Helena Grossówna
Gwiazda komedii, farsy i wodewilu. Urodzona 26 listopada 1904 w Toruniu, zmarła w Warszawie 1 lipca 1994. Ukończyła toruńską szkołę baletową, a po dwóch sezonach w tutejszym Teatrze Miejskim wyjechała do Paryża, gdzie doskonaliła warsztat tancerki. Po tournée baletowym we Francji i Włoszech powróciła do Torunia, a stąd wyjechała do Bydgoszczy i Poznania. Sukcesy w teatrach poznańskich otworzyły jej drogę do warszawskiej kariery, a tu już szybko upomniał się o nią film. Pierwszy raz pojawiła się na ekranie w roli tancerki Lulu w Kochaj tylko mnie Marty Flantz (1935), a po kilku mniejszych zadaniach u Michała Waszyńskiego i Leona Trystana (m.in. u boku Adolfa Dymszy) dostała większą rolę Jadzi w adaptacji Strasznego dworu autorstwa Leonarda Buczkowskiego. Szybko zaczęła grać role pierwszoplanowe, jak w komedii pomyłek Dwa dni w raju Leona Trystana, zachwycając widownię i krytyków energią, temperamentem i autentyzmem. Chwalono jej stale rozwijany warsztat, który zaprezentowała również w bardziej dramatycznej roli w Królowej przedmieścia. Nic dziwnego, że znalazła się w składankowej Paradzie gwiazd Warszawy z 1937 roku, choć najlepsze filmy właśnie powstawały albo były jeszcze przed nią. W zrealizowanych w trzech ostatnich przedwojennych latach Piętro wyżej, Paweł i Gaweł, Robert i Bertrand pokazała pełnię swojego talentu, a słynną Zapomnianą melodię trudno byłoby sobie wyobrazić bez jej udziału.
Uczestniczka Powstania Warszawskiego, wywieziona do obozu Gross-Lubars a potem Oberlangen, wróciła do kraju w listopadzie 1946. Występowała w krakowskim teatrze 7 Kotów i w łódzkiej Osie a od 1948 do emerytury w 1962 – w warszawskiej Syrenie. Na ekrany kinowe wróciła dopiero w latach 60. w kilku filmach Janusza Nasfetera. Była też matką bliźniaków, co ukradli księżyc, w filmie Jana Batorego.
Magda Sendecka
Cytaty
-
Grossówna podbiła Warszawę nie tylko świeżością i wdziękiem – wkrótce już mówiono o niej „nasza Helcia” – ale także elegancją. W obowiązkowych sprawozdaniach z Balów Mody znaleźć można takie opisy: „ Dzisiejsza już ulubienica polskiej publiczności kinowej miała toaletę z umiejętnie dobranego, ciemnoszafirowego jedwabiu lakowego (ciré), spiętą brylantowymi taśmami, a obnażone plecy kryły się za wspaniałą peleryną ze srebrnych lisów”. I jeszcze Grossówna – królowa karnawału: „Jej rzeźbione kształty ściśle opinała toaleta równie śliczna, jak jej zachwycająca właścicielka, z jasnobłękitnego adamaszku o najmodniejszej dziś barwie bleu Wallis, którym to kolorem Mrs. Simpson podbiła serce księcia Windsoru”.
Andrzej Kołodyński, Najpiękniejszy uśmiech Warszawy, „Film” 1983, nr 6 -
(Po wojnie) równolegle z pracą w teatrze Syrena podróżowałam po Polsce z koncertami estradowymi. Środki lokomocji? Pociąg, ciężarówka, dorożka, a nawet wóz drabiniasty! Czułam się potrzebna. Ludzie poznawali mnie. Uśmiechali się życzliwie; pytali: „Kiedy pani znowu zagra w filmie?” A film? No cóż… Gdy wróciłam do kraju, dopiero się odradzał; gdy już pracowałam w Warszawie, reżyserzy Janusz Nasfeter i Jan Batory zaproponowali mi niewielkie role w swych filmach. Rólki raczej. Do ról heroin przy wiertarkach lub tych budujących nowy dom widać nie pasowałam. Potem przyszły młodsze…
Helena Grossówna w rozmowie z Maciejem Bornińskim, „Film” 1985, nr 11