Artykuły

"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 4/2020

 

Lekcje czułości Małgorzaty Goliszewskiej

Karol Jachymek

 

Analiza twórczości Małgorzaty Goliszewskiej stanowi nie lada wyzwanie. Nie tylko dlatego, że liczba i, przede wszystkim, różnorodność podejmowanych przez nią działań twórczych jest prawdziwie imponująca[1]. Małgorzata Goliszewska to bowiem artystka wizualna i multimedialna, fotografka, performerka, a także, co w kontekście tego artykułu najbardziej istotne, reżyserka filmów dokumentalnych (i eksperymentalnych), która w swoich licznych projektach krzyżuje różnorakie formy wypowiedzi artystycznej i przekracza prosto rozumiane dyscyplinarne granice sztuki. Całościowe spojrzenie na ten złożony i wielowątkowy dorobek jest więc niewątpliwie zadaniem wzbudzającym w autorze tego artykułu respekt. Trudność w mówieniu o twórczości Goliszewskiej, jak już wspomniałem, nie leży jednak wyłącznie w jej złożoności. Jej ważną cechą, zwłaszcza w przypadku filmów dokumentalnych, jest bowiem ogromna wrażliwość i uważność w spoglądaniu na człowieka, o których niełatwo przecież pisać językiem tekstów akademickich. W pewnym sensie zatem jej dorobek (filmowy) może nasuwać skojarzenia Almodóvarowskie. To wprawdzie jedynie trop, skojarzenie, luźna intuicja, na dodatek lekko pretensjonalna i odrobinę przesadzona (a może nawet nie na miejscu[2]); subiektywne spojrzenie nie badacza, ale zafascynowanego jej twórczością widza, które nie ma w żadnym razie za zadanie tworzyć czy nawet sugerować możliwości tworzenia daleko idących analogii. Zestawienie to nie jest jednak całkowicie bezzasadne czy odległe. Małgorzatę Goliszewską charakteryzuje bowiem w moim przekonaniu, podobnie jak w przypadku reżysera filmu Zwiąż mnie (¡Átame!, reż. Pedro Almodóvar, 1989), dość pokrewna czułość w patrzeniu na portretowane przez nią bohaterki i portretowanych przez nią bohaterów (choć w istocie przecież ich filmowe uniwersa równocześnie w radykalny sposób różnią się od siebie na bardzo wielu poziomach – rodzajowych, estetycznych czy formalnych). Nie walczę z nikim i nikogo na siłę nie zmieniam. Eksperymentuję tylko na sobie. Mój bunt wyraża się w ślepym zaufaniu do ludzi i w miłości, którą cały czas staram się do nich czuć – mimo wszystko. Moją bronią jest naiwność, która bardzo pomaga mi w tworzeniu[3] – jak sama mówiła w jednym z wywiadów.

Małgorzata Goliszewska. Artystka naiwna

Małgorzata Goliszewska urodziła się w 1985 roku w Szczecinie. W 2015 roku ukończyła szczecińską Akademię Sztuki, uzyskując dyplom na Wydziale Malarstwa i Nowych Mediów. W latach 2011–2012 uczęszczała również na kurs dokumentalny DOK PRO do Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy (Szkoły Wajdy). Natomiast w 2016 roku rozpoczęła studia doktoranckie na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu[4]. Jej droga do kariery reżysersko-artystycznej nie była jednak aż tak oczywista. Po liceum zdecydowała się bowiem studiować przez rok filmoznawstwo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Była także studentką rybactwa na Uniwersytecie Rolniczym, obecnie Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie (Z tym rybactwem jakoś tak wyszło, bo mieszkałam naprzeciwko tej uczelni, a i tak było mi wszystko jedno, skoro nie mogłam studiować tego, o czym marzyłam, a poza tym ten wybór wydawał mi się dość absurdalny i pasujący do mojego ówczesnego życia[5] – tłumaczyła). Ta zaskakująca niekiedy różnorodność wyborów, jakich dokonywała, wynikała po części z jej sytuacji rodzinnej, czyli dość skomplikowanych relacji z matką. Mama chciała, żebym poszła na „normalne studia”, w żadnym razie artystyczne. Natomiast ja od zawsze wiedziałam, że tylko sztuka mnie interesuje. Upewniła mnie w tym jeszcze pani od plastyki w podstawówce. Niestety, nie wybłagałam od mamy pozwolenia na naukę w liceum plastycznym. Teraz myślę sobie, że może to i lepiej. Nie potrafię obecnie ładnie malować ani rysować, ale wiem też, że wcale nie o to chodzi. I że nie trzeba tego umieć, żeby robić dobrą sztukę[6] – przekonywała w „Wysokich Obcasach”.

To właśnie ta ostatnia wypowiedź stanowi w moim przekonaniu swego rodzaju klucz do (rozumienia) działalności artystycznej Goliszewskiej. Charakteryzuje ją bowiem szczególne podejście do sztuki i artystów. Artystą każdy z nas się rodzi i jest to najbardziej widoczne u przedszkolaków. Wystarczy wejść do sali pełnej 6-latków i zapytać: „Kto tu jest artystą?”. Myślę, że wszystkie dzieci, krzycząc, podniosą ręce. Później powstaje pytanie, czy chcemy i potrafimy tym artystą pozostać, nie zatracić tego i nie stłumić w sobie[7] – zastanawiała się w rozmowie z Karoliną Leszczyńską. Ta dziecięca perspektywa, zakładająca naturalność, spontaniczność i, przede wszystkim, niczym nieskrępowaną szczerość działań twórczych, odgrywa zresztą bardzo ważną rolę w jej myśleniu o sztuce, artyzmie i artystach. Artystą jest każdy, kto robi coś po swojemu, nie korzystając z gotowych szablonów. Mogą to być nawet jakieś małe rzeczy, dla tej osoby z pozoru naturalne. Znam wielu artystów, którzy nie wiedzą, że nimi są, chociaż często im to mówię. [...] Mówiąc, że każdy jest artystą, nie biorę pod uwagę żadnych ocen i gustów. Zły artysta to także artysta![8] – argumentowała w dalszej części wywiadu. Artystą jest zatem każdy, kto cokolwiek tworzy [...]. Krytycy i odbiorcy mogą to krytykować, ale nie mogą pozbawiać go miana artysty. Jeżeli tworzy, to nim jest. Tzw. zła, kiczowata czy kompletnie amatorska sztuka, pozornie pozbawiona wartości, jest dla mnie – i nie tylko dla mnie – źródłem wielu inspiracji i autentycznej przyjemności w odbiorze[9] – pointowała.

Dokładnie taka postawa twórcza, w moim przekonaniu, zdefiniowała cały jej dorobek artystyczny. Jej sztuka jest bowiem różnorodna, pograniczna, żywiołowa, niekonwencjonalna, niekiedy szalona, często ryzykowna i prowokacyjna, a przez to autentyczna i pełna twórczej swobody. Doskonałym przykładem takiej właśnie strategii jest chociażby Flaga, krótka forma wideo zrealizowana przez nią w 2012 roku. Goliszewska zadaje w niej pytania między innymi o rolę i miejsce symboli narodowych we współczesnym życiu politycznym i społecznym. Wideo-art ukazuje łopoczącą na wietrzę chorągiew o dokładnie takich samych wymiarach jak typowa, możliwa do kupienia w wielu sklepach flaga Polski. Sfilmowany przez artystkę obiekt jest jednak przezroczysty i wykonany z grubej plastikowej folii. Natomiast podkład muzyczny towarzyszący nagraniu, przypominający w swojej tonacji nieco patetyczne hymny narodowe, to piosenka Majteczki w kropeczki zespołu Bayer Full, puszczona przez autorkę od tyłu i rozciągnięta o 800 procent w specjalnym programie komputerowym[10].

Różnych form, stylistyk czy środków wypowiedzi artystycznej, po jakie Małgorzata Goliszewska sięga w swojej twórczości, jest jednak zdecydowanie więcej. W licencjackim projekcie dyplomowym – Wszystko (2013) – artystka stworzyła tomik poezji dokumentalnej, wykorzystując do tego automatyczne podpowiedzi wyszukiwarki Google[11]. W serii zdjęć gosia / basia / marysia (2011) sportretowała mieszkania swoje, mamy i babci, doszukując się między nimi, dzięki łączącym te fotografie podobieństwom, wspólnych rytuałów, tradycji, nawyków czy upodobań estetycznych charakterystycznych dla wszystkich trzech (generacji) kobiet[12]. W performensie Żegnaj, smutku (2019), zrealizowanym w ramach cyklu wydarzeń Obroty podczas Biennale Warszawa 2019, odczytywała i niszczyła swoje pisane przez piętnaście lat pamiętniki, przez dwa dni prowadząc swoiste działanie performatywne w Groszowych sprawach – pawilonie handlowo-usługowym nr 34, znajdującym się na terenie Bazaru Namysłowska, przemienionym w przestrzeń artystyczną[13]. W projekcie komunikaty (idę) z 2014 roku przemierzała zaś ulice Szczecina uzbrojona w kamerę GoPro, czytając na głos mijane przez nią (i wszechobecne) hasła reklamowe, napisy, afisze i ogłoszenia[14]. Sztuka Małgorzaty Goliszewskiej to sztuka rozwidlających się konwencji i tematów, podobnie meandryczna jak jej (edukacyjna) droga życiowa.

Wokół filmografii

Równie duże trudności sprawia rozmowa na temat zrealizowanych przez Goliszewską projektów filmowych, zwłaszcza filmów dokumentalnych. Już bowiem na przykładzie wspomnianej wcześniej Flagi czy komunikatów (idę) wyraźnie widać, że medium filmowe stanowi jeden z podstawowych środków jej wypowiedzi artystycznej, choć obydwa te projekty wpisują się raczej w przestrzeń wideo-artu (czy sztuki mediów) niż filmu jako takiego. Z tego właśnie powodu w przypadku twórczości filmowej (i okołofilmowej) Małgorzaty Goliszewskiej mówienie o konkretnych podziałach dyscyplinarnych czy rodzajowych wydaje się dosyć problematyczne[15]. Jej działalność filmowa jest bowiem równie pograniczna, co inne jej realizacje i projekty artystyczne. Warto jednak podkreślić, że w swoim portfolio w dziale filmografia sama artystka jako (pełnoprawne) filmy dokumentalne zaklasyfikowała jedenaście zrealizowanych przez siebie utworów. W tym autorskim wyborze wymienione zatem zostały Kto mnie kocha (2012), Happiness (2013), I’ll call you when I get there (2013), Life at the border (2013), Bliźniaczki (2014), Osiemnastka (2014), Trzy sny o Gosi (2015), Cafe Smile (2016) i bodaj najbardziej rozpoznawalne Ubierz mnie (2011), Taki typ ptactwa (2012), a także święcąca aktualnie triumfy na (wielu) festiwalach filmowych Lekcja miłości (2019), przygotowana wespół z Katarzyną Mateją[16].

Lekcja miłości, 2019 r., reż. Małgorzata Goliszewska, Kasia Mateja, fot. Anna Stylińska,
źródło: materiały promocyjne HBO GO

Pomimo wyraźnej różnorodności wszystkich tych utworów na ich podstawie bez trudu dostrzec można, po jakie problemy w swojej działalności artystycznej – jako takiej, a nie tylko filmowej – sięga najczęściej Małgorzata Goliszewska. W Bliźniaczkach artystka wyrusza zatem do Indonezji, aby spędzić cały dzień ze swoją bliźniaczką astrologiczną – Nining mieszkającą w małej wiosce Burujul[17] (reżyserka kontynuowała następnie ten projekt w innych krajach, odnajdując i zapraszając do niego różne kobiety, które urodziły się w tym samym co ona dniu; działanie to stało się podstawą jej dyplomu magisterskiego[18]). Pretekstem do stworzenia I’ll call you when I get there były liczne rozmowy telefoniczne z zaniepokojoną matką, uporczywie wydzwaniającą do Małgorzaty Goliszewskiej w czasie jej podróży na rezydencję artystyczną do Holandii, które to zaproszenie zdenerwowana kobieta uznała za podstęp mający nakłonić jej córkę do pracy w domu publicznym. W Happiness reżyserka tworzy opowieść na temat Tajlandii, ukazując ją przez pryzmat szczęścia i uśmiechu, stanowiących w jej przekonaniu istotną część życia codziennego mieszkańców tego kraju. W 3 snach o Gosi, zrealizowanych razem z Rafałem Żarskim, postanawia natomiast zrekonstruować trzy sny, które przyśniły się mężczyźnie, a których w jakimś stopniu była bohaterką[19]. Osiemnastka to zaś próba odtworzenia wspomnień po imprezie zorganizowanej przez Małgorzatę Goliszewską z okazji jej osiemnastych urodzin, przed którą wypiła zbyt dużo alkoholu, co spowodowało, że w konsekwencji (niemal) w niej nie uczestniczyła. Po jedenastu latach prosi więc pięciu swoich znajomych, aby pomogli ożywić swoje i jej wspomnienia dotyczące tego, co się wówczas wydarzyło[20]. Relacje, wizerunek, rodzina, (nie)zależność, tożsamość, postrzeganie jej przez innych – to wszystko motywy bardzo charakterystyczne (nie tylko) dla jej twórczości filmowej.

W swoim artykule skupię się przede wszystkim na trzech filmach z dorobku Małgorzaty Goliszewskiej. Ubierz mnie, Taki typ ptactwa i Lekcja miłości to bowiem w moim przekonaniu utwory szczególne, wielowarstwowe, niezwykle bogate i w pełni oddające złożony charakter jej sztuki. To w nich również najlepiej widać tę czułą naiwność w patrzeniu na człowieka, tak symptomatyczną dla jej działań artystycznych. Tak, ja tych projektów potrzebuję[21] – mówiła zapytana o to, czy tworzone przez nią filmy pozwalają jej lepiej zrozumieć otaczający ją świat, jej własne środowisko i siebie samą. Potrzebuję ich, [ż]eby rozumieć, uczyć się, ośmielać i zbliżać do ludzi. Żeby zagadywać tych ludzi, wchodzić z nimi w relacje i być obecną w ich życiu. Sztuka jest do tego doskonałym pretekstem, a bycie reżyserką w pewnym sensie usprawiedliwia i zezwala na tak bliskie bycie z innymi, z początku zupełnie obcymi ludźmi. [...] Każdy projekt jest dla mnie jak podróż do innego świata, jak przygoda, za którą jestem wdzięczna. [...] Sztuka pomaga mi pełniej, świadomiej, „mocniej” żyć[22] – dodawała.

Och jej, te koteczki, prześliczne, się tak bawią

Ubierz mnie, 2011 r., reż. Małgorzata Goliszewska, źródło: materiały dzięki uprzejmości artystki

W filmie Ubierz mnie[23], zrealizowanym podczas pierwszego semestru studiów w Akademii Sztuki w Szczecinie w ramach Pracowni Działań Multimedialnych, prowadzonej wówczas przez Łukasza Skąpskiego i Zofię (Zorkę) Wollny, Małgorzata Goliszewska wpadła na pomysł co najmniej znakomity. Przez trzy tygodnie pozwalała bowiem ubierać się swojej mamie, babci i przyjaciółce, które stylizowały ją zgodnie z własnymi upodobaniami i tym, w jaki sposób chciałyby, żeby na co dzień wyglądała ich córka / wnuczka / przyjaciółka. Każdą z tych trzech dokonywanych tydzień po tygodniu transformacji artystka dokumentowała, konfrontując ją następnie z opiniami, choć lepiej powiedzieć – zachwytami ich autorek, a także z często zgryźliwymi, zwłaszcza jeśli mowa o stylizacjach zaproponowanych przez jej mamę i babcię, komentarzami swoich koleżanek i kolegów. Przyczyna powstania filmu była niezwykle prosta. Małgorzata Goliszewska często słyszała od swoich bliskich, że wygląda źle, brzydko, nieodpowiednio, a nawet fatalnie, czego powodem był jej dość oryginalny styl i sposób ubierania się ([N]ie umiem wybierać ubrań. Jak coś mi się podoba, to nigdy nie wyglądam w tym dobrze. Łączę też rzeczy, które kompletnie do siebie nie pasują[24] – tłumaczyła). To właśnie te oczekiwania i wyobrażenia innych osób na jej temat stały się swego rodzaju punktem wyjścia do stworzenia filmu. W filmie chciałam ukazać moje specyficzne relacje rodzinne oraz skrawki mojego codziennego życia. Chcę znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego mój strój tak bardzo nie podoba się tym ludziom i czy jego zmiana może faktycznie coś dla nich znaczyć. Zastanawiam się też, jaki jest wpływ tych relacji rodzinnych i mojej przeszłości na to, jak teraz się ubieram – jak sama mówiła o swoim utworze.

W istocie. W pierwszej części filmu jako widzowie jesteśmy skonfrontowani z negatywnymi, i zarejestrowanymi przez kamerę!, wypowiedziami osób bliskich artystce na temat jej stylu ubierania się[25]. Won mi z mieszkania, k***, jak będziesz tak ubrana. Nawet mi tu nie przychodź. Załóż se jakąś czapkę porządną na głowę, a nie wyglądasz, jakbyś miała ze śmieci jakąś czapkę – strofuje ją lekko zirytowana matka. Ty się ubierasz w takie rzeczy, że łachy z Ciebie wiszą. [...] Nawet jak masz czyste rzeczy, to tak wyglądają jak brudne, bo tak wyglądają, jakbyś ty je w ogóle prała wszystkie w jednym worze w ogóle ze wszystkim i to tak wygląda bardzo nieestetycznie – mówi przyjaciółka Lidka. Ja wiem, że Ty lubisz kolorowe sukienki, ale często są na Ciebie za małe. W górnych partiach – tłumaczy szyderczo (kolega) Artur. Góra jest cała brzydka bardzo, wyszmacone to wszystko, zużyte maksymalnie, to takie jakby to wzięte ze śmietniska było – ocenia ze znawstwem babcia. Kobieta na wydaniu, dwudziestopięcioletnia bez mała. [...] Gosia, ubranie, uczesanie, włosy, paznokcie, buty, staranność, taka kobiecość. [...] Umalować się jakoś, jakiś ludzki makijaż, a nie na brudną gębę tego kremu takiego tego pudrowego nasmaruje i ona już ma makijaż. [...] Wyglądasz jak szmaciara i ciążysz do szmaciarzy. Kręcisz filmy o szmaciarzach i się tym szczycisz – ironicznie pointuje jej ojciec.

Pod tym względem Ubierz mnie Małgorzaty Goliszewskiej przypomina w pewnym stopniu film Marcina Koszałki Takiego pięknego syna urodziłam (1999), jeden z bardziej kontrowersyjnych przykładów dokumentu osobistego w historii kina polskiego po 1989 roku[26]. W utworze tym reżyser tworzy przerażający portret swojej rodziny, koncentrujący się na toksycznych relacjach łączących poszczególnych jej członków – matkę, ojca i syna. Takiego pięknego syna urodziłam to zresztą niejedyny film dotyczący tego tematu zrealizowany przez Marcina Koszałkę. Toksyczność relacji rodzinnych stała się bowiem powracającym motywem jego działań artystycznych, rozwijanym m.in. w Jakoś to będzie (2004) i Ucieknijmy od niej (2010). W swych filmach [Koszałka] wielokrotnie narusza bardzo silny w Polsce stereotypowy i uładzony obraz rodziny[27] – pisała o jego twórczości Anna Śliwińska. W zrealizowanych przez siebie utworach reżyser często [u[kazuje agresję i rozpad więzi, które dotykają nie tylko rodzin powszechnie uważanych za patologiczne. Dziedziczenie lęków, naruszanie godności jest codziennością w wielu polskich domach bez względu na klasę społeczną, do których należą ich mieszkańcy[28] – kontynuowała. Wykreowany przez Marcina Koszałkę w Takiego pięknego syna urodziłam obraz (polskiej) rodziny był jednak na tyle szokujący, że film ten wzbudził niezwykle szeroką dyskusją na temat granic etycznych w kinie dokumentalnym[29]. To, co zrobił Marcin Koszałka, uważam za całkowicie niedopuszczalne i groźne. Jest to donos na własną matkę. Jeżeli już nakręcił ten film, powinien pokazać go mamie i nikomu więcej. [...] Nie akceptuję metody, którą posługuje się Koszałka – on irytuje, jątrzy, nie daje swoim bohaterom chwili spokoju. To jest wręcz katowanie kamerą[30] – krytykował chociażby Marcel Łoziński.

W swoim filmie Małgorzata Goliszewska sięgnęła na pozór po bardzo podobną metodę twórczą. Sportretowany w nim obraz relacji rodzinnych i koleżeńskich jest bowiem daleki od (stereotypowego) ideału, czego wrażenie spotęgowały między innymi starannie wyselekcjonowane, obcesowe, a nawet wulgarne wypowiedzi ukazanych w nim bohaterek i bohaterów. W rezultacie po premierze filmu Małgorzata Goliszewska musiała zacząć mierzyć się z wieloma negatywnymi komentarzami na temat swojej rodziny, które zaczęły spływać do niej z różnych stron. Artystka polemizowała jednak z takim sposobem rozumienia jej filmu. Jej celem nie było bowiem, jak w przypadku działań artystycznych Marcina Koszałki, stworzenie studium toksycznej rodziny uwikłanej we wzajemne pretensje, niesnaski i niespełnienia. Interesowała ją przede wszystkim diagnoza sytuacji, w jakiej – jako koleżanka i córka – funkcjonowała już od wielu lat. Diagnoza powszechnych w gruncie rzeczy oczekiwań bliskich nam osób, które mimo iż często wynikają z nadmiernej czułości czy troski, stają się przyczyną wielu naszych ograniczeń i opresyjnych zależności (do tego wątku Goliszewska powróci zresztą w swoim późniejszym filmie – I’ll call you when I get there, opowiadającym o skomplikowanej, nadopiekuńczej relacji z matką). Po prostu tak się [do mnie] odnosili. Taka jest prawda. Może byli trochę podkręceni obecnością kamery? A poza tym montaż robi swoje, bo umieszczenie wszystkich tych wypowiedzi obok siebie znacznie potęguje to wrażenie. Jak się ktoś szokuje, to nie wiem, co mu powiedzieć. Każdy ma swoją rodzinę. Każda jest inna[31] – mówiła na temat swojej sytuacji rodzinnej.

Warto zresztą podkreślić, że Ubierz mnie, paradoksalnie, w konsekwencji pomogło również uporządkować Małgorzacie Goliszewskiej relacje łączące ją z najbliższymi członkami rodziny. Wprawdzie ojciec artystki mocno przeżył premierę filmu, był on dla niego swego rodzaju szokiem, niemniej, jak przekonywała sama reżyserka, to właśnie dzięki temu wydarzeniu bardziej sobie zaufali i zaczęli lepiej wzajemnie się rozumieć. Podobna zmiana zaszła także w stosunkach łączących ją z jej mamą oraz babcią. Kobiety bynajmniej nie przestały krytykować jej za ubiór, po filmie ponoć jeszcze bardziej ożywiły się w tych praktykach. Na pewno jednak zmieniły swój sposób myślenia na temat działań (artystycznych) podejmowanych przez ich córkę i wnuczkę. [T]ak naprawdę liczy się to, że pierwszy raz w życiu są ze mnie tak dumne[32] – tłumaczyła w 2013 roku w „Wysokich Obcasach”. – Żyją tym filmem i wszystkimi moimi najmniejszymi osiągnięciami. To w tej chwili ich temat rozmów numer jeden. To daje babci niewiarygodne szczęście. Nie pamiętam, aby przed realizacją tego filmu miała w sobie tyle radości co teraz. Mama z babcią zaczęły się bardziej interesować sztuką, dokumentem. Podsuwają mi różne pomysły. To doświadczenie zbliżyło nas do siebie[33] – dodawała.

Ubierz mnie, 2011 r., reż. Małgorzata Goliszewska, źródło: materiały dzięki uprzejmości artystki

Z chwilą swojej premiery Ubierz mnie odbiło się naprawdę szerokim echem w środowisku krytyków i odbiorców kina. Nic w tym dziwnego. To bowiem w istocie bardzo ciekawy utwór, niewątpliwie wpisujący się w obszar współczesnego kina kobiet, w którym Małgorzata Goliszewska, prócz diagnozy relacji rodzinnych, zadaje też liczne pytania o obowiązujące (współcześnie) wzorce kobiecości. Wyraźnie artykułowane przez bohaterki i bohaterów filmu oczekiwania i pragnienia, dotyczące tego, w jakim sposób powinna wyglądać i zachowywać się ich wnuczka, córka lub znajoma, stanowią tym samym swego rodzaju komentarz na temat funkcjonujących w naszej kulturze norm, którym (nie tylko) dziś sprostać muszą kobiety i dziewczynki. Makijaż, widoczny dekolt, podkreślone nogi, zwiewna bluzka, sweterek w kotki, młodzieżowy styl, obcisła sukienka, starannie ułożona fryzura, zaakcentowany biust, pomalowane paznokcie, biały beret czy eleganckie buty – to właśnie wszystkie te (wykreowane przez innych) elementy wizerunku zewnętrznego, zresztą często wzajemnie sprzeczne, stają się w filmie podstawowymi rekwizytami, mającymi za zadanie zdefiniować, a może nawet zbudować na nowo, tożsamość reżyserki w opinii ubierających ją czy „jedynie” dosadnie komentujących jej wygląd osób. To udokumentowane w Ubierz mnie działanie performatywne, próba wcielania się w różne, narzucane jej zewnętrznie wizje kobiecości, w rezultacie stało się również bardzo ważnym doświadczeniem (formującym) dla samej autorki. Chciałam wejść trochę w ich wyobrażenie o mnie, we mnie idealną w ich oczach [...], co naprawdę było koszmarem, bo ich poczucie estetyki znacznie różni się od mojego, więc one były zachwycone i cały czas powtarzały, jak pięknie i kobieco wyglądam, a mnie przeszywało permanentne poczucie wstydu, nigdy w życiu się tak nie wstydziłam [...]. Akurat w Ubierz mnie to raczej ja się obnażam, bo pokazuję, co bliskie mi osoby o mnie sądzą, jak w gruncie rzeczy mnie nie akceptują taką, jaką jestem, mojego sposobu akcentowania kobiecości. Ja się z tym zmagałam od dawna i ten projekt, z którego powstał film, był w pewnym sensie formą autoterapii, chociaż w sumie nie dowiedziałam się, dlaczego oni tak nie cierpią mojego poczucia estetyki. Od samego początku potrzebowałam tego projektu i chciałam to zrobić dla siebie[34] – opowiadała.

No jak? Ja dostałem nagrodę w Zakopanym!

Mimo że wyrazistość, z jaką Małgorzata Goliszewska sportretowała w Ubierz mnie swoją rodzinę i znajomych, podpowiadać by mogła, o czym już wspomniałem, dosłowną inspirację stylem Marcina Koszałki, w swoich działaniach jest ona jednak dużo bardziej czuła dla swoich bohaterek i bohaterów. Pomimo mocnych słów, które padają zewsząd na temat jej wyglądu, dzięki swojemu filmowi chce ona w moim przekonaniu lepiej zrozumieć, uważnie wsłuchać się w intencje czy sposób myślenia innych osób. Chce poznać ich motywacje, w pewnym sensie zbliżyć się do nich, zważywszy, że niektóre z ich zachowań, jak choćby w przypadku matki reżyserki, wynikają wprost z nadmiernej opiekuńczości i nieustającej chęci kontroli swojego dziecka (co zresztą jako ważny wątek powróci, jak już mówiłem, nie tylko w I’ll call you when I get there, ale też w Bliźniaczkach, w których Goliszewska opowie swojej siostrze astrologicznej Nining historię ze swojego dzieciństwa o matce czytającej jej pamiętniki i na czerwono podkreślającej w nich te sytuacje, co do których miała pewne zastrzeżenia). Tę metodę uważnego patrzenia na bohaterki i bohaterów artystka rozwinie w kolejnym swoim projekcie – filmie Taki typ ptactwa zrealizowanym w ramach warsztatów Polska.doc Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”, dzięki wsparciu finansowemu Europejskiej Fundacji Kultury i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Taki typ ptactwa., 2014 r., reż. Małgorzata Goliszewska, projekt plakatu: Agata Królak,
źródło: materiały dzięki uprzejmości artystki

W utworze tym Małgorzata Goliszewska postawiła już jednak wyłącznie na czułe, naiwne wręcz spojrzenie. Jego bohaterem jest bowiem pan Zygmunt, starszy już właściciel małego kiosku z owocami i warzywami mieszczącego się na ulicy Wyszyńskiego w Szczecinie. Pan Zygmunt kocha gołębie, dokarmia je każdego dnia, a one traktują jego sklep jako miejsce spotkań (i toaletę), co zresztą niekiedy wzbudza pewne kontrowersje wśród przechodniów i okolicznych mieszkańców. Jego miłość do gołębi jest jednak bezwarunkowa. Wynikająca wprost ze szczerej troski. Jakie fajne? Ale wolne. On chce być wolny. On chce być wolny. Wiesz... Taki, już taki jest typ ptactwa, że ono... On żyje z łaski ludzi. Jak człowiek mu coś da, to on żyje – odpowiada zamyślony, gdy reżyserka zapyta go o to, czy jego zdaniem gołąb ma fajne życie. Nie oznacza to jednak, że jego miłość do gołębi pozbawiła go chęci przebywania z ludźmi lub jest wynikiem braku innych (bliskich) kontaktów. Przeciwnie. Pan Zygmunt żyje również po to, żeby nieustająco spotykać się, rozmawiać, być w relacji z odwiedzającymi jego kiosk klientkami i klientami. Niewidoczny, przemawia z wnętrza budki, jest w nieustannym dialogu ze światem jak starogrecki filozof[35] – pisał na jego temat Tadeusz Sobolewski. Bywa, że poczęstuje kogoś gruszką za darmo. Klienci zaglądają do niego, żeby się zwierzyć, a on rozmawia z każdym. Dla tego dziwaka handel jest pretekstem do spotykania się, wspierania życia[36] – dodawał w dalszej części artykułu.

Główny bohater filmu Taki typ ptactwa został więc w nim ukazany jako swego rodzaju nauczyciel, pedagog, a może nawet mędrzec, uczący nas wszystkich, jak określił to Kuba Piątek, umiejętności prowadzenia bezinteresownej rozmowy, a także opiekowania się sobą wzajemnie[37]. Jego życiowa mądrość nie wynika jednak z rozległej edukacji, jaką przez lata odbył w wielu szkołach czy uniwersytetach. Wyrasta ona wprost z jego codziennego doświadczenia, ufnej potrzeby chłonięcia otaczającego go świata, uważnego spojrzenia na innych i niemyślenia schematami. Pan Zygmunt to bowiem artysta. Artysta dokładnie w takim rozumieniu, o którym Małgorzata Goliszewska mówiła w przywołanych już wcześniej wywiadach. Dla mnie artystą jest każdy, kto robi coś po swojemu. Pan Zygmunt, który ma warzywniak, też. Sprzedaje ludziom owoce i karmi okoliczne gołębie. [...] Bardzo mi się spodobało, jak zapisał sobie mój numer telefonu na kartoniku, takim samym, na którym zapisuje ceny jabłek. Następnym razem, gdy do niego pójdę, poproszę, żeby w taki sam sposób zrobił mi wizytówkę. Moją pierwszą w życiu wizytówkę. Potem projekt pana Zygmunta zaniosę do drukarni[38] – tłumaczyła w rozmowie z Ewą Podgajną.

Jak wyzdrowiejemy, to idziemy na tańce!

Najważniejszą artystką, niemal kwintesencją tego stanu, jest jednak w twórczości Małgorzaty Goliszewskiej Jola Janus, niemal siedemdziesięcioletnia bohaterka ostatniego filmu artystki, wybitnej w moim przekonaniu Lekcji miłości (Lessons of Love), zrealizowanej wraz z Katarzyną Mateją. Ekscentryczna, kolorowa, zawsze w stylowym stroju, pełnym makijażu i ze starannie ułożonymi włosami[39], po prawie pięćdziesięciu latach postanawia odejść od męża, wyprowadzić się z północnych Włoch i na stałe wrócić do rodzinnego Szczecina, żeby związać się z Wojtkiem – starszym mężczyzną poznanym na tańcach. Decyzja o rozstaniu jest dla niej jedynym ratunkiem i nadzieją na powrót do w pełni szczęśliwego życia. Jej małżeństwo było nieszczęśliwe: mąż Bogdan przez lata bił ją, stosował przemoc psychiczną i seksualną, tłamsił, wyśmiewał, szydził, nieustannie kwestionując jej atrakcyjność czy kobiecość. Co zatem sprawiło, że nie opuściła go znacznie wcześniej (choć warto dodać, że nie była to jej pierwsza próba ucieczki[40])? Na pewno historia rodzinna (rodzice Joli Janus rozwiedli się, gdy miała dwanaście lat, starała się więc nie podążać tą samą drogą), ale też między innymi środowisko społeczne, religia i kultura, w których została wychowana. Proszę księdza ja trochę zazdroszczę tym kobietom, które mają dobrych tych mężów. I sobie idą, spacerują za rękę, idą razem gdzieś na zabawę, mają wspólny język, mogą wspólnie porozmawiać o czymś i tak dalej. Ja tego nie mam. I nigdy tego nie zaznałam. [...] Na dobre i złe. No właśnie. Czy to będzie grzechem... Czy to będzie grzechem, jak się rozejdę? Tylko to bym chciała wiedzieć – pyta w zilustrowanej w filmie rozmowie z księdzem. Dlaczego nie można mieć dwóch mężów? [...] O jednym na pewno zapomnę, tamtym, a drugiego będę miała tutaj, a czy musi być rozwód? [...] Pan Bóg nas rozwiedzie z czasem[41] – w podobny sposób zastanawia się w innej scenie. Taki kontekst sprawił, że Jolę Janus na długie lata połączył z mężem pewien rodzaj przemocowego współuzależnienia, syndrom sztokholmski. [N]ienawidzi swojego oprawcy, a jednocześnie chce mu się podobać[42] – starała się wyjaśnić ten stan Paulina Reiter. – Jeśli bycie małżeństwem jest wytworzeniem wspólnego języka i wspólnego świata, to oni ten wspólny język i świat mają, choć jest to język pogardy, przemocy[43] – pointowała.

Lekcja miłości, 2019 r., reż. Małgorzata Goliszewska, Kasia Mateja, fot. Anna Stylińska,
źródło: materiały promocyjne HBO GO

Ten sposób komunikacji nie jest jednak naturalny dla Joli Janus. Podobnie zresztą jak pragnienie bycia poddawaną ocenie i kontroli, bycia zniewoloną, stan bycia na uwięzi. Jola Janus jest bowiem prawdziwą artystką, lubiącą robić rzeczy po swojemu, pięknym i dobrym stworzeniem kochającym sztukę, śpiew, tańce, wolność, szykowne stroje i z całego serca wierzącym w oczyszczającą siłę miłości. Takie spojrzenie na świat charakteryzowało ją zresztą od samego jej dzieciństwa. Byłam rozrabiaka. Wtedy na Pogodnie byli Romowie, mnie się podobało cygańskie życie, wozy kolorowe, sukienki z falbanami, muzyka. Ja się czuję ptakiem, nie mogę w jednym miejscu usiedzieć. Lubię śmiech, ludzi rozśmieszać[44] – jak sama mówiła o swoich najmłodszych latach. Tymczasem dalsze życie, by nie rzec – przewrotny los, zaczęło rzucać jej kolejne kłody pod nogi. Rozwód rodziców, bieda, przemocowy związek, (nieudane) próby ucieczek od męża, choroba – wszystkie te zdarzenia, kolejne przeciwności przez długie lata utrudniały jej rozwinięcie skrzydeł. Wreszcie nastał jednak moment, by spróbować żyć pełnią życia, by spróbować żyć po swojemu. Nigdy nie jest bowiem za późno, jak zresztą w zapowiedziach filmu przekonywała sama reżyserka, by zacząć wszystko od nowa[45]. Jola wygląda jak gwiazda, jakby zeszła ze sceny, a jest dziesiąta rano, stoimy pod Café Uśmiech w Szczecinie. Tu, na dansingu, zaczęło się jej drugie życie. Życie, o którym jej mąż Bogdan nic nie wie, i niech tak na razie pozostanie[46] – tak oto swoje (pierwsze) spotkanie z Jolą Janus wspomina Paulina Reiter.

Café Uśmiech to bardzo ważne miejsce na kulturalnej mapie Szczecina. W lokalu tym, mieszczącym się przy placu Zwycięstwa 1, spotykają się bowiem seniorzy, chętnie uczestniczący między innymi w regularnie odbywających się tam dansingach (Uśmiech połączył wiele par, wielu spóźnionych kochanków, wiele późnych małżeństw znalazło się na tym parkiecie, pod lustrzaną kulą[47] – przeczytać można w przywołanym przed chwilą artykule). Lubi tam także przychodzić Małgorzata Goliszewska. To właśnie w tej kawiarnio-restauracji, w 2016 roku, spotka po raz pierwszy (hipnotyzującą) Jolę Janus, która w konsekwencji stanie się główną bohaterką filmu realizowanego przez nią wspólnie z Katarzyną Mateją przez kilka następnych lat. Lekcja miłości to jednak nie pierwszy projekt artystki, który (współ)powstał zainspirowany atmosferą tego właśnie miejsca[48]. Jeszcze w 2012 roku, w ramach akcji AVI.atrakcje video odbywającej się z okazji VII Europejskiej Nocy Muzeów, na podwórku budynku mieszczącego się przy ul. Emilii Plater 93 w Szczecinie razem z Lonią Kaniuk stworzyła bowiem instalację audiowizualną pod dokładnie takim samym tytułem – Lekcja miłości. W projekcie tym, będącym przesłanie[m] miłości i radości z Café Uśmiech w Szczecinie dla całej ludzkości![49], jego autorki zainscenizowały swego rodzaju podwórkową dyskotekę, wykorzystując do tego między innymi nagrania zrealizowane podczas dansingów organizowanych cyklicznie w tym lokalu[50].

To niejedyna realizacja Małgorzaty Goliszewskiej inspirowana klimatem Café Uśmiech. Plac Zwycięstwa 1 jest bardzo ważną przestrzenią jej działań artystycznych. Artystka od dłuższego czasu regularnie odwiedzała ten lokal, zastanawiając się nawet nad stworzeniem tam filmu o dansingach seniorów. Ze względów finansowych stało się to jednak (w pełni) możliwe dopiero w 2016 roku, kiedy Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego przyznał jej stypendium w dziedzinie kultury dla osób zajmujących się profesjonalnie twórczością artystyczną. Wraz z Katarzyną Mateją, operatorką i współreżyserką, zaczęła więc pracę nad projektem. W 2017 roku twórczynie filmu zdecydowały się rozwinąć swój pomysł podczas warsztatów Doc Lab Poland. Powoli wokół Lekcji miłości zaczęła gromadzić się coraz większa ekipa – Anna Stylińska odpowiadała za produkcję (współtworzyła również scenariusz), Mateusz Czuchowski i Tymon Tykwiński (razem z Katarzyną Mateją) za zdjęcia, a Alan Zejer za montaż[51]. Był to też moment, kiedy coraz wyraźniej klarował się sposób realizacji tego utworu, a film stawał się projektem zespołowym. Wszystkie osoby uczestniczące w jego powstawaniu zaczęły w mniejszym lub większym stopniu współtworzyć jego koncepcję, wpływając tym samym na jego ostateczny kształt (niezależnie zresztą od roli przypisanej im finalnie w napisach końcowych). Nie byłoby jednak sukcesu Lekcji miłości bez jego głównej bohaterki – Joli Janus. Małgorzata Goliszewska poznała ją dokładnie w tym momencie, w którym sama mierzyła się z kłopotami miłosnymi. Postanowiła więc zapytać Jolę i jej koleżanki o to, jak znaleźć miłość. Jola zawsze ma na to odpowiedź: „Ubierz się w sukienkę, umaluj, uczesz ładnie. Zawsze facet woli wymalowaną jak lalka”. Dla Joli kobieta może szczęście znaleźć tylko w miłości, a miłość może znaleźć tylko w spódnicy[52] – jak tłumaczyła Paulina Reiter.

Podobne słowa Jola Janus wypowie również w filmie (Później macie pretensje, że mężczyźni nie chcą zaprosić [...] dziewczyny w spodniach, bo nie jest pewny, czy to kobieta, czy to mężczyzna. No tak. Taka prawda jest! Taka prawda jest! – z zapałem przekonuje swoje koleżanki ubrana w elegancki kapelusz i czarną suknię). W tym sensie Lekcja miłości koresponduje w pewnym stopniu z debiutanckim filmem zrealizowanym przez Małgorzatę Goliszewską – Ubierz mnie[53]. Stylowe ubranie, mocny makijaż, starannie ułożone włosy to przecież szczególnie ważne elementy życia codziennego bohaterki, definiujące wręcz jej kobiecą tożsamość i o niej w znaczniej mierze decydujące (choć z drugiej strony każdy z tych atrybutów jest też dla niej swego rodzaju twórczym kostiumem, indywidualną przestrzenią kreacji i artystycznej ekspresji). To jednak niejedyne podobieństwo łączące Lekcje miłości z debiutem reżyserki. Oba utwory stanowią bowiem przede wszystkim zapis feministycznego dojrzewania (mimowolnego wprawdzie i nieświadomego, sama bohaterka filmu nigdy nie określi siebie w nim mianem feministki). Feministycznej (filmo)terapii odbywającej się pod czujnym okiem kamery i, jak w przypadku Joli Janus, bez tej kamery prawdopodobnie w pełni niemożliwej. Być może gdyby nie kamera i trzy młode dziewczyny za nią, Jola nie zdobyłaby się na kolejne kroki swojej emancypacji[54] – pisała Paulina Reiter. Pomagają w tym pytania, które te dziewczyny zadają. Dlaczego się na to godzisz? Dlaczego się nie rozwiedziesz? I komentarze: on nie ma prawa się tak do ciebie zwracać[55] – dodawała.

Lekcja miłości, 2019 r., reż. Małgorzata Goliszewska, Kasia Mateja, fot. Anna Stylińska,
źródło: materiały dzięki uprzejmości artystki

Czułość i blask[56]

Owocem kilkuletniego procesu jest superzabawny film o przemocy domowej[57] – jak w jedynym z wywiadów żartowała Anna Stylińska. Lekcja miłości to bowiem paradoksalny feel-good movie[58], podejmujący szokującą wręcz problematykę w bardzo czuły, niekiedy nawet komiczny sposób. Choć warto przy okazji podkreślić, że przemoc (domowa) jest w tym filmie, w gruncie rzeczy, tylko pewnym pretekstem, punktem wyjścia. To przede wszystkim film o kobiecie, która dzięki temu, że opowiada o swoim życiu przed włączoną kamerą, może przeżyć je na nowo[59]. Ta dokumentowana opowieść staje się jednym z głównych katalizatorów jej przemiany. [G]dyby nie istniało coś takiego jak sztuka, wiele rzeczy nie moglibyśmy zrobić, bo nie miałyby racji bytu. [...] Sztuka jest pretekstem do robienia rzeczy, które w normalnym życiu byłyby dziwne, absurdalne, niezrozumiałe, ale one właśnie mają wartość, bo w rezultacie zawsze jakoś rezonują z codziennością i coś w niej odsłaniają albo czegoś do niej dodają, albo pokazują inne sposoby rozumienia czegoś, albo po prostu dają radość i tak dalej[60] – przekonywała na łamach „Notesu Na 6 Tygodni” Małgorzata Goliszewska. Nie ulega wątpliwości, że realizowane przez nią filmy są właśnie takim impulsem, taką inspiracją, takim bodźcem. Dla niej i dla portretowanych przez nią bohaterek i bohaterów.

W twórczości filmowej Goliszewskiej ta oczyszczająca siła sztuki i, mówiąc szerzej, działalności artystycznej odgrywa zresztą szczególną rolę. Już w debiutanckim Ubierz mnie zainicjowany przez reżyserkę proces twórczy staje się bezpośrednią przyczyną transformacji, jaką powoli zaczyna przechodzić jej rodzina i krąg znajomych. Podobnie jest również w przypadku innych stworzonych przez nią filmów. Ich bohaterki i bohaterowie, między innymi dzięki twórczemu indywidualizmowi, umiejętności wymykania się oczywistym kategoriom czy prostym schematom, a także postawie otwartości (zarówno na innych, jak i na sam proces zmiany) i sile samego medium, są w stanie wpłynąć na siebie i na swoje najbliższe otoczenie, w rezultacie dokonując w nim (i w sobie) pewnego przesunięcia, przekroczenia, swoistej metamorfozy. To artyści robiący rzeczy po swojemu. Nawet wtedy – a może zwłaszcza wtedy – kiedy wykonywane przez nich czynności na pozór wydają się zupełnie banalne, proste, pozbawione niezwykłości. Małgorzata Goliszewska, z pomocą czujnego oka (swojej) kamery, potrafi bowiem wydobyć z nich swego rodzaju wyjątkowość, głębię i, przede wszystkim, ogromną szczerość. Zwłaszcza że bohaterkom i bohaterom swoich filmów twórczyni zawsze przygląda się w sposób nieoceniający, naiwny, czuły, patrzy na nich z szacunkiem i wielką uwagą.

W tym sensie twórczość Małgorzaty Goliszewskiej, o czym wspomniałem również na samym wstępie, odrobinę przypominać może filmy Pedro Almodóvara. Działalność artystyczną tego hiszpańskiego reżysera w moim przekonaniu charakteryzuje bowiem bardzo podobny sposób mówienia o człowieku. W swoich filmach fabularnych często portretuje on przecież ludzi z ubocza, żyjących poza centrum najważniejszych zdarzeń, pomijanych, pozornie nieciekawych, choć, jak Agrado z Wszystko o mojej matce (Todo sobre mi madre, 1999) czy Irene z Volver (2006), wyjątkowych i mających do opowiedzenia swoje niezwykłe w istocie historie, tym samym, z pomocą filmowego medium, oddając im ich dotąd niesłyszalny głos i sprawstwo. Podobną perspektywę w patrzeniu na człowieka wyraźnie widać również w filmach Małgorzaty Goliszewskiej, mimo że zestawianie kampowego kina fabularnego grającego konwencjami gatunkowymi z często autobiograficzną sztuką tworzoną przez artystkę konceptualną może wydać się co najmniej zaskakujące. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że jej (w większości) niskobudżetowe projekty swoją czułą prostotę w pokazywaniu świata biorą nie tyle z fabuł i melodramatycznej poetyki, jak u Almodóvara, ile – zazwyczaj – z bezpośredniej obserwacji i satyry społecznej.

Tymczasem ukazywani w ich filmach bohaterowie i ukazywane bohaterki to z reguły jednostki, które, zwłaszcza w ideologii życiowego sukcesu, poniosły przecież jakąś porażkę. Jednakże to właśnie porażka, o czym warto pamiętać, niesie ze sobą subwersywną siłę. Pozwala nam bowiem ujść karzącym normom, które dyscyplinują zachowanie i kierują ludzkim rozwojem po to, by w imię uporządkowanej i przewidywalnej dorosłości wyrwać nas z objęć niesfornego dzieciństwa. Porażka zachowuje coś z cudownej anarchii lat wieku dziecięcego i zaburza rzekomo wyraźne granice oddzielające dorosłych od dzieci, zwycięzców od przegranych[61] – jak w swojej znakomitej książce Przedziwna sztuka porażki pisał Jack Halberstam. To właśnie o takich ludziach, pogranicznych artystach, których życie nie wpisuje się w żadne proste ramy i definicje, opowiadają tworzone przez nich filmy. W swoich projektach filmowych Małgorzata Goliszewska łączy ze sobą różne konwencje artystyczne (3 sny o Gosi), przekracza granice rodzajowe, tworząc chociażby iluzję filmowej fabuły (Lekcja miłości), sięga po estetykę performensu (Ubierz mnie) czy inspiruje się językiem sztuki multimediów (I’ll call you when I get there). Przede wszystkim jednak każdy ze zrealizowanych przez nią filmów jest w gruncie rzeczy niezwykle uważną, choć niekiedy skomplikowaną i trudną, przypowieścią o (nie)codziennym życiu człowieka. Sztuka, rodzina, wygląd, tożsamość, relacje, porażka. ¡Vísteme![62].

 



[1] Z niezwykle bogatym portfolio artystki można zapoznać się na stronie: https://issuu.com/magoatagoliszeska/docs/portfolio_goliszewska_june2019_raw_ (dostęp: 6.09.2020). [powrót]

[2] Twórczość Małgorzaty Goliszewskiej jest bowiem w pełni samodzielna i całkowicie dojrzała. Nie trzeba zatem definiować jej i podpierać żadnym (zwłaszcza męskim) autorytetem. [powrót]

[3] K. Leszczyńska, Moją bronią jest naiwność, rozmowa z Małgorzatą Goliszewską, „Reflektor” 2014, http://www.rozswietlamykulture.pl/reflektor/2014/02/12/moja-bronia-jest-naiwnosc-malgorzata-goliszewska/ (dostęp: 5.09.2020). [powrót]

[4] Wszystkie przywołane informacje pochodzą z portfolio Małgorzaty Goliszewskiej. Zob. https://issuu.com/magoatagoliszeska/docs/portfolio_goliszewska_june2019_raw_ (dostęp: 6.09.2020). [powrót]

[5] E. Podgajna, Małgorzata Goliszewska: Ubierz mnie, rozmowa z Małgorzatą Goliszewską, „Wysokie Obcasy” 2013, https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,14101867,Malgorzata_Goliszewska__Ubierz_mnie.html (dostęp: 5.09.2020). [powrót]

[6] Tamże. [powrót]

[7] K. Leszczyńska, Moją bronią jest naiwność, dz. cyt. [powrót]

[8] Tamże. [powrót]

[9] Tamże. [powrót]

[10] Materiał ten można obejrzeć na stronie Ninateki. Zob. https://ninateka.pl/film/flaga-malgorzata-goliszewska (dostęp: 9.09.2020). [powrót]

[11] Z tomikiem można zapoznać się m.in. na stronie: https://www.youtube.com/watch?v=TzMfW1BtE-w (dostęp: 9.09.2020). [powrót]

[12] Małgorzata Goliszewska w ten oto sposób wypowiedziała się na temat tego projektu w jednym z wywiadów: [Z]orientowałam się, że każdego dnia krążę między trzema podobnymi do siebie przestrzeniami: mieszkania mojej babci, mamy i mojego. Zaczęłam szukać wspólnych cech i efekty mnie zaskoczyły. Powstała seria zdjęć jakby jednej wspólnej przestrzeni, bałaganu zrobionego przez jedną osobę. Zaczęłam odkrywać mnogość naszych wspólnych nawyków, małych tradycji, upodobań estetycznych, z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Zob. E. Podgajna, Małgorzata Goliszewska: Ubierz mnie, dz. cyt. [powrót]

[13] W ramach tego wydarzenia swoje sekrety, czyli przedmioty wywołujące w nas niewygodne, skomplikowane emocje, mogły unicestwić również osoby przychodzące do pawilonu, by uczestniczyć w performensie Małgorzaty Goliszewskiej. Więcej na ten temat można przeczytać w: https://biennalewarszawa.pl/obroty-zegnaj-smutku/ (dostęp: 10.09.2020). [powrót]

[14] Wykaz i informacje na temat poszczególnych projektów artystycznych zrealizowanych przez Małgorzatę Goliszewską dostępne są w jej portfolio: https://issuu.com/magoatagoliszeska/docs/portfolio_goliszewska_june2019_raw_, http://archiwum.miastogwiazd.pl/images/artnoble-2013/Malgorzata-Goliszewska/portfolio.pdf (dz. cyt.). [powrót]

[15] Co zresztą zostało podkreślone w jednej z jej (starszych) notek biograficznych, zamieszczonej m.in. na stronie Ninateki, w której można przeczytać: Interesuje ją badanie i poszerzanie granic dokumentu oraz bezpośrednia praca z drugim człowiekiem. Zob. https://ninateka.pl/kolekcja/sztuka-wspolczesna/osoba/malgorzata-goliszewska (dostęp: 10.09.2020). [powrót]

[17] Film ten można obejrzeć na stronie: https://www.youtube.com/watch?v=QU8u01vlxB4 (dostęp: 11.09.2020). [powrót]

[18] Więcej na ten temat można przeczytać m.in. w: A.N. Smolińska, Małgorzata Goliszewska szuka astrologicznych bliźniaczek, „i-D Polska” 2016, https://i-d.vice.com/pl/article/j5pve7/malgorzata-goliszewska-szuka-astrologicznych-blizniaczek (dostęp: 11.09.2020). Z dokumentacją do dyplomu magisterskiego można zaś zapoznać się na stronie: https://www.youtube.com/watch?v=8-4Mxleaxo4 (dostęp: 11.09.2020). [powrót]

[19] Film ten można obejrzeć na stronie: https://vimeo.com/130967441 (dostęp: 10.09.2020). [powrót]

[20] Film ten jest również ciekawy pod względem formalnym. Małgorzata Goliszewska łączy w nim bowiem archiwalne nagrania VHS ze współczesnymi wypowiedziami jej znajomych, przeplatając wszystko fragmentami teledysku do piosenki No Good zespołu The Prodigy, będącej ponoć ważnym hitem tej (nie)pamiętnej imprezy. [powrót]

[21] K. Leszczyńska, Moją bronią jest naiwność, dz. cyt. [powrót]

[22] Tamże. [powrót]

[23] Film ten można obejrzeć na stronie: https://ninateka.pl/film/ksw-malgorzata-goliszewska-ubierz-mnie (dostęp: 11.10.2020). [powrót]

[24] E. Podgajna, Małgorzata Goliszewska: Ubierz mnie, dz. cyt. [powrót]

[25] W kontekście tym ciekawe wydaje się już nagranie archiwalne umieszczone na samym początku filmu. Padają w nim bowiem takie oto słowa wypowiedziane przez jej matkę do kilkuletniej Małgorzaty Goliszewskiej: Powiedz pani, jak masz na imię [...]. Ale Ty jesteś brzydka. Niegrzeczna jesteś. Niedobra. Eee, Ty brzydka jesteś, niedobra! Be jesteś! Niedobra Gosia. Niedobra! [powrót]

[26] W obszar dokumentu osobistego film ten wpisuje m.in. Mirosław Przylipiak. Zob. M. Przylipiak, Dokument polski lat dziewięćdziesiątych, [w:] Historia polskiego filmu dokumentalnego (1945–2014), red. Małgorzata Hendrykowska, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Poznań 2014, s. 562. [powrót]

[27] K. Mąka-Malatyńska, K. Kozłowski, J. Czaja, A. Śliwińska, Polski film dokumentalny po roku 2000, [w:] Historia polskiego filmu dokumentalnego (1945–2014), dz. cyt., s. 648. [powrót]

[28] Tamże. [powrót]

[29] Więcej na temat twórczości Marcina Koszałki można przeczytać m.in. w: M. Wichrowska, Szukając prawdy. Problem poetyki w polskim filmie dokumentalnym po roku 1989, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2014, s. 125–133. [powrót]

[30] M. Łoziński, Żeby nie bolało, rozm. K. Jabłońska, „Kwartalnik Filmowy” 2000, nr 29/30, s. 202. Cyt. za: M. Przylipiak, Dokument polski lat dziewięćdziesiątych, dz. cyt., s. 562. [powrót]

[31] E. Podgajna, Małgorzata Goliszewska: Ubierz mnie, dz. cyt. [powrót]

[32] Tamże. [powrót]

[33] Tamże. [powrót]

[34] M. Roszkowska, Najciekawsze jest to, co jest, rozmowa z Małgorzatą Goliszewską, „Notes Na 6 Tygodni” 2014, nr 93, s. 136–137. [powrót]

[35] T. Sobolewski, Polska.doc. Szukaj blisko siebie, „Gazeta Wyborcza” 2012, https://wyborcza.pl/1,75410,11461449,Polska_doc__Szukaj_blisko_siebie.html (dostęp: 12.09.2020). [powrót]

[36] Tamże. [powrót]

[37] Zob. tamże. [powrót]

[38] E. Podgajna, Małgorzata Goliszewska: Ubierz mnie, dz. cyt. [powrót]

[39] Paulina Reiter w ten oto sposób opisywała wygląd Joli Janus, z którą umówiła się na rozmowę: Twarz jasna, okolona białymi falami włosów, usta – wyrysowane szminką czerwone serduszko, policzki zaróżowione, dwie zdecydowane linie brwi kreśli czarną kredką. Zawsze obcas, w płaskich nie umie chodzić. Nigdy spodnie, zawsze sukienka, tym razem czarna, zwiewna, prześwituje czerwony staniczek. Szeroki pasek, talię należy podkreślać. W dekolcie musi się coś dziać, dziś – cztery sznury szarych pereł ciasno upięte na szyi. Kolczyki długie, bransolety dźwięczą. Zob. P. Reiter, Jola Janus: Powiedziałam księdzu, że mam dwóch mężów. Jednego złego, drugiego dobrego, „Wysokie Obcasy” 2020, https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,163229,26234771,spoznieni-kochankowie-ksiedzu-powiedzialam-ze-mam-teraz.html (dostęp: 12.09.2020). [powrót]

[40] Więcej na ten temat można przeczytać w artykule Pauliny Reiter. Zob. tamże. [powrót]

[41] Tamże. [powrót]

[42] P. Reiter, Jola Janus: Powiedziałam księdzu, że mam dwóch mężów. Jednego złego, drugiego dobrego, dz. cyt. [powrót]

[43] Tamże. [powrót]

[44] Tamże. [powrót]

[45] W ten oto sposób Małgorzata Goliszewska zapowiedziała projekcję filmu m.in. podczas Whānau Mārama: New Zealand International Film Festival At Home. Zob. https://www.youtube.com/watch?v=3_774p4VEvk (dostęp: 13.09.2020). [powrót]

[46] P. Reiter, Jola Janus: Powiedziałam księdzu, że mam dwóch mężów. Jednego złego, drugiego dobrego, dz. cyt. [powrót]

[47] Tamże. [powrót]

[48] Warto podkreślić, że Lekcja miłości to również tytuł piosenki disco polo zespołu Maxel z 1996 roku. Trudno stwierdzić, czy była ona bezpośrednią inspiracją dla tytułu filmu Małgorzaty Goliszewskiej i Katarzyny Matei. Mimo wszystko jednak utwór ten na pewno niesie ze sobą konotacje dansingowe i prawdopodobnie można go było niegdyś usłyszeć w Café Uśmiech. [powrót]

[50] Relację z wydarzenia można obejrzeć m.in. na stronie: https://www.youtube.com/watch?v=Cnl3ZUqJFVc (dostęp: 13.09.2020). [powrót]

[51] Zob. https://www.polishdocs.pl/pl/filmy/2088/ (dostęp: 13.09.2020). [powrót]

[52] P. Reiter, Jola Janus: Powiedziałam księdzu, że mam dwóch mężów. Jednego złego, drugiego dobrego, dz. cyt. [powrót]

[53] Innym ważnym wątkiem łączącym w moim przekonaniu te dwa tytuły jest także poruszana w każdym z nich problematyka (trudnych) relacji rodzinnych. [powrót]

[54] P. Reiter, Jola Janus: Powiedziałam księdzu, że mam dwóch mężów. Jednego złego, drugiego dobrego, dz. cyt. [powrót]

[55] Tamże. [powrót]

[56] Nawiązuję tutaj oczywiście do tytułu filmu Pedro Almodóvara – Ból i blask (Dolor y gloria, 2019). [powrót]

[57] Zob. https://www.youtube.com/watch?v=otKykbGyvQ4 (dostęp: 14.10.2020). [powrót]

[58] To określenie pojawia się natomiast w zapowiedzi filmu przygotowanej w ramach działań promocyjnych realizowanym podczas Whānau Mārama: New Zealand International Film Festival At Home. Zob. https://www.youtube.com/watch?v=3_774p4VEvk (dostęp: 14.09.2020). [powrót]

[59] Zob. T. Hakim, Hot Docs Review: ‘Lessons of Love’, „Point of View Magazine” 2020, http://povmagazine.com/articles/view/hot-docs-review-lessons-of-love (dostęp: 14.09.2020). [powrót]

[60] M. Roszkowska, Najciekawsze jest to, co jest, dz. cyt., s. 135–136. [powrót]

[61] J. Halberstam, Przedziwna sztuka porażki, tłum. M. Denderski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018, s. 15. [powrót]

[62] ¡Vísteme! w języku hiszpańskim oznacza „ubierz mnie!”. W ten sposób nawiązuję tutaj oczywiście do tytułów filmów Ubierz mnie Małgorzaty Goliszewskiej i Zwiąż mnie (¡Átame!) Pedro Almodóvara. [powrót]

 

 

Lekcje czułości Małgorzaty Goliszewskiej

Małgorzata Goliszewska to urodzona w 1985 roku polska artystka wizualna i multimedialna, fotografka, performerka i reżyserka filmów dokumentalnych oraz eksperymentalnych. Twórczość jej, choć skutecznie wymyka się sztywnym ramom definicji, konwencji, rodzajów czy gatunków, jest jednocześnie głosem bardzo charakterystycznym. Artykuł ten koncentruje się zatem na najistotniejszych tropach w nie tylko filmowych pracach Małgorzaty Goliszewskiej. Omówieniu m.in. takich tytułów, jak Ubierz mnie (2011), Taki typ ptactwa (2012) oraz Lekcja miłości (2019) towarzyszy również próba zdefiniowania nieoczywistego i zarazem bardzo rozpoznawalnego idiomu stylistycznego, którego najbardziej wyrazistą cechą zdaje się być uważny, a może nawet wręcz czuły stosunek do przedstawianych przez nią bohaterek i bohaterów.

Małgorzata Goliszewska’s Lessons of Affection

Born in 1985, Małgorzata Goliszewska is a Polish visual and multimedia artist, photographer, and performer, as well as documentary and experimental director. Even though her work goes beyond any firm definitions, conventions, types, or genres, it is a very distinctive voice. The article focuses on the most important clues of Goliszewska’s works. Elaborating on such films as Dress Me (2011), This Type of Birds (2012)and Lessons of Love (2019) is an attempt to define the non-obvious but very recognizable stylistic idiom. An idiom at its most expressive in its attentive or even affectionate relation to the depicted characters.

Słowa kluczowe: polskie kino najnowsze, film dokumentalny, film eksperymentalny, sztuki wizualne, wideo-art, kino kobiet, Małgorzata Goliszewska

Karol Jachymek – kulturoznawca, filmoznawca, doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Katedrze Kulturoznawstwa Uniwersytetu SWPS w Warszawie. Zajmuje się społeczną i kulturową historią kina (zwłaszcza polskiego) i codzienności, problematyką ciała, płci i seksualności, wpływem mediów na pamięć indywidualną i zbiorową, a także wszelkimi przejawami kultury popularnej. Współpracuje m.in. z Filmoteką Szkolną, Nowymi Horyzontami Edukacji Filmowej, Against Gravity, KinoSzkołą i Filmoteką Narodową – Instytutem Audiowizualnym. Prowadzi warsztaty oraz szkolenia dla młodzieży i dorosłych z zakresu edukacji filmowej, medialnej i (pop)kulturowej, a także myślenia projektowego i tworzenia innowacji społecznych. Autor książki Film – ciało – historia. Kino polskie lat sześćdziesiątych. Numer ORCID: 0000-0002-9444-8898.

Wróć do poprzedniej strony

Wybrane wideo

  • O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
  • Kształtowanie się rynku filmowego w Polsce na początku lat 90., dr Kamila...
  • Tło historyczne rozwoju kinematografii polskiej na przełomie lat 70. i 80.
kanał na YouTube