Emilia Krakowska
Przez dłuższy czas kojarzyła się widzom z ludową pasiastą spódnicą i rozbuchanym erotyzmem: Malina w Wajdowskiej Brzezinie według Jarosława Iwaszkiewicza, w kadrach pożyczonych z płócien Jacka Malczewskiego, uwodziła braci chylących się ku śmierci. Nieokiełznana namiętność Jagny Borynowej z Chłopów wiodła ją do zguby. A w Weselu Andrzeja Wajdy, w niewielkiej rólce siostry Panny Młodej, utrwalała aktorka ten przaśny, choć podbity drugim dnem wizerunek.
Potem stopniowo odchodziła od tego emploi, grając role współczesne, często na drugim planie, aby dziś kojarzyć się większości widowni z ciepłymi postaciami z telewizyjnych seriali.
Niekonwencjonalnie obsadzili ją Tomasz Konecki i Andrzej Saramonowicz w Ciele – powierzenie Krakowskiej roli płatnej morderczyni okazało się strzałem (sic!) w dziesiątkę.
Cytaty
-
Kwiryna, stworzona przez Emilię Krakowską bohaterka telewizyjnej adaptacji Dziewcząt z Nowolipek, nie potrafi zobaczyć samej siebie z dystansu. (...) Krakowska wyposaża swoją Kwirynę w pewną natrętną zaradność, w pewien szczególny rodzaj biologicznego optymizmu nieliczącego się z okolicznościami, nawet z porażkami, manifestującego się na przekór nieszczęściom, na przekór w ogóle wszystkiemu. Podobne cechy odnajdziemy niebawem w Reymontowskiej Jagnie z Chłopów.
Konrad Eberhardt, Album aktorów polskiego filmu i telewizji, Warszawa 1975 -
Jak nazwałaby pani to, co jest przy wykonywaniu zawodu aktora absolutnie niezbędne?
Aktor musi mieć w sobie chęć podejmowania ryzyka. Akumuluje swoje doświadczenia, wrażenia i w rozmaity sposób je przekazuje, ale cały czas ryzykuje. I musi się liczyć z rozczarowaniami. (...) Lubię, gdy reżyser komunikuje mi sprawy, które mam przekazać, a ja szukam w swoich umiejętnościach aktorskich najlepszego na to sposobu. Natomiast nie lubię, gdy pokazuje mi, jak mam to robić, nie lubię animacji. Potakiwanie czyni z ludzi lalki, a ja cenię sobie przyjemność udziału w każdym przedsięwzięciu. (...) W aktorstwie trzeba jednak tyleż buntu, co pokory, posłuszeństwa. Choćby moja rola była największa, reżyser widzi cały film. Gdyby każdy aktor grał według swego wyobrażenia, byłaby to zła orkiestra.
Czy jest taki moment w aktorstwie, że człowiek zaczyna mieć zaufanie do swego warsztatu, odnajduje w tym, co robi, coś pewnego, przestaje szukać?
(...) Powiedzmy, że aktorstwo jest rodzajem czuwania nad sobą, innymi ludźmi, nad tym, co trwa dookoła. Czuwaniem i obserwacją. Może każda pewność byłaby rodzajem drzemki, rozluźnienia. Gdy aktor osiąga zadowolenie z siebie, zaczyna siebie kreować. Jest taki rodzaj aktorstwa, że przejście z widowni na scenę staje się niezauważalne. Dla mnie byłoby to przyznanie się do wewnętrznego ubóstwa.
Tyleż buntu, co i pokory. Emilia Krakowska w rozmowie z Elżbietą Dolińską, „Film″ 1976, nr 44