Artykuły
„Kino” 1971, nr 10, s. 4-12
Czas zatraty, czas odkupienia
Aleksander Ledóchowski
Trzecia część nocy jest debiutem długometrażowym Andrzeja Żuławskiego. Jeśli ten film można do czegoś porównać, to tylko do nagle zapalonej olbrzymiej latarni w martwym i monotonnym krajobrazie. A ta kuje zmysły, nerwy i myśli. Jest na tle bieżącej produkcji czymś wyjątkowym: przez swoją gęstą i nasyconą materię filmową, przez problematykę i przez ostateczny sens myślowy.
– 4 –
TAJEMNICA WYROKU
Film rozpoczyna się cytatem z Apokalipsy św. Jana. Pierwszy anioł zatrąbił: i powstał grad i ogień zmieszany z krwią i spadł na ziemię. Trzecia część ziemi zgorzała, trzecia część drzew zgorzała i wszystka trawa zielona zgorzała. I z dźwiękiem dalszych trąb anielskich trzecia część mórz i wód, dobytku ludzkiego oraz jasności gwiazd, księżyca i słońca zostały zniszczone. A po ziemi rozeszły się szarańcze, którym dano moc skorpionów. Ludzie, którzy nie pomarli, szukali śmierci, lecz znaleźć jej nie mogli… Film kończy się podobnym cytatem: szósty anioł zatrąbił. Wtedy zostali zwolnieni z pęt czterej aniołowie, którzy stali w pogotowiu, by porazić trzecią część ludzi.
Apokalipsa wyjaśnia tytuł filmu. Determinuje też czas i miejsce zdarzeń. Okupacja.
Andrzej Żuławski urodził się w czasie, w którym rozgrywa się akcja jego filmu. Wyniósł z tych lat zakodowany we krwi odruch strachu – koszmaru o zatartych granicach między jawą i snem. I świadomość własnej historii, genezę pokolenia, choć skazanego na zagładę, lecz zwycięskiego. Bo właśnie skazanie i zwycięstwo to główne kanwy tego moralitetu.
Nowelę do filmu napisał ojciec reżysera, Mirosław Żuławski, w oparciu o własne wspomnienia. W rękach syna, którego pamięć nie sięga czasu przedstawionego, rozpadła się ona na strzępy, a z nich powstało coś zupełnie nowego. Jest to spojrzenie wstecz na podstawie relacji drugiej osoby, ale autentyczność spojrzenia została zachowana dzięki dziedzictwu doznań. I także dzięki temu prostemu, choć instynktownemu zrozumieniu, że był to okres inkubacji dzisiejszego człowieka. Przyczyny przetrwania i analiza sił utrzymujących przy życiu.
Żuławski postawił podwójne pytanie i dał podwójną odpowiedź: o człowieku wplątanym w historię i o człowieku tworzącym historię. Epizod historyczny stał się wykładnią egzystencji. Tajemnica wyroku skazującego dla tych, których pomordowano, i dla tych, którym dano siły, by przetrwali czas zatraty.
OBRAZ WIZYJNY
Korytarz, którego długość wyznacza strach ściganego człowieka. Zamyka go ślepa ściana, u jej stóp stoją nosze nakryte białym płótnem. Gdy Michał podniósł płótno, zobaczył samego siebie martwego. I wtedy kula pistoletu uderza go w gardło. Więc jeszcze raz korytarz, sale i schody szpitala, ściany, które go okrążają, zastępują drogę lub rozstępują się, ściany, za którymi na fotelach śmierci zastygły w ostatnich pozach nagie trupy torturowanych i wreszcie – po raz ostatni – wzrok biegnie ku górze ku malowidłu, które beznamiętnie i bezosobowo pokazuje oko Opatrzności w trójkącie.
Gdyby Trzecią część nocy chcieć do czegoś przyrównać, to do ogromnego barokowego fresku. Bo właśnie w jego sztuce jest coś barokowego, ów charakterystyczny alians realizmu i wizjonerstwa, mistycyzmu i brutalności życia, biblijności i powszedniości. Kronikarska dokładność większości szczegółów i scen, z których powstaje całość wychodząca poza historyczne i czasowe ramy konkretnych zdarzeń. Apokaliptyczność przypowieści, przygniatająca swoją intensywnością, ekspresją wyrazu i irracjonalną wymową. Podstawowe cechy Trzeciej części nocy: transcedentalność treści, brutalny realizm epizodów, moralizatorstwo, pewnego rodzaju mistycyzm, skłonność do posługiwania się ostrymi i szokującymi środkami wyrazowymi oraz bogata, rozbudowana kompozycja wizualno-dźwiękowa.
Podobnie jak w ogromnym fresku, w filmie Żuławskiego nie ma tradycyjnej konstrukcji toku wydarzeń. Rzecz opowiedziana jest z dystansu, choć szalenie gwałtownie, układ i wiązanie poszczególnych sytuacji moją w sobie coś z gorączkowego koszmaru lub pulsowań zranionej pamięci. Dramaturgiczną osią jest na przemian albo waga poszczególnych sytuacji, albo ich znaczenie emocjonalne.
Film jest wielowymiarowy, labiryntowy, wielowersjowy. Pierwszą jego warstwę tworzy faktura obrazowo-dźwiękowa: stuk kroków, trzask strzałów, warkot silników i metaliczna, wybuchająca spazmami muzyka A. Korzyńskiego wraz z towarzyszącymi obrazami plastycznie niespokojnymi, uderzeniowymi, agresywnymi (zdjęcia W. Sobocińskiego, scenografia i dekoracje T. Barskiej). Drugą – już pozasensualną – warstwę tworzą poszczególne sceny, każda z nich stanowi pewien zamknięty epizod. Zapełniają one czasoprzestrzeń filmu, łączą się z sobą, jak karty w złej kabale – tajemniczo, niezrozumiale, a przecież niesłychanie logicznie. I wreszcie trzecia warstwa filmu, jakby jego rdzeń nerwowy, warstwa znaczeń pierwotnych – wymagający odgadnięcia szyfr egzystencji i przeznaczenia.
Jest to fresk barokowy albo las, który wciąga do środka i osacza.
WSZY
Akcja filmu rozgrywa się w scenerii okupowanego Krakowa. Sama okupacja, a raczej jej formalne piętno zarysowane jest szkicowo: gdzieniegdzie szczątkowy mundur niemiecki, niekiedy fragmentaryczna wypowiedź dialogu.
Ale okupacja istnieje, nie jako rekwizyt historyczny, lecz jako nowy tryb życia czy bardziej jako nowy sposób umierania, gdy śmierć niosą anonimowi cywile w jasnych płaszczach, gdy dawny porządek egzystencji został rozbity, świat
– 5 –
wytrącony ze swego łożyska, gdy zapanował czas obłędu, rozpaczy i walki.
Motyw okupacji nie jest rzadkością w filmie polskim. Ale Żuławski ujął go inaczej, powiedziałbym, że jest to czwarte i najbardziej przetrawione spojrzenie. Pierwszy obraz okupacyjny ukazały filmy z lat pięćdziesiątych (Ostatni etap Jakubowskiej, Ulica Graniczna Forda i Miasto nieujarzmione Zarzyckiego) – było to potrójne requiem: dla narodów, dla rasy i dla miasta. Do okupacyjnego wątku powróciła Szkoła Polska, przede wszystkim Wajda (Pokolenie i Kanał) oraz Munk (Eroica); twórcy Szkoły Polskiej zanurzyli się w martyrologię narodową, rozumiejąc ją przede wszystkim pod wpływem ówczesnych nastrojów jako osąd losu jednostki i zbiorowości, których historia zagnała w ślepy zaułek zbyt wielkiego, bo taktycznie niepotrzebnego, poświęcenia. W latach sześćdziesiątych nastąpił ponowny nawrót do tematów okupacyjnych; było to, przynajmniej w największym zarysie, trochę sterowane zadanie według mapy i kalendarzyka, świat widziany poprzez celownik karabinu, a więc przy założonym małym realizmie i programowości, pozbawiony szerszego oddechu i potrzebnego sztuce kontrowersyjnego niepokoju.
Po raz czwarty do tematu wrócił Żuławski. Odrzucił podręcznik historii politycznej i narodowej historiozofii. Spojrzał na sprawę z dystansem, świadomy jednak jej aktualności. Dla niego okupacja jest okresem rozpadu istniejącego porządku i norm, okresem śmiercionośnego chaosu, tworzenia się nowej odporności, nowych praw i nowej struktury bytowej, okresem zagłady, ale i próby, gdyż przetrwają tylko ci, którzy są zdolni unieść nowe brzemię epoki. Ukazał sam rdzeń piekła i jego mechanizm, właśnie mechanizm, a nie scenerię – działanie sił dodatnich i ujemnych, prawidłowość obłędu i samoobrony w swych najistotniejszych racjach. Treść życia i śmierci.
Jednym z wątków filmu jest motyw wszy. Białych insektów niosących zarazki tyfusu. Tyfus niesie śmierć, ale śmierć może być zaczątkiem odrodzenia. Z jelit sztucznie zakażonych wszy preparuje się szczepionkę.
W instytucie szpitalnym hoduje się wszy. Ci, którzy zostają przyjęci do pracy, karmią je własną krwią. Karmiciel otrzymuje względnie dobre wynagrodzenie, większy przydział żywności i odpowiednie dokumenty chroniące przed aresztowaniem. Karmią śmierć, aby sami mogli przeżyć. Z ich krwi powstają zarazki, które właściwie dawkowane stają się lekarstwem.
Powstaje zamknięty obwód: człowiek jest matką dla robaka, a robak lekarzem dla człowieka. Transfuzja życiodajnej krwi poprzez jelita insekta. Zbratanie życia i śmierci we wzajemnym przenikaniu. Realizm scen szpitalno-laboratoryjnych i metafora bytu. W zagładzie jest ocalenie, bo uodpornienie: dantejska koegzystencja dwóch ostatecznych przeciwieństw.
GOLGOTA
Centralną postacią filmu jest Michał w wykonaniu Leszka Teleszyńskiego. Ten młody także debiutujący aktor stworzył przejmujący portret – w jego kreacji nie ma gry ani pozy. Po prostu wchodzi w okrutny i obcy świat, pozostając sobą, to znaczy wrażliwym i refleksyjnym chłopcem, który musi znaleźć modus adaptacji, pojmowania i przetrwania.
Koncepcja postaci odbiega od dotychczas powtarzanych wzorów: nie jest on ani trybem maszynerii o działaniu zdeterminowanym, ani też reprezentantem jednostki umotywowanej chwilą bieżącą. Chce pojąć to, co się dzieje wokół niego, i przez zrozumienie wytworzyć sobie psychiczne antidotum. Jest przeciwstawieniem zarówno postawy romantycznej, jak i racjonalno-realistycznej. Na jego wizerunek psychiczny składają się zarówno lęk, zagubienie, niepewność, jak i obsesyjna pasja samostanowienia wyboru drogi, stopienia się z inną osobą – wreszcie zjednoczenia się z własnym społeczeństwem i narodem, aby żyć jego treściami. Chce przejść przez piekło zwycięski, mówi do żony: jesteś starsza ode mnie, mądrzejsza, powinnaś mną lepiej kierować.
Wpisany w koło tortur, uwielokrotnia się w innych postaciach, których losy są odpowiedziami na jego pytania-wątpliwości. Gdy odchodzi od ojca, rzuca świat minionej kultury, a właściwie tych wartości, które mają już zbyt wątłą postawę, które same się rozpadają: nie rezygnuje z kultury i tradycji w ogóle, tylko szuka takich wzorców, które pozwalają się przenikać światu wyobraźni ze światem realnym, z korzyścią dla tego drugiego. Gdy mąż Marty wybiera pewną śmierć – w czasie łapanki niszczy papiery, które mogą go ocalić – jest to tylko reprojekcja jego własnego stanu, przeczucie, że śmierć może być kontynuacją życia. Jego siostra, zakonnica, opiekująca się starcami, wchodzi dobrowolnie z pensjonariuszami do samochodu z podłączonymi rurami wydechowymi do wnętrza. Na wstrzymujący gest konwojenta odpowiada (bardziej w imieniu Michała niż swoim), że tą decyzją stawia pytanie, na które otrzyma natychmiast odpowiedź… Spotyka Żyda Rosenkrantza – jego synowi dawał przedtem korepetycje – i otrzymuje od niego biblię, księgę prastarej mądrości z zakreślonym akapitem. Rosenkrantz dał mu ją w godzinę wyjazdu – paszporty do Szwajcarii, wykupione w imię bierności, strachu i chęci ucieczki, okazały się glejtem do grobu. I wreszcie drugie spotkanie z przywódcą podziemia – Ślepym. Owa dramatyczna decyzja, że pomoc, nawet za cenę własnego życia, należy
– 6 –
– 7 –
– 8 –
nieść nie tylko ważnym i potrzebującym, ale i tym najbardziej lichym, że oprócz hierarchii konspiracyjnej czy wojskowej jest jeszcze inna skala ocen, po prostu skala ludzka.
Postać Michała jest wykładnią nowych wartości, w czasie gdy trąby anielskie obwieszczały zagładę. Wartości nowego, a więc i dzisiejszego.
OCALENIE
Jeśli postać Michała potraktować jako kluczowe pytanie filmu (dlaczego?... co robić?...) rozwinięte w długą frazę, to postać Heleny-Marty (w wykonaniu Małgorzaty Braunek) stanowi zwartą odpowiedź.
Jest to w polskim filmie rola wyjątkowa choćby dlatego, że nasza kinematografia nie miała dobrej ręki do postaci kobiecych. W filmach pierwszego dziesięciolecia prawie wyeliminowano kobiety z ekranów, a i potem niewiele się poprawiło. W większości filmów rezerwuje się dla nich role drugoplanowe lub epizodyczne, zaś ich funkcja dramaturgiczna oraz umotywowanie biologiczne, psychologiczne i społeczne są tak cienkie, że bez większego uszczerbku dla dzieła można by je skreślić lub przerobić na postacie męskie. Tylko niewielka grupa filmów (np. Ewa chce spać, Ostatni dzień lata, Pociąg, Matka Joanna od Aniołów, Jak być kochaną, Niekochana, Polowanie na muchy, filmy Zanussiego i dalszych kilka) potrafiła integralnie i w sposób artystycznie uzasadniony włączyć postać kobiety w wątek opowieści. Ale i w tych przytoczonych przykładach nie są to pełne wizerunki, a raczej typologicznie skrajne osobowości kreślone na niepełnym rejestrze możliwości jej natury i życiowych funkcji.
Zjawisko to łatwiej wytłumaczyć niż usprawiedliwić. Prawdopodobnie zadecydowały tu głębokie przemiany w naszym życiu, przerwa w ciągłości rozwojowej kultury, tradycji i sztuki, społeczny i artystyczny neofityzm nowej generacji, a także towarzysząca temu niestabilność krytyków. Tak czy inaczej powstała znamienna luka.
Złą passę przerwała dopiero Małgorzata Braunek w sposób nieoczekiwany. I trudno zawyrokować, czy stało się to za wyłączną sprawą jej talentu, czy też w oparciu o koncepcję Trzeciej części nocy i założeń reżyserskich. A może samorzutnie – jako konieczność chwili – został przekroczony próg przemilczeń, może pod wpływem wewnętrznego ciśnienia papierowe postacie zostały dokrwione. W każdym razie otrzymaliśmy najpełniejszy filmowy portret kobiecy i jak dotychczas najwnikliwsze studium analityczne o jej naturze.
Jednym z wątków filmu jest miłość i właśnie poprzez miłość definiuje się postać bohaterki. Pierwotna racja i biologiczny instynkt, który w niej drzemie. Miłość będąca zatraceniem, będąca odwrotnością okrucieństwa i nienawiści. Witalna siła pozwalająca i zmuszająca do życia, stanowiąca kompas przewodni wśród biologicznych i psychologicznych zniszczeń. Miłość, która zmazuje winy, uodparnia, wyznacza kierunek i cel. Ratunek i nadzieję.
A z miłością wiąże się drugi odwieczny impuls – pragnienie macierzyństwa. Poświęcenie dla nieurodzonego jeszcze, a potem bezbronnego. Konieczność przetrwania dla tego, kto stanowi ich najbardziej osobistą wspólność. Bezbronność dziecka jest obronnością dorosłych.
I wreszcie kobieta jako wyraz racjonalnej postawy, ów tak bardzo niemęski praktycyzm, jednak w skutkach błogosławiony. To ona – choć w sposób mało widoczny, może bardziej przez fakt swego istnienia – angażuje mężczyznę w walkę o życie; ważny jest nie tyle fakt wynalezienia mu pracy, co obdarzenie go łaską czynu, wytworzenie dla niego pola zainteresowań i obowiązków. Zaangażowanie Michała – choć dla niej i przez nią – w skutkach rozszerza się poza sprawy personalne; los rodziny jest losem społeczeństwa, a kobieta w tym przypadku stanowi siłę napędową i siłę kierującą.
Jest także w tej postaci nieodgadniony motyw kobiecego postępowania, tajemniczość, niedopowiedziana do końca właściwość natury, których rozwiązanie staje się aż bolesne. Bezmiar czegoś, co ogarnia ze wszystkich stron, zdaje się bliskie, będąc dalekie – nieuchwytne przez swoją konkretność.
W postaci stworzonej przez Braunek jest coś z pergaminu, który odwrotną stroną ogląda się pod światło. Skomplikowany rysunek o rozproszonych obrzeżach, wielokrotność sylwetki nachodzącej na siebie. Początkowo może wydawać się to błędem, ale potem już wiadomo, że tak powinno być. Bo w jednej i tej samej osobie zawarta jest historia pokolenia i płci. Jest taką jako młoda dziewczyna wpatrzona w oczy Michała z rozchylonymi, lekko drgającymi wargami. I jako istota biologiczna, rodząca kobieta z twarzą zalaną potem, z wydętym brzuchem, z rozchylonymi udami, na moment nim wyda maleńkiego człowieka w krwawej opasce z pępowiny – a potem ten jej uśmiech. W tej naturalistycznej klinicznie scenie jest coś wzniosłego i poetycznego, jak w gotyckich obrazach narodzin ze starych ołtarzy. I także wtedy, gdy jej dziewczęce czoło pocięte jest zmarszczkami, a na twarzy maluje się upór i siła kobiety świadomej najważniejszego, że musi sprostać nadmiernie dużym zadaniom – być radą, pomocą, nadzieją.
Postać wyjątkowo pełna, syntetyczna, wieloznaczna.
PODZWONNE
W punkcie przecięcia się minionego i nadchodzącego wytworzyła się pustka. Próżnia ta stała się ob-
– 9 –
szarem egzystencji ojca Michała, którego gra Jerzy Goliński.
Z wszystkich postaci ta jest najbardziej kontrowersyjna, postępowaniem swoim wywołująca uczucie zirytowania, natrętna, na swój sposób ludzka, a jednocześnie jakoś wyobcowana, drażniąca, patetyczna, prawdziwa i fałszywa zarazem.
Postać ojca reprezentuje (a może symbolizuje) czas przeszły, dla którego stanęły zegary. Świat obrazów, szabel, nut – ów zbiór rekwizytów dawnej świetności, na które pracowały pokolenia, w których zawarła się historia, a które teraz stały się tylko martwymi przedmiotami.
Byłoby przesadą twierdzić, że świat ojca Michała jest światem całkowicie wymarłym i nieprzydatnym. Między nim a Michałem, mimo że w ich żyłach płynie ta sama krew, powstała ściana, to prawda, ale z drugiej strony i mimo istniejącego przedziału wzajemne przenikanie istnieje i będzie coraz silniej narastać. Pewne wartości kultury i tradycji mogą w pewnym okresie stracić na znaczeniu, ale potem po uspokojeniu następuje potrzeba powrotu do nich. Jest to znamienny aspekt sprawy.
I po drugie – w postaci tej miłość ojcowska ma charakter odpychający, ale przecież jest to miłość. Oschła i egoistyczna, nietolerancyjna, na swój sposób okrutna, a przecież – mimo tego wynaturzenia – żarliwa, przez swój tragizm ludzka i dająca się wytłumaczyć.
Ojca i syna dzieli inne doświadczenie, inny punkt wyjścia i inne przeznaczenie. Dwa różne hermetyczne światy, które nie mogą się z sobą zespolić, ale pozostają w sferze swoich wpływów, aby bardziej cierpieć.
GENEZA FILMU
Trzecia część nocy jest zdumiewającym renesansem Szkoły Polskiej, świadectwem tego, że wulkan działający w latach 1956-1960 po dłuższej przerwie wybuchnął ponownie, rzucając ze swego wnętrza cenny kruszec.
Do Szkoły Polskiej Żuławski nawiązuje świadomie; kurtuazyjnym gestem wobec Wajdy jest pierwsza scena – wjazd żołdaka na koniu do komnaty (reminiscencje Lotnej) i trochę później sceny ucieczek i pogoni na klatkach schodowych i podwórkach (Pokolenie).
Ważniejsze są jednak nie zbieżności formalne, lecz intencjonalne, będące dowodem, że treści Szkoły Polskiej nie zostały wyczerpane do końca, że – wbrew pesymistycznym głosom – jest to tendencja jak najbardziej żywa i aktualna. Trzecia część nocy potwierdza zarówno artystyczną słuszność Szkoły Polskiej rozumianej historycznie, jak też wskazuje, gdzie tkwią dalsze i szczęśliwe inspiracje dla naszej sztuki.
Związek filmu Żuławskiego ze Szkołą Polską nie wynika z wykalkulowanego powtórzenia, lecz jest odwołaniem się do podobnej postawy myślowej i artystycznej, są to więc – nie obawiajmy się tego określenia – najbardziej istotne determinanty polskiej sztuki, tego, co stanowi o naszej odrębności i wartości.
Przejawia się to przede wszystkim osobistym stosunkiem do filmu: z jednej strony nosi on piętno jak najbardziej autorskiej i indywidualnej wypowiedzi, gdy z drugiej – wszystkie jego wewnętrzne elementy (gra aktorska, scenografia, muzyka, zdjęcia), zachowując swoją samoistność, stanowią równocześnie harmonijny składnik całości.
Poetycka struktura filmu jest wyjątkowo bogata, agresywna, wieloznaczna. Duet plastycznie rozbudowanego obrazu z literackim drążeniem myśli głęboko ukrytych w mózgu. Odwołanie się do naszych doświadczeń historycznych, do teraźniejszości, do pramotywów moralnych. Do zagadnień naszej egzystencji.
Związek ze Szkołą Polską polega przede wszystkim na podobnej wyjściowej postawie artystyczno-myślowej i poetyce, różnice zaś wynikają z innej perspektywy założeń przewodnich i koncepcji dramaturgicznej.
Trzecia część nocy ma swoje punkty wyjścia z kinematografii światowej. Przede wszystkim artystyczne powinowactwo z Bergmanem przez dwoistość odniesienia. I u Żuławskiego, i u szwedzkiego reżysera kreowany świat ma podwójny wymiar: opowieść o takim czy innym zdarzeniu stanowiącym samoistną strukturę filmową i – na tym podłożu – zbudowane uniwersalne uogólnienie. Po prostu analityczne studium i filozoficzne umotywowanie. Z Bergmanem łączy też Żuławskiego tworzenie postaci kobiecej wieloaspektowej, aktywnej w całym bogactwie swej natury filozoficznej, biologicznej i społecznej, a przy tym nie dopowiedzianej do końca i trochę tajemniczej.
Narzucają się także skojarzenia z Buñuelem. Przez bezpardonowość wypowiedzi, przez wyzbycie się artystycznego wstydu, ostrość konfliktów i obnażenie okrucieństwa. A także przez dialektyczną technikę konstrukcji frazy filmowej: każda scena budowana jest na zasadzie pytania i padającej zaraz odpowiedzi. Tak powstaje dramatyczna linia skurczów i rozkurczów, których pulsowanie szarpie myślą i sumieniem widza.
Żuławski wprowadził pewne novum w filmie polskim – elementy scen krwawych: grozy i koszmaru. Podobne środki wyrazowe zastosował między innymi Roger Corman w Bloody Mama: w obu przypadkach wspólna jest pewna umowność, która łagodzi brutalność na rzecz szczególnej poetyki. Corman oscyluje w kierunku bandyckiej ballady, Żuławski – ku apokaliptycznej wizji.
– 10 –
– 11 –
SUMMA POLONICA
Nie ulega wątpliwości, że Trzecia część nocy Żuławskiego jest pozycją pierwszej wielkości, filmem, który się liczy i będzie liczyć. Rangę tę nie pomniejszają pewne dyskusyjne usterki w rodzaju niedopracowania roli ojca, zbyt natrętne wstawki pojawiającego się Łukasza (czy może mało szczęśliwie rozwiązane) i – moim zdaniem – nieco deklaratywna i o wątpliwej tradycji scena palenia nut. Najważniejsze jest jednak to, że otrzymaliśmy film, który jest wyrazem polskiego sposobu myślenia, pojmowania i reagowania. Właśnie ta „polskość” ma szczególne znaczenie dla naszej kinematografii, świadcząc o jej oryginalności i żywotności.
To, co jest „polskie” w Trzeciej części nocy i co jest ważne dla polskiej kinematografii, można sprowadzić do następujących zagadnień:
1. „Barokowość” poetyki, stylu, środków wyrazowych i treści z tym, że wyrażenie „barokowość” należy dobrze zrozumieć. Utarło się przekonanie, że najważniejsze tendencje filmu polskiego oscylują między postawą romantyczno-emocjonalną a realistyczno-racjonalną (np. w Szkole Polskiej Wajda – Munk, obecnie Wajda – Zanussi). Wydaje mi się, że istnieje trzeci nurt, który najpełniej reprezentuje Żuławski, odwołujący się do tych tradycji narodowej sztuki, które skrystalizowały się właśnie w epoce baroku: sztuki uniwersalnej, o formie i treści jednolitej dla jej odmian kościelnych, dworskich i ludowych, sztuki mistycznej i realistycznej, intrygującej i moralizatorskiej. Właśnie w okresie baroku dojrzały literackie, plastyczne, myślowe i duchowe wzorce artystyczne i stylistyczne, stanowiące niejako nasz narodowy język. Wtedy też wyłoniły się aktualne do dziś dwa skrzydła sztuki: tej bardziej powszechnej (i uniwersalistycznej) i tej bardziej rodzajowej (sarmacko-ludowej). Do sztuki barokowej nawiązał romantyzm, tak w zakresie formy, jak i poetyki, a za tym pośrednictwem Szkoła Polska, zwłaszcza Wajda. Natomiast Żuławski oparł się bezpośrednio na inspiracjach barokowych, omijając pośrednictwo romantyzmu, dotarł do źródła bez użycia filtru. Jest więc „barokowy” w sensie postawy artystycznej i poetyki, a nie w sensie powtarzania stylu. Czerpie z baroku malowniczość przedstawienia i dynamiczność akcji, rozumie zmysłową realność świata, ale równocześnie przenosi ją w sferę zjawisk. Pokazuje rzeczywistość, a dokładniej epizody w całej dosłowności ich materialnej egzystencji, odrealniając je przez indywidualizm artystyczny i przez zwracanie się do indywidualnego odczucia widza. W jego filmie pojawia się motyw panteistycznej ideologii – połączenie czynników formalnych z czynnikami duchowymi, tak że zanika zróżnicowanie na „formę” i „treść”. Synteza pierwiastków artystycznych, duchowych i narodowych. Skojarzenie w jedną całość Sądu Ostatecznego, Tańca śmierci i Prześladowań.
2. Tematyka filmu – okupacja. Nie jest to – jak już pisałem – motyw nowy, ale po raz pierwszy w naszym filmie Żuławski nie ogranicza się do pokazania przebiegu i skutków barbarzyństwa, do analizy historycznej lub politycznej, lecz wydobywa mechanizm samoobrony i oporu, pokazuje te podświadome i spontaniczne siły, które w sposób naturalny chronią naród i społeczeństwo przed zniszczeniem. Istotne też jest, że mechanizm ten pokazał niejako pozahistorycznie, a więc działający w przeszłości i będący także naszą gwarancją na przyszłość. W tym tkwi poznawczy i humanistyczny walor filmu.
3. Pierwszy pełny wizerunek kobiety w naszym filmie.
Złożoność jej natury i racje jako kochanki, żony i matki. I jako osoby, która swoją obecnością narzuca mądry i aktywizujący ład, która poczynaniom ludzkim nadaje uwarunkowaną celowość.
4. Afirmacja wartości kultury i sztuki.
O tym, że kultura (jako tradycja i jako otaczająca rzeczywistość) i sztuka (jako forma indywidualności osobowej i narodowej) wzbogacają naturę człowieka, dają mu siły i rację, uodparniają, pozwalają przetrzymać najgorsze, wiążą przeszłość z przyszłością. Nie bez powodu bohaterowie filmu są na swój sposób poetami, a jeśli nie, to odwołują się do poezji. A zarazem płynie stąd gorzkie przypomnienie, że ci, którzy chcieli zniszczyć Polskę, zaczynali zbrodnię od tępienia uczonych i artystów, że w pierwszym rzędzie swoją nienawiść zwracali do ich książek i dzieł.
Po raz pierwszy w kinematografii polskiej Żuławski stał się orędownikiem inteligencji. Nie jako klasy społecznej, lecz jako rzeczników wiedzy, sztuki i kultury – tych, którzy strzegą i pomnażają ten najcenniejszy skarb narodowy.
5. Film Żuławskiego nie jest ani religijny, ani ateistyczny. Zawiera jednak pewną mistykę i metafizykę. Bowiem wchłonął w siebie te pierwiastki religijne, które w tysiącletnim rozwoju neutralnie zasymilizowały się w naszej psychice w postaci tradycji lub nawyków odruchowych, zostawiając trudne do zdefiniowania, lecz bardzo wyraziste polskie piętno.
I jeszcze jedna generalniejsza uwaga. Typowy dla Szkoły Polskiej i filmu Żuławskiego jest natłok obrazów i myśli, ich skłębienie i ekspresja. Jest to rezultatem wewnętrznej potrzeby, kompresji spraw i problemów, które należy poruszyć. A także rezultatem milczenia, gromadzenia się nieujawnionych tęsknot, przemyśleń i pragnień. Nawet w najwybitniejszych filmach intencje te nie znajdowały pełnego ujścia; stąd wywodzi się ich metaforyka, a także wyczuwalny element fałszu. Doskonale rozumiem przyczyny tego stanu rzeczy i to, że w stosunku do intencji artystycznych jest czegoś za dużo lub za mało. W przypadku Żuławskiego nastąpiła także ta gwałtowność wybuchu myśli i obrazów, ale w sposób autentyczny, spontaniczny i szczery – bez tamtego fałszu. Wylew krwi, żółci i miodu.
Myślę, że teraz i w przyszłości jest to najważniejsze dla naszej kinematografii.
– 12 –
Aleksander Ledóchowski
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
Kształtowanie się rynku filmowego w Polsce na początku lat 90., dr Kamila...
-
Polska Szkoła Filmowa - geneza, rozwój i przedstawiciele
Wybrane artykuły
-
„Zezowate szczęście” albo Nożyce Andrzeja Munka
Mariola Dopartowa
[w:] 50 lat Polskiej Szkoły Filmowej (DVD), Warszawa 2008
-
Kultowy film
Małgorzata Radkiewicz
„Słownik filmu”, red. Rafał Syska, Krakowskie Wydawnictwo Naukowe, Kraków 2010