Artykuły

„Kino” 1977, nr 7, s. 6-7


Autor, który myślał filmowo

Wojciech Natanson

To, że młodzi reżyserzy filmowi szukają materiałów w samym życiu i piszą własne scenariusze, można uważać za fakt natural­ny; nawet pomyślny. Natomiast trudno mi się zgodzić na motywację owych zjawisk: rzeko­me „wyczerpanie” zasobów naszej dawnej (a nawet i nowszej) literatury. Owe dwa nurty mogą przecież doskonale współistnieć, a inspiracje czerpane retrospektywnie – z utwo­rów nieco dawniejszych stają się płodne, także i ze współczesnego punktu widzenia. Przykładem są Zaklęte rewiry, które stały się znakomitym materiałem dla reżysera i ak­torów, a na widzach naszych – i nie tylko naszych – wywarły wrażenie znaczne. We Francji, jak mi się zdaje, praktyka ta jest jesz­cze częstsza.

Od dawna myślę, że wolno się pokusić o pewien eksperyment. Jak wiadomo, Żerom­ski znajdował się pod urokiem filmów swej epoki. Chętnie chodził do kina, i to już przed pierwszą wojną. Najmocniej owe wrażenia przeżywał u progu lat dwudziestych. Było to kino różne od naszego. Ale wydaje mi się, że autor Róży myślał filmowo, w najogólniej­szym znaczeniu tego słowa. Można by nawet wyrazić przypuszczenie, iż podświadomie czy półświadomie snuł pomysły, które w isto­cie rzeczy były materiałem na scenariusze filmowe.

Dotyczy to na przykład Białej rękawiczki. Wystawiona 8 III 1921 roku w warszawskim Teatrze Polskim, nie zdobyła powodzenia. Stała się rzadką w twórczości tego pisarza bezapelacyjną „klapą”. A przecież jej proble­my są interesujące i żywe; obszernie starałem się to uzasadnić w mojej książce Stefana Żeromskiego droga do teatru.

Przyczyną klęski była zapewne pomyłka autorska. Żeromski tak „naładował” utwór, tak skrótowo i dynamicznie go potraktował, iż scena nie wytrzymała obciążenia. Nato­miast na ekranie owe wady i nadmiary utworu mogłyby się stać atutami. Zjawisko bandytyzmu, małe miasto nagle industrializowane, nieporozumienia inżyniera-modernizatora z dorobkiewiczami, coraz szybsze, przyśpieszone, sceny oszukańczych sprzedaży akcji, parabola dwóch światów przestępczych wszystko to mogłoby się stać kanwą pasjonującego scenariusza. Być może, iż właśnie filmowo potraktuje ten materiał znakomity reżyser, twórca niezapomnianych spektakli Witkiewiczowskich – LearaAktów, Jerzy Jarocki, który zapowiada inscenizację tej sztuki w krakowskim Teatrze Starym. Kto wie zresztą, czy nie on byłby kompetentny, by Białą rękawiczkę raz jeszcze przemyśleć jako filmowy scenariusz.

Inny przykład – i innej natury. Antoni Bohdziewicz natychmiast po ukazaniu się Zazdrości i medycyny Choromańskiego myślał o sfilmowaniu owej opowieści. Wiele lat później tego dokonano. Ale istnieją inne jeszcze utwory wielkiego prozaika, które w równym

6 –

czy nawet mocniejszym jeszcze stopniu za­sługiwały na ekranizację. Z przedwojennych wymieniłbym Szpital Czerwonego Krzyża, opublikowany pod koniec lat trzydziestych w dzienniku „Czas”, w książkowej edycji do­piero w latach pięćdziesiątych. Rytm owej powieści jest wolniejszy, mniej „nerwowy” i gwałtowny niż Zazdrości i medycyny, peł­no tu jednak niespodzianek, zaskoczeń, sto­pniowo odsłanianych tajemnic. Ogólny pro­blem – pochwała dobroci przekornej i prawie „zakonspirowanej” – pasjonujący. Jest tu także tragiczny splot choroby i medycyny.

Wydaje mi się, że twórczość Choromańskiego zawiera niejedną jeszcze pozycję, któ­ra by mogła pobudzić filmowców. Na przy­kład: paradoksalne i w dobrym sensie „sen­sacyjne” Opowieści dwuznaczne. MożeMarmury zostaną spokojne w teatrze niedocenione; splot wydarzeń, rytm zaciętejnieubłaganej walki, atmosfera stosunkowo mniej znanego okresu okupacji, pochwała heroizmu, który się nie może ujawnić – to wszystko wydaje się materiałem na dzieło, które właśnie w poetyce filmowej mogłoby zajaśnieć pełnymi blaskami. Ale i powieści Choromańskiego pisane w ostatnim okresie życia (szczególnie W rzecz wstąpić, Kotły beethovenowskie, Słowacki Wysp Tropi­kalnych) – to prawie gotowe scenariusze filmowe, zarazem urzekające i wstrząsające.

Jeszcze jednak uwaga. Czemuż by nie po­szukać filmowego materiału także i w esejach historycznych? Myślę zwłaszcza o Mary­sieńce Sobieskiej Boya, z jej epizodami mi­łosnymi i politycznymi, genezą miłości wiel­kiego wodza i małostkami kobiecymi, walką o elekcję „vivente rege” i polsko-francuskimi perypetiami? Byłby to film nie tylko kolorowy, ale godny refleksji.

Już nieco mniej jestem przekonany o szan­sach filmowych takiej książki, jak Znasz-li ten kraj?. Ale mamy tu gotową „scenerię”: śródmieście starego Krakowa; dramat Przybyszewskiego i Dagny znalazłby tu odpo­wiednie miejsce. Zresztą i sama biografia Boya, poety-lekarza, „giermka” Tetmajera (także w Tatrach!), a wkrótce po tym – uczest­nika jakże innej „cyganerii”! Najtrudniejsze byłoby może odnalezienie, „odkrycie” at­mosfery Michalikowej oraz kontrast z Uni­wersytetem.

Oto kilka propozycji. Myślę jednak, że po­zostałby jeszcze świat Nałkowskiej (np. Ro­mans Teresy Hennert) oraz Tadeusza Bre­zy. I może też ironicznej, paradoksalnej po­wieści Szaniawskiego pt. Miłość i rzeczy poważne. Z utworów nieco dawniejszych: Biblioman Konstantego Mariana Góral­skiego, którego istotą jest piękna hipoteza na wpół wizyjnego odnalezienia polskiego arcy­dzieła z XVIII stulecia – stanowiącego moral­ną odpowiedź na rozbiory.

Wojciech Natanson

7 –

Wróć do poprzedniej strony

Wybrane wideo

  • O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
  • Fenomen POLSKIEJ SZKOŁY FILMOWEJ, prof. Piotr Zwierzchowski
  • Polskie kino po 1989 roku
kanał na YouTube

Wybrane artykuły