Artykuły
„Kwartalnik Filmowy” 1994, nr 6, s. 58-62
POWSTANIE WARSZAWSKIE
Wiem i ja, że „przeklęta świętość, co ściga przez dalsze wieki potomnych”. Ale pomiędzy robieniem świętości z ran narodowych, a grzebaniem w nich z wyrazem fałszywej mądrości po klęsce w oczach, jest jeszcze – na szczęście – coś pośredniego. Jest odwaga powiedzenia, że powstanie warszawskie było nieuniknione, jeśli po wrześniu zapadła powszechna decyzja dalszej walki.
Nie można przez pięć lat przygotowywać żołnierzy do rozprawy z wrogiem, aby na pięć minut przed dwunastą powiedzieć im, że wszystko odwołane. Nie można przez pięć lat bić się na wszystkich frontach świata, aby przed decydującą bitwą zatrzymać w powietrzu podniesioną do ostatniego uderzenia pięść. Nie można przez pięć lat zachęcać i nawoływać do oporu, aby na metr od mety – choćby nawet problematycznej – dać sygnał rozejścia się. Nie można wreszcie przez pięć lat żyć w jednej niewoli, aby w obliczu nadciągającego cienia drugiej niewoli nie zapragnąć oczyszczenia w „wichrze wolności”.
W tym sensie jesteśmy wszyscy uczestnikami powstania warszawskiego (...).
Teraz rozumiem lepiej, dlaczego komuniści zaczęli wkrótce po wojnie swoje dzieło systematycznego zniesławiania Armii Krajowej i powstania warszawskiego od ataku na conradowską filozofię męstwa i godności ludzkiej.
GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI
Sierpień 1955
To nie jest na sprzedaż...
Co znaczył, co znaczy dzisiaj etos AK?
z prof. ANDRZEJEM SICIŃSKIM
rozmawia ZBIGNIEW BENEDYKTOWICZ
ZBIGNIEW BENEDYKTOWICZ: Przygotowując dokumentację filmograficzną dotyczącą powstania warszawskiego i pragnąc choćby w ten skromny sposób odnotować na łamach naszego „Kwartalnika" pięćdziesiątą rocznicę powstania, natrafiliśmy na wiele nurtujących dziś – nie tylko nas – pytań. Na tle poezji, literatury (Białoszewski), opracowań historycznych i literatury wspomnieniowej, uderzające jest to, że w filmie, poza dokumentem i paroma dziełami, jest to temat nieobecny bądź słabo obecny. Wciąż czekający na swoje spełnienie. Zwracamy się więc do Pana Profesora zarówno jako do uczestnika powstania, jak i do socjologa, bacznie obserwującego nasze życie społeczne, z kilkoma pytaniami, które od razu tu na wstępie wszystkie wymienię:
– czym było (czym jest dzisiaj) dla Pana powstanie warszawskie (jako doświadczenie osobiste i pokoleniowe)?
– czym był, jakie miał (ma) znaczenie dla Pana wtedy (i dziś) etos AK, jakie elementy i cechy charakterystyczne na niego się składały i go określały?
– jak ocenia Pan przedstawienie i opis powstania w sztuce, możliwości sztuki, filmu, literatury w tym względzie. Jak Pan patrzy na obraz powstania zawarty w takich filmach, jak Kanał, Popiół i diament, Eroica, i jak te próby Pan ocenia?
ANDRZEJ SICIŃSKI: Zacznę od tego ostatniego pytania. Zasadniczo nie mam pretensji do tych filmowych, czy szerzej mówiąc do tych wszystkich artystycznych wypowiedzi, ujęć i prób opisania pwstania. Bardzo często – i trzeba o tym pamiętać – ich niedoskonałość i niepełność, wynikały z tego, ile dało się powiedzieć w momencie ich podejmowania. Nie mam więc pretensji ani do Popiołu i diamentu, ani do innych utworów. Na tyle, na ile można było wtedy w ogóle mówić o powstaniu, spełniły swoją rolę. Eroica – świetna! Z zainteresowaniem oglądałem ostatnio paradokumentalne widowisko Jerzego S. Stawińskiego i Kazimierza Kutza Ziarno zroszone krwią, choć nie wolne było od pewnych anachronizmów. Natomiast irytują mnie bardzo rozmaite wypowiedzi, które pojawiają się – i to dzisiaj – w publicystyce. Powrócę jeszcze do tego wątku.
Co zaś do elementów i cech etosu, który wydaje się dziś w zaniku, to myślę, że jest ich w istocie niewiele, i obawiam się, że samo ich wyliczenie może sprawiać wrażenie, że idzie tu o sprawy banalne. Jakie to byłyby cechy? Najpierw – poczucie obowiązku; po drugie – przywiązanie do państwa i szacunek dla niego,
– 58 –
dla Polski. Tu nasuwa się pewna dygresja i obserwacja językoznawcza: nadużywa się dziś często kalki językowej z języka angielskiego „ten kraj” – this country, jako określenie czegoś szczególnego...
Z.B.: Ale to jest określenie używane w pozytywnym sensie... Bo również w czasach PRL-u używano podobnego określenia, z tym, że gdy mówiono „w tym kraju”, miało to odcień niemal pogardliwy: „w tym dziwacznym kraju”.
A.S.: Tak, ale w takim użyciu, o którym ja mówię, w tym określeniu „ten kraj", „w tym kraju” odbija się moim zdaniem zarówno chęć zademonstrowania pewnego dystansu do spraw „tego kraju” i sugestia, że zna się dobrze problemy innych krajów, jak i powierzchowna znajomość języka ojczystego plus snobizm na to, co anglosaskie – mamy tu bowiem do czynienia z wprowadzeniem do języka zwrotu tłumaczonego z angielskiego. My mówiliśmy „kraj” i to wystarczało zupełnie. Dla nas, po prostu, był to nasz kraj – Polska.
– 59 –
Dalej, pośród tych cech etosu trzeba wymienić honor. Wiem, że to brzmi przestarzale; dziś by się powiedziało raczej: poczucie własnej godności (zresztą młodzi członkowie AK też nie rozprawiali o honorze, a wielu odnosiło się ironicznie do tego już wówczas dla wielu „przestarzałego” określenia; mieli jednak świadomość, że należy postępować w pewien sposób, a w inny nie należy. Dziś w zaniku jest nie wymagające uzasadnienia przekonanie, iż „tego lub tego się nie robi”, że „pewnych rzeczy się nie robi”.
Co znaczył dla nas etos AK? Może odwołam się do swego przypadku: liczyłem sobie 16 lat, gdy wstąpiłem do ZWZ (późniejsze AK); nie miałem przy tym żadnych skłonności do bohaterszczyzny, a w polskiej historii, której w liceum nauczał mnie wspaniały nauczyciel, prof. Władysław Bogatkiewicz, ceniłem przede wszystkim okresy i fakty będące wyrazem postawy „pozytywistycznej", krytycznie zaś (zapewne z młodzieńczą przesadą) oceniałem nieudane działania „romantyczne”. Dobrze pamiętam, iż bardzo niechętnie odnosiłem się w czasie okupacji do książki Aleksandra Kamińskiego Kamienie na szaniec, moim zdaniem prezentującej właśnie bohaterszczyznę, której tak byłem przeciwny. Równocześnie wiedziałem przecież, że w czasach „normalnych” byłbym niedługo już powołany do wojska; faktu, iż istnieje tylko Podziemne Państwo Polskie, które nie może mnie do wojska powołać, nie wolno było wykorzystywać przez unikanie służby wojskowej – i to w okresie, gdy wojsko jest państwu szczególnie potrzebne. Obowiązek jest obowiązkiem.
Współcześnie żyjemy w czasach walki o prawa: człowieka, obywatela, kobiety, dziecka, geja itd. To dobrze! Źle natomiast, że się nie pamięta o obowiązkach. To określenie i związana z nim świadomość są „niemodne”.
Dziś, jako socjolog, zastanawiam się nad tym, jak częste były w moim pokoleniu „pozytywistyczne” orientacje, a w jakim stopniu dominował „romantyzm”. Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć; chciałbym jednak, aby nie zapominano o zróżnicowaniu naszych postaw. Nie każdy, a może i nie większość żołnierzy AK, nie każdy z młodych chłopców, nieraz dzieci, które do AK przyłączyły się w czasie Powstania Warszawskiego, miał chęć zostać bohaterem; wielu uczyniło to w jakimś stopniu z poczucia obowiązku, a może przede wszystkim z poczucia, że niemiecki okupant wtargnięciem do ich domu – Polski, ugodził w ich godność, honor i to poczucie honoru wymaga czynnego sprzeciwu.
Z.B.: Czyż nie jest paradoksem, że z tak znaczącego i istotnego wydarzenia, jakim było powstanie, poza poezją i pamiętnikiem Białoszewskiego, nie wyrosło żadne wielkie dzieło, które by było w stanie sprostać wielkości tego wydarzenia i doświadczenia? Czym by Pan Profesor tłumaczył owo milczenie, które wciąż otacza powstanie? Czy poza znanymi przyczynami politycznymi, cenzuralnymi, atakami propagandy nie przyczyniło się do tego milczenia i samo pokolenie, które brało w nim udział, jakby niechętne i nieskore do zbyt głośnego mówienia o tym i przypominania wyjątkowości tego doświadczenia?
A.S.: Odpowiem, że znów łączy się to z wartościami, o których mówiłem. Z przekonaniem, że „o takich rzeczach się nie mówi”. To nie było na sprzedaż. I, dla mnie, nadal nie jest. Poza tym ten pierwszy okres gwałtownych ataków z „zaplutym karłem reakcji”... Obelgi można jeszcze znieść. Ale gorzej jest, gdy pojawia się chęć posłużenia się tym rzeczywiście niezwykłym wyda-
– 60 –
rzeniem i doświadczeniem dla jakichś doraźnych celów. Kiedy myślę i mówię o powstaniu, to patrzę na to zupełnie z innej perspektywy: ani z tej, która rozprawia o grze wielkiej polityki, toczącej się ponad i poza powstaniem (ta wiedza przychodzi zresztą zawsze później), ani o tej, która usiłowała wmówić podział: „wspaniali, bohaterscy chłopcy” i „to głupie i obrzydliwe dowództwo”, które starało się uczynić wszystko przeciw ukochanemu Związkowi Radzieckiemu. Odczuwałem ten fałsz szczególnie w oficjalnych obchodach, gdy z biegiem lat PRL usiłowała sobie zawłaszczyć także powstanie. Nigdy nie uczestniczyłem w tych wszystkich oficjalnych uroczystościach. Muszę się przyznać, że i ja należę więc do tego milczącego – jak Pan powiedział – pokolenia. Nigdy się dotychczas na temat powstania nie wypowiadałem. Obchodziłem rocznicę 1 sierpnia na Powązkach, ale sam albo z najbliższym przyjacielem, nigdy w tych godzinach, gdy miały miejsce oficjalne uroczystości. Miałem poczucie, że to jest coś prywatnego, co muszę chronić przed upublicznianiem, bo to nie miało nic wspólnego z PRL-owskim państwem... A od roku 1990 to się zmieniło: fakt i poczucie, że jest się u siebie, nie wymaga już takiej ochrony prywatności. Jak więc powiadam, do tej pory nie wypowiadałem się na temat powstania, nie brałem udziału w oficjalnych uroczystościach, ale i dzisiaj, gdyby pozostano przy pomyśle defilady powstańców, to w żadnym wypadku bym nie maszerował.
Co znaczy dziś dla mnie AK, jej etos, powstanie warszawskie? Dla mnie to było właśnie najważniejsze przeżycie pokoleniowe. Tzn. przeżycie dające poczucie bardzo silnego, intensywnego związku z innymi rówieśnikami. Nasze społeczeństwo jest bardzo zróżnicowane pokoleniowo – stosuję ten termin właśnie w sensie poczucia wspólnoty, wynikającej ze wspólnoty przeżyć. Mamy więc pokolenie AK-owskie, potem pokolenie Października 1956, pokolenie Marca 1968, pokolenie „Solidarności” 1980, pokolenie stanu wojennego itd. Głęboka przepaść dzieli niektóre z tych pokoleń. Zwłaszcza pokolenie Marca 1968 nieraz agresywnie stara się narzucić swój punkt widzenia historii Polski i polskiego etosu. Tak jakby to od niego zaczęło się naprawianie świata i Polski.
Bolesnym przejawem, z ostatniego okresu, tej przepaści pokoleniowej, było przedstawienie przez „Gazetę Wyborczą” Armii Krajowej jako organizacji antysemickiej, a powstania warszawskiego jako okresu ekscesów antysemickich. Nie mam ochoty na polemikę z ludźmi myślącymi i czującymi tak odmiennie niż moje pokolenie. Zacytuję tylko, co w tej sprawie napisał Witold Zalewski: Trzeba być kompletnie głuchym na to, co Polacy chowają w duszach, żeby uderzyć w tak fałszywy akord. Zalewski pisząc o powstaniu warszawskim przypomniał trafnie motywacje warszawskich powstańców wynikające z AK-owskiego etosu: Podnieśliśmy broń przeciwko panującej od pięciu lat rzeczywistości kata i ofiar. Wszystkiemu, co przenieśli na naszą ziemię: pogardzie dla człowieczeństwa, nienawiści, wcielonej zasadzie zbrodni; nihilizmowi antywartości przeciwstawiliśmy to, co udało się nam przechować w sercach, więc wartość w miłości ojczyzny, wartość w zawsze pozytywnym odezwie na czyjeś wołanie o pomóc, wartość w ludzkim braterstwie.
I jeszcze takie spostrzeżenie, dotyczące hierarchii pewnych wydarzeń: 1 września 1939 roku to data z historii powszechnej; 1 sierpnia 1944 to data z historii Polski; marzec 1968 to data z historii pokolenia.
Żałuję, że moje losy w powstaniu potoczyły się tak, jak się potoczyły –
– 61 –
należałem do jednego ze zgrupowań na Mokotowie i nie dane mi było znaleźć się tam, gdzie było możliwe przeżycie, przez dwa czy trzy tygodnie, prawdziwej wolności. Doświadczyłem poczucia wolności dopiero w roku 1980: żaden Marzec, żaden Październik.
Wspomniałem o romantyzmie; powstanie warszawskie – czy tylko głupi romantyzm? Znów – honor: ma się obowiązek samemu walczyć o oczyszczenie swego domu, a nic czekać z założonymi rękami, do czasu gdy zrobią to inni. Ponadto, o czym się nieraz dziś już mówi: cztery lata przygotowania się do działań zbrojnych trudno było (choć z pewnością nic niemożliwe: byliśmy bowiem bardzo zdyscyplinowani) zakończyć „rozejściem się do domu”.
Z wahaniem sięgam do własnych wspomnień, by przypomnieć drobny fakt z własnego życiorysu. Fakt, który może wyglądać na kabotyństwo, a przecież nim nie był. Na miejsce zgrupowania wychodziłem z domu o trzeciej po południu, miałem być na punkcie zbornym przy ul. Sandomierskiej nieco wcześniej (przed godziną W), bo służyłem w łączności, która wypełniała rozmaite zadania jeszcze przed rozpoczęciem walk. Byłem całkiem zrelaksowany: oto wreszcie nadchodzi ten moment; wychodząc z domu, usiadłem więc na chwilę do fortepianu, rozłożyłem nuty i zagrałem Marsza Weselnego Mendelsona. Naprawdę się cieszyłem.
I te nuty pozostały tak rozłożone... Rodzice ich nie złożyli... Dom potem spłonął... Dlaczego o tym mówię? Właśnie dlatego, że nawet dla kogoś takiego jak ja, nieromantycznego, to było poczucie, że nareszcie można coś zrobić, a nie tylko zachowywać się biernie, jak do tej pory (takie miałem poczucie, bo nie byłem przecież w Kedywie; nawet gdy szkoliłem innych, to odczuwałem to jako „bierne działanie”). Tak to wyglądało od strony młodego człowieka: przygotowywał się przez kilka lat, przygotowywał innych; po coś to robił... Coś musiało z tego wyniknąć.
Z.B.: Na zakończenie pytanie: Czy jest szansa zasypania tej przepaści dzielącej pokolenia,
o której Pan mówił?
A.S.: Wydaje mi się, że tak, ale nic przez opowiadania, jakie to były wspaniałe czasy, jak interesujące i jak wspaniały był to czyn. Szansa jest, jeśli powróci się do podstawowych wartości, takich jak: godność, honor, poczucie obowiązku, lojalność; do pytań: co znaczy państwo? obowiązek wobec państwa? Jeżeli taka orientacja zacznie się upowszechniać, to będzie się szukać wzoru i natrafi na AK-owski etos.
Akademie, ustawy, odznaczenia nie odgrywają większej roli. Problem jest nie tyle w nieznajomości faktów, ile w braku pewnych postaw i wartości. To trzeba odbudowywaći dopiero wtedy jest szansa, że będzie odkryte, przypomniane to, co było wartością.
Rozmawiał Zbigniew Bendyktowicz
– 62 –
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
Fenomen POLSKIEJ SZKOŁY FILMOWEJ, prof. Piotr Zwierzchowski
-
Początki kina na ziemiach polskich
Wybrane artykuły
-
Branża
Elżbieta Wiącek
„Słownik filmu”, red. Rafał Syska, Krakowskie Wydawnictwo Naukowe, Kraków 2010
-
Więzienny film
Krzysztof Loska
„Słownik filmu”, red. Rafał Syska, Krakowskie Wydawnictwo Naukowe, Kraków 2010