Zdzisław Maklakiewicz

Zdzisław Maklakiewicz w filmie "Rewizja osobista", fot. Jerzy Troszczyński, źródło: Fototeka FN?>

Zdzisław Maklakiewicz w filmie "Rewizja osobista", fot. Jerzy Troszczyński, źródło: Fototeka FN
http://fototeka.fn.org.pl/

„Nikt nie potrafi grać postaci pozornie pospolitych i nieciekawych tak przenikliwie jak Maklakiewicz” – twierdził Tadeusz Konwicki. „Miał swój styl rozpoznawalny nawet w złych czy wręcz okropnych filmach” – uważał Krzysztof Mętrak. „Nie był gwiazdą. Nie był nawet aktorem głównych ról. A przecież był wybitną indywidualnością aktorską” – pisał o nim Aleksander Jackiewicz w Gwiazdozbiorze (1983).  

Urodził się 9 lipca 1927 roku w Warszawie – zmarł 9 października 1977 roku w Warszawie. Absolwent Wydziału Aktorskiego stołecznej Państwowej Wyższej Szkoły Aktorskiej (1951). Występował w teatrach warszawskich: Syrena (1950-1952), Ludowym (1952-1956), Polskim (1956-1957), następnie w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie (1958), Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (1958-1962), Teatrach Dramatycznych we Wrocławiu (1962-1964), Teatrze Powszechnym (1964-1965) i Polskim (1965-1967) w Warszawie, Starym Teatrze w Krakowie (1967-1969), Teatrze Narodowym (1969-1972) i Rozmaitościach w Warszawie (1974-1976).

Zagrał w ponad stu filmach fabularnych oraz serialach telewizyjnych, głównie role drugoplanowe i epizodyczne. Po raz pierwszy pojawił się na ekranie – jako Józef Bednarczyk, student prawa – we Wspólnym pokoju (1959) Wojciecha Jerzego Hasa, ekranizacji znanej, rozgrywającej się w Warszawie lat trzydziestych, powieści Zbigniewa Uniłowskiego, będącej studium psychiki kilku mieszkańców sublokatorskiego pokoju pewnej czynszowej kamienicy, ludzi wrażliwych, niemogących odnaleźć się w otaczającej ich rzeczywistości, żyjących jakby na jej marginesie.

Był aktorem wszechstronnym. Stworzył wiele pogłębionych psychologicznie, przejmujących kreacji, jak choćby Moskała w Słońce wschodzi raz na dzień (1967) Henryka Kluby, utrzymanej w poetyce ballady sowizdrzalskiej, rozgrywającej się w pierwszych latach po wojnie w beskidzkiej wsi opowieści o ludowym przywódcy Haratyku oraz jego swojskim pojmowaniu nowego społecznego ładu, dworcowy kelner w Zofii (1976), debiucie fabularnym znakomitego reżysera filmów animowanych Ryszarda Czekały, czy nauczyciel tańca w serialu Janusza Morgensterna Polskie drogi (1977). Na uwagę zasługuje również groteskowy Rotmistrz w Salcie (1965) Tadeusza Konwickiego, polemizującej z dokonaniami Polskiej Szkoły Filmowej wariacji na temat rodzimych stereotypów, z finałową sceną nawiązująca do słynnego chocholego tańca z Wesela Stanisława Wyspiańskiego, oraz „sprzedający «Przyjaciółkę»” w Barierze (1966) Jerzego Skolimowskiego, autobiograficznej opowieści o losach młodego inteligenta w polskiej rzeczywistości lat sześćdziesiątych, usiłującego pokonać dzielące go od świata bariery: pieniądza, konwencji, hierarchii.

Największą popularność przyniosła mu rola inżyniera Mamonia w Rejsie (1970) Marka Piwowskiego, paradokumentalna obserwacja pewnego rejsu spacerowym statkiem po Wiśle oraz jego pasażerów, będąca trafną metaforą życia w kraju tzw. realnego socjalizmu. To od tego filmu zaczęła się przyjaźń z Janem Himilsbachem, to na jego planie zawiązał się wspaniały duet komiczny, który znakomicie funkcjonował w filmach Andrzeja Kondratiuka: telewizyjnych Wniebowziętych (1973) oraz kinowym Jak to się robi (1973). W tym pierwszym dwóch przyjaciół wygrywa w totolotka duże pieniądze, obaj są wielkimi fanami awiacji, więc całą sumę zamierzają „przelatać", w drugim – chcą wspólnie nakręcić film, a kiedy to się nie udaje, postanawiają zająć się piosenkarską profesją. W komediach Kondratiuka obaj zagrali główne role, co w ich dorobku jest rzadkością, obaj bowiem byli – przede wszystkim – mistrzami drugiego planu. Ale jest w twórczości Maklakiewicza jeden film – Siedem czerwonych róż, czyli Benek Kwiaciarz o sobie i o innych (1972) Jerzego Sztwiertni, w którym zagrał sześć głównych ról: Władka, kaprala Jankowskiego, dyrektora Wocka, inżyniera Bartkowiaka, kierownika Grada i Benka „Kwiaciarza”.

„Jakoś tak się składa, że tych głównych ról nie gram, nie mam serca do repertuaru, do tych tam wiecznie niespełnionych nadziei, antybodźców bezinteresownej zawiści, czyli tego całego romantyzmu, krótko mówiąc, ja robię na pół etatu” – wyznał na łamach „Filmu” (nr 11/2000).

Jerzy Armata

 

Artykuły