Artykuły
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 3/2019
To było po prostu konieczne
Z Renatą Czarnkowską-Listoś, liderką inicjatywy Kobiety Filmu, rozmawia Zofia Krawiec
Renata Czarnkowska-Listoś, źródło: archiwum prywatne
Kiedy powstała inicjatywa Kobiety Filmu? Co to był za moment dla polskiego filmu?
Inicjatywa zrodziła się trzy lata temu, 3 października 2016 roku, w dniu, w którym odbywał się Ogólnopolski Strajk Kobiet. Ten ruch był dla nas inspirujący. Kobiety były wówczas jedyną siłą, której udało się zatrzymać autorytarne działania polityków.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to było po prostu konieczne. Był to moment w polskim kinie, w którym kobiety reżyserki, takie jak Agnieszka Holland, Małgośka Szumowska, Agnieszka Smoczyńska, Ania Zamecka, Jagoda Szelc, odnosiły sukcesy międzynarodowe, zdobywały nagrody w Berlinie, na Sundance, w Cannes, były wyróżniane przez Europejską Akademię Filmową, której prezydentką była i jest Agnieszka Holland. Natomiast w ciałach decyzyjnych, które orzekały o rozdziale środków finansowych i przyszłości polskiej kinematografii, filmowczyń prawie nie było.
Jakie to były proporcje?
W komisjach eksperckich albo nie było kobiet w ogóle, albo zasiadało w nich kilku mężczyzn i jedna kobieta. Pokłosiem takiego traktowania kobiet przez władze jest skład Rady Programowej PISF, gdzie na jedenastu mężczyzn jest tylko jedna kobieta – właśnie przedstawicielka Kobiet Filmu. To nie tylko niesprawiedliwe, ale również niezgodne z wytycznymi Unii Europejskiej dotyczącymi równouprawnienia płci. Proszę mi wierzyć, przedstawiłyśmy w 2017 roku temu ciału wiele kandydatur wybitnych filmowczyń. Na szczęście od momentu, kiedy rozpoczęłyśmy działalność, w prawie wszystkich komisjach eksperckich i liderskich PISF przekroczyłyśmy kwoty parytetowe i jest w nich ponad pięćdziesiąt procent kobiet.
Było to możliwe dzięki naszej determinacji, ale też dzięki dotrzymaniu słowa przez dyrektora PISF Radosława Śmigulskiego, który te zmiany, podobnie jak my, uważa za konieczność. Zobaczymy, jak będzie wyglądał ten rok, bo poprzedni był sukcesem.
Dlaczego kobiety pracujące w środowisku filmowym powinny się zrzeszać?
Jest wiele powodów. Pierwszy i podstawowy, niestety nadal nie dla wszystkich oczywisty, to fakt, że tak samo jak nasi koledzy tworzymy polską kinematografię. Drugim powodem jest traktowanie kobiet w pracy. Filmowczynie zarabiają mniej. Kiedy stawiają takie same warunki finansowe jak mężczyźni, są eliminowane z projektów.
Dlaczego jest to tak ważne, żeby we wszystkich komisjach eksperckich były kobiety?
Można się tu odnieść do słynnej wypowiedzi dyrektora festiwalu w Wenecji Alberto Barbery. Powiedział, że dla niego nie liczy się płeć, żaden parytet, tylko jakość, co należy rozumieć tak, że jego zdaniem kobiety robią gorsze filmy. Tylko jeżeli w ciałach decyzyjnych zasiadają sami mężczyźni lub ich większość, to w sposób naturalny wybierają projekty bliższe ich wrażliwości, mentalności, doświadczeniu życiowemu. Moim zdaniem kobiety umieją oceniać projekty reżyserów, bo w kinie i literaturze dominował przez dziesięciolecia męski bohater i męska narracja, natomiast nie wszyscy mężczyźni mają narzędzia do oceny filmów twórczyń. W konsekwencji powstaje niewielka liczba filmów reżyserowanych przez kobiety, a w kinie, na festiwalach i w mediach nadal dominuje męski bohater i męski punkt widzenia.
Kiedy oprowadzam grupę studentów po feministycznych wystawach, często się zdarza, że jeden ze studentów w jej trakcie pyta mnie, dlaczego musi słuchać o wystawie, na której są same kobiety, przecież ona jego nie dotyczy.
Kobieta czegoś takiego by nie powiedziała o wystawie, gdzie są prezentowane dzieła artystów płci męskiej. Oczywiście, nie można generalizować. W środowisku filmowym spotykam się z kolegami, którzy są uwrażliwieni na problemy różnych grup społecznych i uważają równoprawny udział kobiet w ciałach decyzyjnych za oczywistość, ale zdecydowana większość nie widzi takiej potrzeby. Jestem to w stanie zrozumieć, bo zostali wychowani w innym świcie, polska branża filmowa była zdominowana przez mężczyzn. Najtrudniejszym dla nas doświadczeniem jest brak zrozumienia ze strony kobiet decydentek.
W czym ten brak zrozumienia się przejawia?
Większość młodych kobiet, z którymi pracuję, nie pokonuje kolejnych szczebli i nie wybiera danego zawodu, by dorównać mężczyznom, tylko po to, żeby realizować swoje własne cele. Jednocześnie przez lata obserwowałam, jak kobiety pełniące ważne funkcje uważały za swój sukces znalezienie się wśród mężczyzn dzierżących władzę. Kiedy osiągnęły swój cel, zaczynały zachowywać się jak oni, jak oni traktować kobiety, nawet rechotać z seksistowskich dowcipów. Spełnieniem ich marzeń było odbijanie się w męskim lustrze, a nie samodzielne podejmowanie decyzji z przekonaniem, że mają prawo prezentować z godnością swoje przekonania, swoją płeć. Kobiety, z którymi teraz pracuję, mają kompletnie inne myślenie i jest ono motorem zmian.
W jaki sposób to się zmieniło? Opowie pani o tej zmianie?
W związku z dyrektywą unijną dotyczącą branży audiowizualnej krajów członkowskich w 2020 roku we wszystkich ciałach decyzyjnych powinno się znaleźć pięćdziesiąt procent kobiet, czyli powinien być przestrzegany parytet płci. Jeżeli nawet nie uda się teraz tego wszędzie osiągnąć, to w końcu tak się stanie. Jest to kwestią czasu. Tę pewność czerpię z doświadczenia związanego z powstaniem inicjatywy Kobiety Filmu. Na początku traktowano nas protekcjonalnie, na zasadzie „co te feministki wyprawiają pod PISF” albo „dlaczego one zorganizowały jakąś akcję, a nie my?”. To było smutne, ponieważ często mówili tak koledzy, których szanowałyśmy, z których zdaniem długo się liczyłyśmy. Natomiast oni używali słowa „feministka” jak obelgi. Poprzez fakt, że nie mamy tendencji do wykluczania kogokolwiek, a dostrzegałyśmy konieczność natychmiastowego działania w branży filmowej, wyszłyśmy z konkretnymi inicjatywami. Uważałyśmy, że jesteśmy równoprawnymi przedstawicielkami środowiska i mamy prawo głosu. Niektórym kolegom trudno było to zrozumieć i zaakceptować.
Czyli ten sprzeciw dotyczył aż tak podstawowej sprawy, jak przejęcie inicjatywy w pewnych obszarach?
Tak, ale po trzech latach już jest lepiej, również dzięki wielu mądrym i wrażliwym kolegom, z którymi mamy do czynienia, wybitnym reżyserom, producentom i reprezentantom innych specjalizacji, którzy rozumieją konieczność równouprawnienia płci, jest ono dla nich naturalne i nikt nie musi im go narzucać. Skoro ważną częścią wszystkich zespołów filmowych są kobiety, to powinny być po prostu tak samo reprezentowane i traktowane.
Kim zwykle są ci sprzymierzeńcy?
Są reprezentantami różnych zawodów i grup wiekowych. Czasami przedstawiciele starszego pokolenia reżyserów rozumieją idee feministyczne bez słów, a ci ze średniego albo z młodszego mówią rzeczy w stylu „reżyseria to nie zawód dla kobiety”.
Jaki jest pani stosunek do feminatywów?
Jestem absolutnie za. Nie oznacza to jednak, że wszystkie Kobiety Filmu tak o nich myślą. Cały czas trwają dyskusje na temat żeńskich końcówek. Wielu kobietom od lat obecnym w środowiskach filmowych trudno się do nich przyzwyczaić. Kiedy byłam dzieckiem, wszyscy mówili, że idą „do lekarza”, nawet jeśli była nim kobieta. Więc to jest proces, na szczęście postępujący. Oczywiście nadal pojawiają się osoby jednej i drugiej płci, które kiedy słyszą słowo „reżyserka”, mówią, że to pomieszczenie, ale z drugiej strony niewiele osób nazwie Małgośkę Szumowską czy Agnieszkę Holland „panią reżyser”. To reżyserki, a Olga Tokarczuk to pisarka. To jest też jedno z naszych zadań, przekonywanie kolegów i koleżanek do tych zmian, ponieważ męskie końcówki w odniesieniu do kobiet są pozostałością świata zdominowanego przez mężczyzn. Z jednej strony świadomość cały czas wzrasta, ale z drugiej – w niektórych środowiskach panuje niezrozumienie, a nawet wrogość. Widocznie jakieś pokolenie musi po prostu przeminąć, a może nawet kilka pokoleń, żeby równość była naturalnym elementem funkcjonowania społeczeństw. Tak czy inaczej widzę ogromny postęp i bardzo to doceniam.
Nad czym pani pracuje teraz?
Nad filmem o niezwykłej kobiecie, Kalinie Jędrusik, którą masowa wyobraźnia zamknęła w klatce seksbomby. Chcemy tę klatkę otworzyć i uwolnić bogatą i wielowymiarową osobowość wyjątkowej artystki.
Słowa kluczowe: Kobiety Filmu, polskie kino kobiet, feminizm, organizacja produkcji filmowej, Polski Instytut Sztuki Filmowej
Zofia Krawiec – artystka, pisarka i kuratorka. Autorka książki Miłosny performans. Zapoczątkowała w Polsce dyskusję dotyczącą selfie-feminizmu. Na Instagramie prowadzi feministyczny projekt „Nuerotic girl”. Reżyserka, scenarzystka i odtwórczyni jednej z głównych ról w serialu artystycznym Łatwo płonę zrealizowanym we współpracy z Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.
Renata Czarnkowska-Listoś – producentka, właścicielka firmy producenckiej RE Studio. Pomysłodawczyni i jedna z liderek inicjatywy Kobiety Filmu. Od ponad dwudziestu siedmiu lat związana z polskim rynkiem telewizyjnym i filmowym. Wyprodukowała m.in. film Wszystko, co kocham (reż. Jacek Borcuch, 2009), który był w 2011 roku polskim kandydatem do Oscara. Jako dyrektor Agencji Filmowej TVP S.A. współprodukowała filmy: Chce się żyć (reż. Maciej Pieprzyca, 2013), Papusza (reż. Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze, 2013), Wałęsa. Człowiek z nadziei (reż. Andrzej Wajda, 2013), Performer (reż. Łukasz Ronduda, Maciej Sobieszczański, 2015). Dwukrotna zdobywczyni Srebrnych Lwów na FPFF w Gdyni za filmy Jestem mordercą (reż. Maciej Pieprzyca, 2016) i Ikar. Legenda Mietka Kosza (reż. Maciej Pieprzyca, 2019).
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
Początki kina na ziemiach polskich, prof. Małgorzata Hendrykowska
-
Propagandowy wymiar kina historycznego w okresie PRL
Wybrane artykuły
-
Zadąć w złoty róg. Zderzenie dwóch strategii narracyjnych kina biograficznego na przykładzie scenariusza niezrealizowanego filmu o Stanisławie Wyspiańskim
Agnieszka Polanowska
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 3/2020