussiemu, temu autorowi refleksyjnemu, potrzebne jest zawsze obok dzieła, w którym stawia sobie nowe problemy i próbuje wcielać je w obrazy – dzieło dodatkowe, próba wzmacniająca, przedłużająca, sprawdzająca, czasem koronująca. A poza tym Zanussi, umysł ścisły, może lubi proporcję i porządek: 2,2,2,2. Nie ja sam chyba te pary potworzyłem.
Wracam do wymienionych filmów. Wydają się one najpełniejsze w dorobku reżysera. Co nie musi oznaczać, że najwybitniejsze. Są najbogatsze, najdojrzalsze, uwzględniające doświadczenia poprzednie. W Barwach ochronnych w mocno zaznaczonym polskim dzisiejszym, nie zawsze jasnym, kolorycie został narysowany obraz letniego obozu naukowego. Na ekranie znów dialog. Zresztą także dosłowny. Toczy się on między mistrzem a uczniem. Mistrz uczy ucznia umiejętności przystosowywania się wobec zła: wobec kostnienia starych, koniunkturalizmu młodych, wygodnictwa społeczeństwa okresu stabilizacji. A uczeń, z początku buntujący się, w końcu – rozsądny – ulega. Constans z kolei jest nie tyle wzmocnieniem Barw i dopełnieniem, co swego rodzaju zaprzeczeniem. Znów wizerunek obyczajowy: Warszawa, prowincja, trochę podróży bohatera po świecie. Wokół niego liczne krzyżujące się interesy górne i durne, te drugie znacznie liczniejsze, chociaż rozdrobnione: mała korupcja, mała protekcja, małe oszustwa. Natomiast bohater – po raz pierwszy w tym wymiarze w dziele Zanussiego – jest czysty. Do tego stopnia chce być wolny w tej czystości, że nie podejmuje żadnej kariery (aby nie pobrudzić sobie rąk?). Nawet uczy się tylko z zamiłowania do myślenia, do oparcia w myśleniu. Uczy się matematyki. Kiedy zaś bierze jakąś pracę, bo musi z czegoś żyć, jego czystość osacza tamto małe, rojące się wokół zło. A kiedy z nim walczy, wylewają go. Drugi nurt tego filmu to znany nam już z twórczości reżysera przypadek, lecz tym razem cały ich ciąg: przypadkowa śmierć dziadka, później ojca bohatera, śmierć czyjegoś dziecka, którą bohater spowodował. Jest także – widzimy – śmierć. I znów w nadmiarze, bo oto w dodatku w filmie długo i dramatycznie umiera matka bohatera. Lecz on trwa. Słaby z natury, czy może tylko delikatny, nie potrafi w życiu dokonać żadnego wyboru, a przecież go ciągle dokonuje: w odporności na ciosy, w walce z cudzym świństwem, w walce z fatum, w walce – chciałoby się powiedzieć – o ocalenie poprzez siebie świata.
We wszystkich filmach Zanussiego czuje się szczególnie mocno obecność autora. Nie tylko w wywodach i ,,beletrystyce” oraz w sposobie pięknego – powiedziałem – łączenia ich, lecz także, a może przede wszystkim, w manipulowaniu planami, obrazami, które często wynikają nie z logiki opowieści, lecz z logiki myślenia autora. Chodzi mi o te momenty, gdzie – między wierszami, między obrazami – słyszy się jego głos, widzi się bieg jego myśli, czuje puls emocji.
Aleksander Jackiewicz
– 15 –
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
POLSKIE KINO PRZEDWOJENNE, dr Rafał Marszałek
-
Rozwój kina na ziemiach polskich w latach 1907-1914
Wybrane artykuły
-
RECENZJA: Obcowanie z filmem - recenzja książki "Aleksander Jackiewicz" pod red. Barbary Gizy, Piotra Zwierzchowskiego
Rafał Marszałek
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 1/2016