Artykuły
„Kwartalnik Filmowy” 1997, nr 18, s. 46-58
Śląsk według Kutza
Maria Lipok-Bierwiaczonek
1
Są filmy, które żyją własnym życiem społecznym. Oglądając te filmy, warto nie tylko skupić się na interpretacji znaczeń, symboli, na rozsupływaniu metafor, analizie rozwiązań estetycznych, ale również na reakcji widzów. Do takich obrazów należą śląskie filmy Kutza.
Kazimierz Kutz – artysta.
Reżyser filmowy, teatralny i telewizyjny. Wykreowany przez niego Teatr TV trafia do tysięcy domów w całej Polsce. Literat – najpierw z konieczności autor scenariuszy filmowych (Przymusiłem się do pisania scenariuszy, bo nie było nikogo, kto mógłby zrobić to lepiej1), potem felietonów prasowych, a także niezwykłej powieści Piąta strona świata, znanej dotąd czytelnikom z drukowanych fragmentów, których smak i barwa każą niecierpliwie czekać na całość2.
Kazimierz Kutz – człowiek o wyrazistym rodowodzie społecznym, Ślązak.
Autor najpiękniejszych obrazów filmowych Śląska. Ale również duch sprawczy, patron i współuczestnik zdarzeń, które modelują od nowa kulturowe oblicze regionu. Juror (wespół z profesorami Dorotą Simonides i Janem Miodkiem oraz literatem Bolesławem Luboszem) trzech już edycji konkursu na Ślązaka Roku (w toku edycja czwarta), wymyślonego przez Marię Pańczyk z Radia Katowice. W konkursie tym wybiera się i nagradza ciekawe, barwne osobowości Ślązaków posługujących się na co dzień potoczystą gwarą, znających wartości swej kultury.
Kreator i bohater cyklu emitowanych przez rok (od jesieni 1995 do lata 1996) audycji telewizyjnych o wspólnym tytule Wesoło czyli smutno, które skrzywdziłoby proste zaszeregowanie do programów typu talk-show, choć w istocie polegały na rozmowie Kutza o problemach Śląska z zaproszonym gościem – jednym tylko w godzinnym, a pełnym napięcia programie (na emisję Wesoło czyli smutno czekała co miesiąc cała śląska inteligencja, również ta rozproszona po różnych zakątkach Polski).
Autor licznych wypowiedzi – w wywiadach prasowych itp. – na temat śląskich problemów, kompleksów, zawiłości losu; wypowiedzi i sądów niepokornych, często ostrych, bulwersujących, odbieranych jako prowokacyjne, wywołujących dyskusje, gorące polemiki3. Nie zawsze za nie lubiany i hołubiony.
A zatem artysta, który od kilku lat znajduje się w samym centrum zjawisk i działań składających się na renesans śląskiej lokalności i tożsamości kulturowej. O ile dokonania artystyczne Kutza są powszechnie znane i wielekroć omawia-
– 46 –
ne, analizowane, komentowane4, o tyle ta druga strona jego aktywności, wyrazista na Śląsku, jest mniej widoczna ze stołecznej perspektywy.
2
Ślązak, ale przecież przeminęło mu paręnaście lat życia i twórczej pracy, zanim odkrył w swym pochodzeniu źródło inspiracji. W rozmowie z Elżbietą Baniewicz powiedział: Przez całe lata nic mnie tak nie umniejszało, nie demobilizowało, jak świadomość, że jestem ze Śląska, jakby to była jakaś ułomność. Czułem, że jestem, jak to Niemcy mówią – minderwertig: z gorszej rasy, i to nie w sensie klasowym. Przez lata bolałem nad sobą, że wyszedłem z tak okropnego miejsca na ziemi; z brudu, brzydoty, przyduszonej egzystencji. I ten pejzaż zewnętrzny, sposób bytowania, mentalność Ślązaków, wręcz urągająca, budziły przygnębienie, chęć ucieczki. Studia i lata późniejsze potraktowałem jako wyzwolenie, nie chciałem do tego wracać, nawet w myślach5.
Rozmawiając z Elżbietą Baniewicz, Kutz wspomniał, jak to w dość dramatycznych okolicznościach osobistych wyjechał z Warszawy do brata w Tychach – wrócił na Śląsk po dwudziestu latach i odnalazł tu swoją siłę. Bo z upływem lat dochodzi się do tego, co najważniejsze, i okazuje się, że to, czego się wstydziłem, przez co cierpiałem, to jest to, co mam naprawdę, że to jest mój autentyk i niczego innego nie będzie. Artysta nie może się całkowicie wymyślić, musi z czegoś czerpać, a czerpie z tego, z czego wyszedł, z tego, co go ukształtowało jako człowieka. Te wszystkie przewartościowania dokonują się w okresie dojrzałości, u mężczyzn jest to moment około czterdziestki, nazywany smugą cienia, gdy człowiek już się nie rozwija biologicznie i umysłowo, tylko dyskontuje to, na co zapracował, i utrwala własną pozycję. U mnie proces przechodzenia w dojrzałość przebiegł w sposób klasyczny. Właśnie u brata, w Tychach, uświadomiłem sobie, że muszę się do końca określić, wyłuskać z siebie to, co prawdziwe i własne. I dostrzegłem na Śląsku piękno, świat autentycznych wartości, do których Polska będzie jeszcze zdążała przez całe lata. Zrozumiałem, że urodziłem się w miejscu oryginalnym, nieodkrytym, i lepszego po prostu los nie mógł mi podarować6.
3
W Tychach w maju i czerwcu 1968 roku Kutz pisał scenariusz Soli ziemi czarnej – scenariusz filmu o powstańcach śląskich, o ich tęsknocie za Polską, ich drodze do Polski.
Na początku maja 1968, rutynowo, jak co roku, w śląskich miastach i szkołach obchodzono kolejną rocznicę wybuchu trzeciego powstania śląskiego.
W Tychach w maju roku 1968 zdawałam maturę. Ale wiosną tego roku zgoła co innego zajmowało umysły w Tychach, na Śląsku i w Polsce, innymi treściami wypełnione były szpalty gazet.
W Tychach w marcu 1968 roku lokalna gazeta „Echo” przynosiła na pierwszej stronie nagłówki (jak inne gazety w całej Polsce): Potępiamy wichrzycieli. Żądamy spokoju! i zdjęcia manifestujących z transparentami: Potępiamy chuligańskie wybryki awanturniczej grupy studentów warszawskich oraz Młodzież
– 47 –
– 48 –
– 49 –
kopalni ,,Lenin” zawsze wierna partii. W maju „Echo” obwieszczało: Zespoleni z Partią – manifestowaliśmy umiłowanie socjalistycznej Ojczyzny, w czerwcu: Harcerskie Dni Socjalistycznych Tychów. Polsce Ludowej – serca, myśli, czyn!
W czerwcu 1968 moje liceum wysyłało na wyższe uczelnie dokumenty kandydatów na studia; teczki wszystkich tyskich kandydatów musiały zawierać wydane przez komórkę partyjną zaświadczenie o „postawie obywatelskiej” rodziców – taką pomarcową inicjatywą było zarządzenie lokalnego władcy, towarzysza Stanisława Gurgula, I sekretarza KP PZPR.
W czerwcu, w Tychach, Kutz skończył pisać swą powstańczą opowieść.
4
W bibliotece sięgnęłam po jeden z używanych w tamtym czasie podręczników historii (redagowany przez Stanisława Arnolda, wydany w 1966 roku). Powstaniom śląskim poświęcono tam jedno zdanie. W ostatnim rozdziale książki, po konstatacji: Od momentu powstania II Rzeczypospolitej polskie klasy posiadające dążyły do zaboru ziem białoruskich, litewskich i ukraińskich... oraz po rozwinięciu tej kwestii znalazłam stwierdzenie: Z Niemcami toczyła się walka powstańcza o Wielkopolskę i o Górny Śląsk, nieco dalej zaś, po omówieniu decyzji traktatu wersalskiego i wyników plebiscytu na Śląsku, zdanie: Wywołało to (tzn. wyniki plebiscytu – przyp. M.L.B.) w maju 1921 powstanie (trzecie z kolei) ludu śląskiego. Pozbawione niemal wszelkiej pomocy ze strony rządu polskiego, wpłynęło na zmianę decyzji Ententy o losach Śląska7. I tyle wiadomości o powstaniach śląskich we wspomnianej książce.
Nie będę przytaczać przykładów z innych popularnych opracowań historycznych i podręczników wydawanych w tamtym czasie – łączyła je cecha wspólna: zdawkowe potraktowanie ważnych wydarzeń z dziejów Śląska, a jeśli nawet powstaniom śląskim poświęcały dwa, trzy zdania więcej niż dzieło cytowane wyżej, wszystkie one problem śląski po roku 1918 traktowały marginalnie. W efekcie stan wiedzy społeczeństwa polskiego i edukowanej w owym czasie młodzieży o historii Śląska w ogóle i jej powstańczym epizodzie był więcej niż mizerny. Z takich samych podręczników uczyła się młodzież szkół na Śląsku.
Tu wszakże wątek powstań śląskich bywał też eksponowany w innych okolicznościach, zwłaszcza w rytmie kolejnych rocznic. Po milczeniu lat stalinowskich i represjach skierowanych przeciwko powstańcom (nacjonalistom – według kryteriów stalinowskich) w latach sześćdziesiątych można było przywrócić tradycje powstańcze i... wprząc w patriotyczno-ideologiczne wychowanie młodego pokolenia.
W roku 1966 odsłonięto w Katowicach pomnik powstań śląskich, znane „skrzydła” przy rondzie w centrum miasta. Powstańcami „dekorowano” zazwyczaj trybuny honorowe manifestacji pierwszomajowych, spotykał się z nimi Jerzy Ziętek. Chętnie nawiązywali do powstańczych tradycji śląscy harcerze, organizując gry terenowe na podstawie zachowanych relacji z miejsc potyczek, zapraszając żyjących jeszcze uczestników tamtych wydarzeń na ogniska i capstrzyki; wreszcie bajał o nich niejeden starzik (dziadek) wnukom. Był zatem
– 50 –
w przywoływaniu dziejów powstań nurt oficjalny, podporządkowany celom ideologicznym oraz mniej oficjalny (jak wartościowy ruch harcerski), a także ten całkowicie poza oficjalnym obiegiem, dostępny mniej licznym – osobisty, subiektywny, wspomnieniowy, najprawdziwszy, acz wycinkowy. Dwa ostatnie budowały mit Wielkiego Zrywu.
W programach szkolnych nadal jednak było mało historii lokalnej, jej najważniejszych dla historii całego kraju zdarzeń. Wiedza uczniów polskich o powstaniach śląskich była (bo musiała być) mglista, o historii Śląska przez kilkaset stuleci do 1918 roku – zerowa. Tak było wówczas, tak w gruncie rzeczy jest i dziś, choć współczesne podręczniki historii solidniej objaśniają zawiłości trudnego procesu budowania granic Polski po 1918 roku.
5
Scenariusz pierwszego śląskiego filmu Kazimierza Kutza powstał w pomarcowej rzeczywistości roku 1968 jakby irracjonalnie. Poza jakąkolwiek ideologią. Z klarownie jasnej, czystej, artystycznej i emocjonalnej potrzeby autora. Scenariusz, będący sublimacją nieoficjalnego, rodzinnego przekazu historii śląskiego powstania, w połączeniu ze specjalistyczną znajomością historycznego tematu, trafił w sytuację zadawnionej powszechnej głuchoty na sprawy Śląska.
Powrót Kutza na rodzinną ziemię, do korzeni rodzimej kultury i tradycji, zaowocował dziełem krystalicznym, bez jednej fałszywej nuty. Sól ziemi czarnej, może dlatego, że powstała z tak czystej intencji, to najlepszy utwór tego reżysera do czasu nakręcenia filmu Śmierć jak kromka chleba. Ballada o prostocie powstańczej piosenki, opowieść o twardej, nierównej walce i jej idealistycznych pobudkach, o ludziach śląskiej ziemi i ich tęsknocie za Polską, mityczną Polską.
6
Premiera filmu odbyła się w Katowicach w terminie wybranym przez zwierzchność świadomie: 29 stycznia 1970 roku, w dwudziestą piątą rocznicę wyzwolenia Śląska spod okupacji niemieckiej przez armię radziecką. Pro memoria. Aby utrwalić tę kolejną datę przywrócenia Śląska Macierzy i sprawców tegoż przełomu, podkreślić doniosłość właśnie 1945 roku8.
Film miał niezwykle pochlebne recenzje. Podkreślano artyzm balladowej formy, niezwykłą urodę zdjęć, koloryt plenerów zdominowanych przez rudobrunatną hałdę i poczerniałą czerwień ceglanych budynków, realizm. Niektórzy recenzenci ujawniali potrzebę oceny dzieła z jedynie słusznej płaszczyzny klasowej. W charakterystycznej dla tamtej epoki stylistyce pisano, że jest to film o heroicznej walce proletariatu o wyzwolenie9. W prasie śląskiej entuzjazm. Recenzent katowickiego tygodnika „Poglądy” pisał: Pierwszym filmem całkowicie dojrzałym, dotyczącym Śląska, jest dopiero „Sól ziemi czarnej” Kazimierza Kutza, zapewne jeden z najwybitniejszych utworów naszej kinematografii na przestrzeni ostatnich lat10.
Zaistniała na ekranie, w artystycznym kształcie, rodzinna i małoojczyźniana legenda. Niezideologizowana. Zabrzmiała gwara. Dla mojego pokolenia dwu-
– 51 –
dziestolatków – iluminacja! W kręgu moich śląskich przyjaciół (a obracałam się wówczas również w krakowskim kręgu studenckim) film zaczął spełniać rolę niemal kultową. Pomógł w ucieczce od gazetowo-podręcznikowej wersji historii najnowszej, dopisał się do historii opowiadanej w rodzinnych domach. Pejzaże z familokami i hałdami, typy ludzkie, jędrna gwara, jej anegdotyczność, gorzka i chwalebna historia powstania – to wszystko było nasze, jakże celnie wyartykułowane. Dowcipy i gwarowe powiedzonka filmowych bohaterów weszły w obieg, szczególnie trwałe okazało się frywolne: stoi jak tyn łon z keregoś się wzion (to w filmie o wieży ciśnień). Zapadało w serca i bywało zaczynem zbiorowych dyskusji pełne goryczy i nierozumienia pytanie Gabriela, zadane w obliczu przegranej walki powstańców: Erwin, czymu nom Polska niy pomogła?
7
W moim krakowskim środowisku Sól ziemi czarnej nie budziła namiętności i dyskusji. Nie wywoływała skojarzeń. Pamiętam natomiast, że kiedy dwa lata później na ekrany kin weszła Perła w koronie – oglądałam ją właśnie w kinie w Krakowie. Perłę w koronie poprzedzała opinia o pokazanej tam najpiękniejszej miłości w polskim filmie, fama śmiałej erotyki.
Kino było wypełnione po brzegi. Kiedy padły z ust aktorów pierwsze gwarowe kwestie – widownia zarechotała ironicznym, trochę wzgardliwym śmiechem. Jakaż złość mnie ogarnęła! – i, nie ukrywam, niechęć do „krakusów”, skądinąd całkiem mi miłych. A ja siedząc w kinie delektowałam się gwarą, zaś scena obiadu z karminadlem (czyli kotletem mielonym) zapachniała mi domem. Warto dodać, że słówko „karminadel” bądź „karbinadel”, zabawne w brzmieniu, to niemal znak, po którym rozpoznają się Ślązacy: wiesz, co to jest karminadel – znaczy, żeś swój. Kulinaria w procesie identyfikacji odgrywają przemożną rolę.
Perła w koronie miała większe niż Sól ziemi czarnej powodzenie wśród widzów; złożyła się na to i ugruntowana już renoma reżysera, i ów reklamowany wątek erotyczny, i dramatyzm pokazanego zdarzenia, znakomicie budowana wokół niego akcja, niesamowitość scenerii podziemia kopalni. Kolejki do kas kin najdłuższe były na Śląsku. Katowicka prasa donosiła, że do 15 lutego 1972 na Śląsku obejrzało Perłę 150 tysięcy widzów (film wszedł na ekrany na przełomie roku), choć eksploatowano tylko pięć kopii. W Katowicach i Chorzowie przedłużono czas wyświetlania filmu o tydzień. Podobnej popularności – pisano – nie miał dotychczas żaden inny film polski, wyjąwszy Pana Wołodyjowskiego i Krzyżaków11.
Recenzenci chwalili film zgodnym chórem. Wątek strajku głodowego górników, którymi kieruje „czerwony” Siersza, zadowolił również recenzentów-ideologów, tych, którym w Soli za dużo było śląskiego ludu, a za mało klasowo uświadomionego proletariatu. Tradycje walk polskiej lewicy znalazły dojrzałego barda w Kutzu – podsumowano oba dzieła w jakiś czas potem12, absurdalnie uznając za pewnik, że gdzie lud i kultura plebejska – tam lewica.
Katowickie „Poglądy” zamieściły całostronicową recenzję Feliksa Netza pod patetycznym tytułem Bractwo niezłomnych mężczyzn. Netz entuzjazmował się: Powiedzieć, że Kazimierz Kutz ocala śląski obyczaj, to o wiele za mało. On go
– 52 –
stwarza, nadaje mu tę rangę, że trzeba już mówić o kulturze etnicznej, o mitologii regionu. (...) Piękno filmu jest tak wielostronne, że jeszcze tylko podkreślmy funkcję gwary (...) Gwara jest instrumentem nadzwyczaj ważnym w tej orkiestrze. I dalej: Od czasu „Popiołu i diamentu” Andrzejewskiego i Wajdy nie przeżyliśmy wzruszeń równych tym, jakich nam dostarcza „Perła w koronie”13.
Spoza emfazy tekstu Netza wyziera ziarno prawdy: oto Kutz pierwszy stworzył dzieła wysokiej klasy artystycznej, którymi przybliżył Polsce Śląsk, pokazał szczególność tego zakątka kraju. W kinie – a więc tysiącom widzów. Poza tym jednak dokonał jeszcze jednej osobliwej, ważnej rzeczy – pokazał samym Ślązakom ich własną ziemię, pokazał fragment historii, znanej jednym lepiej, innym gorzej, uzmysłowił wartość i koloryt obyczaju. „Potrząsnął” trochę zapracowanymi i zajętymi codziennością ziomkami, skłonił do refleksji, zachęcił, żeby sami szukali dalej wokół siebie znaków swojej rodzimej kultury. Dowartościował gwarę (a dotąd naśmiewano się z niej, tępiono w szkole). Zaoferował klucz do śląskiego kodu kulturowego.
Kutz wprowadził zatem Śląsk w orbitę wysokiej kultury narodowej. Zrobił to lepiej niż wszelkie inne wcześniejsze dzieła literackie i skuteczniej niż opracowania naukowe etnografów, żmudnie dokumentujących kulturę ludową regionu i konserwujących jej zabytki materialne w muzealnych gablotach i magazynach.
8
Sól ziemi czarnej jest jak powstańcza piosenka, jak ballada o siedmiu braciach Basistach, co poszli do powstanio. Poszli dzięki przyzwoleniu ojca, z błogosławieństwem jego i matki. Najmłodszy, Gabryel, wyprosił to przyzwolenie pokornym przypadnięciem pontacikowi do nóg. Patriarcha rodu, milkliwy stary Basista, to ważna postać w filmie – symbol wielkiego Poloka, który nieugięcie trwa na straży ojcowizny i swego systemu wartości. Znamienna jest jedna z początkowych scen filmu: kiedy w sobotni wieczór ojciec dyscypliną „wypłaca” w tyłek synom całotygodniowe zasługi – czuje, że oto po raz ostatni potraktował ich jak swoje dzieci; rytuał ojcowskiego wymiaru sprawiedliwości zamyka jeden rozdział w życiu synów, rozpoczyna drugi, powstańczy. W pierwszym dniu walki giną dwaj jego synowie. Od momentu gdy powstańcy wznoszą barykadę tuż obok jego domu, kulminacja walki nabiera symbolicznego wymiaru: walka toczy się zarazem o Polskę – i o ojcowski dom. Na zapleczu barykady, z poddasza domu celnie strzela stary ojciec, on też gotuje żur i karmi wyczerpanych powstańców. Kiedy drewniany dom Basistów, trafiony przez niemieckie działo, rozpada się w drzazgi i ginie stary – jest to zapowiedź klęski powstania.
W Soli ziemi czarnej obok bohaterów gra również pejzaż, w pejzażu zaś pojawia się przeciwstawienie dwóch światów. Jest poczerniały od wyziewów kominów i hałd świat śląski, realny, dobrze znany bohaterom, oswojony ich życiem i pracą – i jest Polska o idyllicznym krajobrazie zielonych pól i wzgórz: krajobraz taki najmłodszy powstaniec, Gabryel Basista, ogląda przez okular lunety z wyniosłej wieży ciśnień. Zetknięcie obu tych światów następuje w filmie parokrotnie.
– 53 –
– 54 –
Z Polski, jakby spadł prosto z nieba, zjawia się wśród powstańców złotowłosy porucznik Stefan Sowiński, który uciekł z krakowskich koszar z armatą do powstania. Piękny, jasny porucznik w nieskazitelnym mundurze, mówiący „pan” do obszarpanych cywilów-powstańców. Nieziemskie zjawisko. Cudownie się pojawił, przysłużył polskim działem i rychło poległ, bo nie krył się w zakamarkach barykady. Polski brzeg granicznej rzeki, na który w końcowej sekwencji filmu dziewczęta przenoszą rannego Gabryela, pławi się w słońcu i porosły jest młodymi brzózkami. Zieleń i jasność – jak nadzieja. Dochtora! – wrzeszczą dwaj kolejni ocaleni bracia Basistowie nad rannym Gabryelem. Będzie zatem jeszcze jasne jutro. Powstańcy przegrali, jedni zginęli, innym udało się przedrzeć do Polski – w krainę nadziei, że nie wszystko skończone. Zapowiedział to już, w obliczu klęski, Erwin Maryniok, dowódca: Przeca niy robiymy powstanio po roz piyrszv, ani łostatni! Musimy sam wszyscy wrócić i zacząć to, jeszcze roz łod nowa. Jest zatem w filmie świat znojnego trudu – zarówno zwykłego, codziennego, którego film nie pokazuje, ale każe się go domyślać, jak i trudu osobliwszego, powstańczego – oraz świat-marzenie, wyidealizowany cel działania grupy powstańców.
Opozycja dwóch różnych światów konstruuje drugi film, Perłę w koronie. Jeden świat to dom Jasia i Wichty, jasny, lśniący czystością – drugi świat to moloch kopalni. Pomiędzy jednym i drugim łącznikiem jest ścieżka na obrzeżu spękanej od słońca, skorupiastej hałdy, wydeptana przez codzienną wędrówkę górników do pracy. Na nitce ścieżki widzimy Jasia wracającego z pracy w towarzystwie synków, Wichtę z siatkami zakupów. Dom jest tłem opowieści o szczęściu górniczej rodziny i młodych małżonków. W jego pobliżu rozciąga się zalana słońcem łąka, na której wygrzewają się w bieliźnie kobiety i dzieci. Kontrapunktem scen rozgrywających się w letnim słońcu i jasnym domu jest mrok głębi kopalni i narastające napięcie dramatu – strajk górników w obronie kopalni przed zalaniem, przeradzający się w strajk głodowy. Górnicy w miarę upływu godzin i dni pobytu pod ziemią coraz bardziej czernieją od pokrywającego ich pyłu węglowego, wtapiają się w ciemną otchłań kopalni. Na górze, przed bramą kopalni, w promieniach letniego słońca, rozwija się akcja wspierająca górników, w którą angażuje się cała lokalna społeczność pod komendą dawnego powstańczego przywódcy, dziś bezrobotnego, Erwina Marynioka: najpierw zbieranie prowiantu i wspólne gotowanie w wielkim kotle zupy dla strajkujących, a po podjęciu przez nich głodówki – demonstracja poparcia przez nieustający, barwny festyn. Na dole rosnąca determinacja strajkujących aż po decyzję: zalejcie kopalnię razem z nami – na górze kulminacja festynu z tłumem ubranym w najparadniejsze stroje ludowe.
Poza parą głównych bohaterów, Jasiem i Wichtą, bohaterem filmu jest śląska mała ojczyzna. Śląski świat, szczególne wartości tu, na polsko-niemieckim pograniczu, ukształtowane, etyka pracy, solidarności, uroda i barwa śląskiej kultury plebejskiej – film buduje mityczny obraz harmonii takiego świata. Dom i praca są w nim nierozdzielnie związane. Dom żyje rytmem pracy ojca-żywiciela, podkreśla to rytualizacja zachowań, tych zwłaszcza które są związane z wychodzeniem do pracy i powrotem z pracy, a więc cyklicznym przekraczaniem granicy światów. Przejmowanie ojca-górnika przez krąg rodziny jest stopniowane: oczekiwanie synów na ojca pod bramą kopalni, wspólny powrót
– 55 –
do domu, zdejmowanie ojcu butów, mycie nóg przez żonę, zakładanie obrączki na palec jako znak ostatecznego włączenia go w życie rodziny, asystowanie mu przy obiedzie, wieczorne muzykowanie ojca z synami, sypialnia.
9
Moje śląskie filmy mogą być (...) traktowane jak naukowe filmy etnograficzne – skonstatował reżyser14. I w zasadzie miał rację. Sam doświadczył Śląska fizycznie, wręcz sensualnie, poznał jego pejzaże, kolory, zapachy, chropawą fakturę budynków i hałd, szorstkie, powściągliwe charaktery ludzi, rytuał ich zachowań i gestów. Czego doświadczył – potrafił pieczołowicie odtworzyć w filmie. Zapytany, dlaczego zatrudniał w swych filmach amatorów, odpowiedział: Rzecz sprowadza się do pytania – co to jest kino? To jest obraz i naturalna niepowtarzalność, osobowości, jak Witold Dederko czy Wiesław Dymny. Jak pejzaż hałdy i smród z huty cynku: są charyzmy, których podrobić się nie da. Jest też coś takiego jak śląskość. Ona też jest charyzmatyczna. Są rzeczy tak głęboko związane z kodem kulturowym, gwarą, temperamentem, mentalnością, że nie sposób ich zagrać. To musi być, zaistnieć w formie nieprzetworzonej, autentycznej15.
Etnograficzne walory filmów Kutza – obu omawianych, ale także Paciorków jednego różańca – to przede wszystkim ta właśnie kwintesencja śląskości: osobowość bohaterów, oszczędność ich języka, gwara i związany z nią specyficzny humor (Kaś ty był chopie, jak cie nie było?), sposób myślenia, rytualizacja gestów, czynności, szczegóły otoczenia i wystroju wnętrz. Sobotnia wypłata w tyłek wedle uznania ojca i własnych zasług16. Codzienne, bez słów, zakładanie przez Wichtę Jasiowi obrączki ślubnej na palec jako znak wejścia w rolę męża i ojca po przekroczeniu progu domu po powrocie z kopalni. Napięcie oczekiwania górniczej żony – głowa Wichty w oknie o framugach pomalowanych czerwonym lakierem. Karminadel. Żur z kartoflami. Lśniąca czystość kuchni zdobnej kompletem płóciennych makatek. Ryczka (niski stołek), niezbędny sprzęt w kuchni. Korbacz (dyscyplina) zawieszony na drzwiach wejściowych. I sama kuchnia, w której koncentruje się całe życie rodziny. Łoszkrobki (obierki) z otrębami dla królika. Familoki. Krzyż kamienny czyli Boża Męka u wylotu uliczki. Biedaszyby. Wszechobecność brunatnej hałdy. Wszystko to odtworzone pieczołowicie, starannie, w trafnym kontekście. Fotograficzna pamięć zdarzeń i obrazów przeżytych przez autora scenariusza i reżysera zagwarantowała zaiste naukową poprawność.
W tym etnograficznym obrazie znalazły się jednak drobne kiksy. Nie do pomyślenia było w tradycyjnej kulturze, żeby mężatka założyła na głowę kwietny wieniec, galandę, atrybut stanu panieńskiego – a w takim wieńcu niestosownie wystąpiła Wichta w jednej z końcowych sekwencji Perły. Paradny strój ludowy Wichty, we wspomnianym szczególe nieadekwatny do jej roli społecznej, pełnił podobną funkcję jak cały bajkowo przerysowany, barwny festyn przed bramą – kontrapunktu dla dramatu dziejącego się w ciemnym wnętrzu kopalni. Z tłocznych scen festynowych w obu filmach można wyłowić inne, podobne błędy: czerwone kamizele ubranych w strój ludowy mążczyzn – a w rzeczywi-
– 56 –
stości noszono wyłącznie granatowe; fioletowe i zielone gorsety kobiet – a w użyciu były wyłącznie czarne i czerwone. Potknięcia to może błahe, ale skoro mowa o naukowej dokładności?
Są za to pyszne w swym autentyzmie, becate sylwetki chłopionek w kieckach (czyli kobiet noszących się po wiejsku) – i wiadomo bez pytania o to reżysera, że są to mieszkanki Dąbrówki Wielkiej, wsi należącej dziś do Piekar Śląskich, chodzące do niedawna na co dzień w strojach ludowych. Aby uzyskać becatą sylwetkę, dąbrowszczanki zakładały pod kiecki kilka halek i pikowane watówki. Kobiety z Dąbrówki w swych wielkich żałobnych chustach w biało-czarną kratę wystąpiły też w końcowej scenie pogrzebu starego Habryki w Paciorkach jednego różańca (bardzo lubię ten właśnie film z śląskiego cyklu Kutza, lubię jego oszczędną formułę; może zatem z powodu swych upodobań z rezerwą oglądam przerysowany festyn w Perle w koronie?).
10
Kazimierz Kutz kilkakrotnie publicznie stwierdzał, że najbardziej nie znosi u Ślązaków ich dupowatości: braku przebojowości, braku ambicji i dążenia do awansu, niedoceniania wykształcenia, przyzwolenia na zepchnięcie do roli murzynów. W powieści Piąta strona świata w literackiej formie tłumaczy źródła tej postawy; warto przytoczyć fragment tego tekstu.
Od czasów Bismarcka kapitalizm i germanizm przeraźliwie wzmogły swe krwiożercze obroty na Śląsku, bo jego bystrym umysłem sprzęgły się w jedną ideę i spadły tu na ludzi niespotykaną falą wyzysku, murzyńskiego zgoła niewolnictwa. (...) Wtedy to niemota Ślązaków się zrodziła – terror i nędza jedynie jej przyczyną – od pokolenia mojego pradziadka, gdy zaczęło się przepoczwarzanie chłopów w robotników za pomocą dyscypliny pruskiej, ich zimnej nienawiści do Słowian, niewyobrażalnej dziś nędzy, upodlenia, poszturchiwania żandarmskich gewerów i niemczyzny wprowadzanej brutalnie do szkół, kościołów i urzędów. Wszystko, co w ludziach ich własne było – dziedziczne i tożsame –łącznie z językiem – obciosywano wyzyskiem, macerowano władzą i pruskim drylem. Zabijano w ludziach inteligencję (...) – by zrobić z nich wołów do roboty i cofnąć ich do stworzeń bezrozumnych i tępych. (...) niemieli z czasem – i patrzyli, jak Niemcy przekształcają cały Górny Śląsk w jeden wielki naziemno-podziemny kopiec, ludzi do tego przypasowując i naturę zieloną. Patrzeli i mrówczeli.
Dziadek właśnie przed tym zmrówczeniem się bronił i choć w pojedynkę walczył, to jednak walczył i nie uległ tej sile z piekła rodem17.
Ano właśnie. Czyż nie jest tak, że jako wspólny motyw śląskich filmów Kutza rysuje się niezgoda i bunt, obrona przed „zmrówczeniem”, sprzeciw wobec próby odebrania prawa głosu? Powstańcy w Soli ziemi czarnej wojują z niemiecką państwowością, nie zgadzają się z nią, chcą do Polski. Górnicy w Perle w koronie strajkują, nie zgadzają się z decyzją o zalaniu, uśmierceniu kopalni. Stary Habryka w Paciorkach nie zgadza się na zburzenie swego domu i mieszkanie w betonowych szufladach. Wreszcie Śmierć jak kromka chleba i też bunt, niezgoda na odebranie nadziei na jaśniejsze, wolne życie, z jakże tragicznym finałem.
– 57 –
Kutz swą twórczością podbudowuje Ślązaków nie tylko dlatego, że pokazuje w filmach ich historię, kulturę, obyczaj, osobowość – pokazuje, że najpiękniejsi i najsilniejsi są wtedy, gdy mówią „nie” zmrówczeniu. Jak w psychoterapii. A społeczeństwu Śląska zbiorowa psychoterapia jest potrzebna, wiele tu trudnych problemów społecznych do rozwiązania, wymagających woli i aktywności samych mieszkańców. O problemach tych mówili między innymi rozmówcy Kutza w programie Wesoło czyli smutno: senator profesor Dorota Simonides, biskup opolski Alfons Nossol, Adam Michnik, Andrzej Szczypiorski, profesor Daniel Kadłubiec z Zaolzia i inni. Dysputy te nie były umizgami do śląskiej widowni i głaskaniem po głowach, zawierały też gorzkie pigułki.
Kutz artysta i Kutz Ślązak. Styk obu tych aktywności Kazimierza Kutza jest bardzo istotny i nośny społecznie.
Maria Lipok-Bierwiaczonek
PRZYPISY:
1 E. Baniewicz, Z dołu widać inaczej, Warszawa 1994, s. 166.
2 Fragmenty powieści opublikowały czasopisma: „NaGłos” 1994, nr 15/16, oraz „Śląsk” 1995,
nr 1.
3 Polemika: Hanysy i gorole, „Trybuna Śląska” 1994, nr 203.
4 Wyczerpujące omówienie twórczości Kutza zawiera: E. Baniewicz, dz. cyt. oraz: A. Madej, Pielgrzym u stóp piramidy, w: A. Madej, J. Zajdel, Śmierć jak kromka chleba, Warszawa 1994.
5 E. Baniewicz, dz. cyt., s. 161.
6 Tamże, s. 161.
7 S. Arnold (red.), Polska w rozwoju dziejowym, Warszawa 1966, s. 479, 480.
8 Np. zdjęcie z akademii zorganizowanej w 1971 r., z udziałem Edwarda Gierka, ukazuje następującą dekorację: ogromny orzeł w centrum, po jego lewej stronie widoczne są trzy daty powstań śląskich 1919,1920,1921, po prawej stronie wielka data 1945. Uroczystości obchodów 50. rocznicy trzeciego powstania odbyły się 7 i 8 maja, zostały wmontowane w obchody dnia zwycięstwa.
9 J. Skwara, „Poglądy” 1970, nr 4, s. 16.
10 Tamże.
11 „Poglądy” 1972, nr 7.
12 J. Płażewski, Historia filmu dla każdego, Warszawa 1986, s. 305.
13 F. Netz, Bractwo niezłomnych mężczyzn, „Poglądy” 1971, nr 24, s. 16.
14 E. Baniewicz, dz. cyt., s. 173.
15 Tamże, s. 172.
16 K. Kutz, Scenariusze śląskie, Katowice 1995, s. 8.
17 K. Kutz, Piąta strona świata, „NaGłos”, dz. cyt., s. 27-29.
– 58 –
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
ZWIĄZEK POLSKIEJ SZKOŁY FILMOWEJ Z KINEM ŚWIATOWYM, prof. Alicja Helman
-
Zjawisko Kina Moralnego Niepokoju- tematyka i problemy z terminologią
Wybrane artykuły
-
Nasze kino nieme. Romantyzm strywializowany (1919–1929)
Tadeusz Lubelski
"Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty", Chorzów 2009
-
Dramaturgia
Jacek Ostaszewski
„Słownik filmu”, red. Rafał Syska, Krakowskie Wydawnictwo Naukowe, Kraków 2010