Artykuły
„Kino” 1975, nr 6, s. 20-24
Neoromantyzm?
Andrzej Kuśniewicz
– 20 –
W numerze 11. „Kultury” Lech Zahorski, stały kronikarz satyryczny Filmu, dał znakomity dwuznaczny rysunek: z kasy kina, przed którą stoi amator ostatnich Konfrontacji, wysuwa się wielka dłoń pokazująca flagę. Pomysł dwuznaczny, gdyż może ukazywać symbolicznie zarówno trudności w nabyciu biletów na doroczną imprezę, jak i zawód, jakiego doznaliśmy, oglądając dość nieciekawy zestaw filmów.
Jeśli jednak podjęliśmy się śledzenia losów fali romantycznej w dziesiątej muzie ostatnich paru lat, i to m.in. na podstawie nie najciekawszych Konfrontacji 1974, warto by wpierw ustalić, co właściwie nazywamy romantyzmem. Niby sprawa jest od dawna znana, sklasyfikowana, napisano tomy na ten temat, a jednak wkraczamy na teren niepewny, gdy mowa o dziedzinach pozaliterackich, jak film, moda, gusty. Gdyż romantyzm, czy lepiej neoromantyzm, bo chyba o nim tu może być wyłącznie mowa, obejmuje znacznie szerszy obszar niż literatura, podobnie zresztą jak barok czy gotyk.
Wielka dyskusja, jaka przetoczyła się w naszej prasie literackiej na temat romantyzm – pozytywizm (a może, sięgając w czas zaprzeszły, również i romantyzm – pseudoklasycyzm), wykazała, jak zagadnienia te mogą, mimo iż należą już poniekąd do historii tylko, pozostawać wciąż jeszcze żywe, skoro potrafią wywołać tyle niekłamanej pasji polemicznej. Przykłady w dziedzinie kinematografii: dyskusje o Popiołach, a potem Weselu Wajdy, na temat całej Szkoły Polskiej, a także i Potopu Hoffmana, odgrzewające spory dookoła Sienkiewicza i jego wizji naszej historii.
Sądzę, że na temperaturę sporów o romantyzm, choć się o tym mówi niechętnie, rzutują nie tak dawne doświadczenia. Idzie mi o neoromantyzm wprzęgnięty – ze względu na swój antyracjonalizm, skłonność do tworzenia nowych i odgrzebywania dawnych mitów, heroizowanie bohaterów i całych zespołów zjawisk – w warsztat polityczny faszyzmu, szczególnie niemieckiego. Była taka forma neoromantyczna, wykorzystująca różne emocjonalne źródła wciąż żywe w Niemczech tamtych lat, od sztuki ludowej po mity Wagneriańskie i filozofię Nietzscheańską. Nietsche był bez wątpienia bardziej poetą niż filozofem, a jeśli poetą, to romantycznym. I stąd nieufność nasza wobec neoromantyzmu w ogóle.
Z romantyzmem jest mniej więcej tak jak z awangardą. Istniała w węższym pojęciu ta, którą można by nazwać modelem „Zwrotnica-Peiper-Przyboś” sprzed pół wieku, niegdyś istotnie nowatorska i twórcza; dziś żywy z niej pozostał poniekąd teatr Kantora i wiele czułych wspomnień tych, którzy wówczas jako młodzi startowali. Lecz słowo „awangarda” oznacza ponadto w szerszym pojęciu każdy w ogóle ruch nowatorski wyprzedzający czy też raczej – przodujący w czymś, nie idzie tu zresztą wyłącznie o literaturę i sztukę. Analogicznie mamy romantyzm w znaczeniu węższym – ten konkretny nurt z prze-
– 21 –
łomu pierwszego i drugiego ćwierćwiecza tamtego stulecia – u nas związany z tak zwaną Wielką Trójcą Wieszczów, z Norwidem włącznie, a na całym świecie nazywany raczej od najwybitniejszych twórców kierunku: Schillera i Byrona. Istnieje jednak niezawodnie i inne pojęcie romantyzmu oparte na charakterystycznych cechach, gustach, skłonnościach, a także modzie i obyczajach. Ten szerszy romantyzm, raz po raz odradzający się jako różne kolejne neoromantyzmy i pochodny od nich ekspresjonizm, moderna, Młoda Skandynawia, Młode Niemcy i Młoda Polska (jak widać wszystko, co uważało się młodym, dołączało do romantyzmu), łączyły pewne cechy: antyracjonalizm, skłonność do mistyki i mistyfikacji, metafizyki i arystokratyzmu, zwłaszcza w odniesieniu do samego twórcy, i to mimo najbardziej liberalnych, postępowych, bodaj nawet plebejskich cech twórczości neo- i pseudo- romantycznej.
Byłoby truizmem przypominać łączność pojęć młodości i romantyzmu. Jeżeli ten autentyczny, pierwszy romantyzm z lat dwudziestych, trzydziestych zeszłego stulecia był w dużej mierze prądem antyklasycystycznym, postępowym, nowatorskim i rewolucyjnym nawet, wolnościowym (zanim później nie ugrzązł, po Wiośnie Ludów, w mistycyzmie), nie było to wyjątkiem. Przecież i feudalizm niegdyś był młody i tworzył własne, heroiczne mity: Graala, Lancelota, Rolanda, póki nie sklasyczniał dworsko i zachowawczo. To wówczas powstało pojęcie pseudoklasycyzmu, tak zwalczanego przez młodych romantyków. Istnieją regularne zmiany mód i kierunków kolejnych, jakby falowanie. Linia rozwoju nie jest ani wyraźnie wstępująca, ani odwrotnie: jest falista. Podobnie jak w klasycznej ekonomii: hossa-bessa, koniunktura-kryzys i znów koniunktura, i tak dalej. Jeśli romantyzm był reakcją na wystudzony, zachowawczy pseudoklasycyzm – także w dziedzinie myślenia w ogóle, formułowania myśli, kalkulowania szans oraz w modach obyczajowych – to przeciw realistycznemu, lecz zachowawczemu w dużej mierze pozytywizmowi zrodził się jako reakcja – neoromantyzm. U nas wyraźnie wolnościowy z jednej strony (Żeromski, Wyspiański), z drugiej estetyzujący i subiektywistyczny (Młoda Polska w wydaniu Przybyszewskiego, a także poniekąd Tetmajera).
Czy zatem to, co niektórzy nazywają nawrotem romantyzmu, jest – jak by wynikało z pewnych reguł - reakcją przeciw czemuś, co było antyromantyczne, zatem bardziej przyziemne, realistyczne, racjonalistyczne? Przeciwko czemu konkretnie? Co prawda jeśli idzie o film, ale także jego niewątpliwe zaplecze, literaturę – wzywano do ukazywania życia w naszym kraju w dobie wielkich przemian w sposób
– 22 –
realistyczny i wyzbyty wszelkiej mitologizacji. Tak, lecz czy mamy utwory zgodne z takimi przepisami i receptami? Nie licząc, rzecz jasna, nieudanych prób okresu schematyzmu.
Wydaje mi się, że niemal każdy temat można, w zależności od skłonności reżysera i panującej mody, przerobić na kształt romantyczny, lub też odwrotnie. Można sobie na przykład wyobrazić Wesele ukazane okiem romantyka, ale i pozytywisty. Podobnie z Popiołami, czemuż by nie. Zależy to od podkreślenia w istniejącym tekście tych czy też innych fragmentów, zwłaszcza w epopei, jak Popioły czy Trylogia, gdzie można doszukać się przeróżnych motywów i wątków.
Konkretyzując: gdzie możemy odnaleźć romantyczny nurt w kinematografii? W jakich filmach? Czy na przykład można zaliczyć do tej kategorii westerny? Moim zdaniem tak. Western, ten klasyczny zwłaszcza, lecz nie tylko, jest z samego założenia romantyczny, jeżeli do cech romantycznych zaliczymy uproszczenie charakterów i sytuacji w kierunku schematyzacji i heroizacji. Dalej: szlachetność bohatera, jego wierność, odwaga, walka o dobrą sprawę w obronie uciśnionych – cecha z gruntu romantyczna, z okresu, gdy romantyzm wziął udział w politycznych walkach o wolność ludów i niepodległość narodów – następnie też pewna umowność akcji. Gdy nawet – co się zdarza rzadziej – heros jest postacią złą, to będzie zarazem demoniczną, wyróżniającą się, w każdym razie nieprzeciętną. Przeciętność postaci to cecha antyromantyczna. Bohaterem przeciętnym bywała postać literatury pozytywistycznej.
Do romantyzmu w filmie zaliczyłbym również pochodne westernów, od nich się bez wątpienia wywodzące, z nowej fali amerykańskiej, takie jak Nocny kowboj czy Strach na wróble, mówiące o jak gdyby zbankrutowanych wolnych ludziach z epoki westernu, w ogóle ery Dzikiego Zachodu, dziś zagubionych w nowoczesności, w cywilizacji wielkich metropolii, autostrad i aeroportów, szukających azylu w przyjaźni z takimi samymi jak oni, równie zagubionymi i samotnymi. Do tej kategorii wizji romantycznej zaliczyłbym i klasycznego dziś Swobodnego jeźdźca, gdzie obok włóczęgi bez celu mamy również narkomanię. Bohaterowie tej romantycznej formacji, błędni rycerze, jak ci dwaj z wymienionego filmu, giną zabici przez brutalnych reprezentantów świata establishmentu, pozbawionych romantycznych obciążeń i złudzeń. Motyw ten należy bez wątpienia do czystego romantyzmu.
Lecz także należą tu zupełnie inne filmy: mianowicie wojenne, heroizujące pewne postawy ludzkie, ich wysiłek, wolę walki, poświęcenie. Mam na myśli wiele filmów radzieckich i nie tylko radzieckich. Tu
– 23 –
można by wymienić takie filmy jak Blokada Jerszowa czy Niebo jest ze mną Łońskoja i jak – tu wreszcie nadarza się okazja nawiązania do tegorocznych Konfrontacji – film Konczałowskiego Romanca o zakochanych, utwór najbardziej charakterystyczny dla romantyzmu w czystej formie, jak i wcześniej wymienione filmy radzieckie. Konczałowski jest klasykiem neoromantyzmu Anno Domini 1974.
Jakie jeszcze filmy tegorocznych Konfrontacji zaliczyłbym do nadpływającej fali neoromantyzmu? Zapewne poniekąd Nie oglądaj się teraz Roega, a to ze względu na nastrój obrazów, lecz i sytuację bliską mistycyzmowi. Obrazy Wenecji, tak fotogenicznej jak mało które miasto na świecie, lecz i na granicy złego smaku, kiczu pocztówkowego, od Wenecji nostalgicznej, tragicznej, retro, z filmu Viscontiego Śmierć w Wenecji, aż po zasnute mgłą, ukazywane w mroku, ponure zaułki Roega z chlupocącą wodą czarną jak smoła, te zwidy, przeczucia, nemezis, czy ja wiem co jeszcze; wszystko w każdym razie bardzo emocjonalne i wizualnie romantyczne.
Trudno by mi było zaliczyć Amarcord Felliniego do nurtu romantycznego. Bardzo swoista twórczość tego bez wątpienia wielkiego formatu reżysera bliższa jest secesji, pasierbicy romantyzmu, niż autentycznego romantyzmu. Te pawie na śniegu, taniec we mgle, konie pojawiające się ni stąd, ni z owąd, i tak dalej. Amarcord jest, jak sądzę, dopowiedzeniem o sobie tego wszystkiego, czego autor nie zmieścił w bardziej reprezentacyjnej Romie.
Nie był romantykiem nigdy Munk. Bywał nim często Wajda, gdy w myśl przykazania Żeromskiego „rozdrapywał rany polskie” i w Kanale, i w Lotnej, i w Popiołach. Był również romantykiem w Brzezinie, nie jest nim w Ziemi obiecanej.
Przedłużenie takiego nieobowiązującego klasyfikowania, selekcjonowania może być niezłą zabawą. Wydaje mi się np., że Antonioni nie jest i nigdy nie był romantykiem, mimo pewnych cech jego twórczości łudząco przypominających smaki i smaczki romantyczne. Mimo skłonności (chyba pararomantycznych) do niedomówień, mistyfikacji, niejasności, operowania nastrojami, oczekiwania na coś, co się zazwyczaj nie spełnia lub nie wyjaśnia do końca. Tak jest w znakomitej scenie poszukiwań zaginionej dziewczyny na skalistej wysepce w Przygodzie, taki jest nastrój świtu w pustym parku pełnym szumiących na wietrze drzew w Powiększeniu, wreszcie w końcowej scenie Reportera, filmowanej z wnętrza izby przez zakratowane okno balkonowe domu gdzieś w południowej Hiszpanii.
I jeszcze, bawiąc się dalej: Kutz był romantykiem, gdy w obu filmach o tematyce śląskiej, Soli ziemi czarnej i Perle w koronie, heroizował i mitologizował mimo pozorów realizmu historię i ludzi tamtej ziemi. Nie jest nim w Linii. Nie należą chyba do wielkiej rodziny romantyków – ani wielki Bergman, ani wielki Buñuel. Obaj są tak dalece odmienni od jakichkolwiek wzorów i niepowtarzalności, że trudno zaliczyć ich do jakiejkolwiek szkoły. Mimo że Bergman, ze swym skandynawskim, strindbergowskim, posępnym światem pełnym moralnych wątpliwości i obsesji, gdyby żył na przełomie wieku, mógłby stać się idolem „Młodych Skandynawów” z ich neoromantycznej, berlińskiej epoki. Buñuel zaś, fanatyczny, okrutny po hiszpańsku, zapiekły w swych inkwizytorskich pasjach, również jest całkowicie odrębny i niezależny. W obu – i w Bergmanie, i w Buñuelu – tkwią bezsprzecznie elementy romantyczne w jakiejś mierze, lecz mimo to nie sposób ich zaszeregować czy skatalogować jako kontynuatorów fali neoromantycznej.
Warto jeszcze na zakończenie dodać, iż nie należy mylić i mieszać pojęć pozornie bliskich, jak romantyzm i styl „retro”, który bywa, lecz nie musi wcale być nawrotem do romantyzmu. Podobnie sprawa przedstawia się z melodramatem, który można by nazwać dla ułatwienia stylem „Love Story”, a który był reakcją na trwającą już zbyt długo modę na antysentymentalizm doprowadzony aż do cynizmu, sadyzmu i porno: w ogóle na to wszystko, co dominowało w dwu co najmniej dziesięcioleciach tak w literaturze, jak i w filmie.
– 24 –
Andrzej Kuśniewicz
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
Geneza społeczno-polityczna rozwoju KINA MORALNEGO NIEPOKOJU, prof. Andrzej...
-
Twórczość Kazimierza Kutza na tle polityki historycznej lat 60
Wybrane artykuły
-
Modernizacje widzenia. O teorii odbioru filmu Leopolda Blausteina
Sylwia Borowska-Kazimiruk
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 1/2019