Artykuły

„Kino” 1973, nr 1, s. 4-11


Zanussiego ćwiczenia z życia

Maryla Hopfinger

4 –

Zanussi znany jest przede wszystkim jako autor Struktury kryształuŻycia rodzinnego, zrealizował jednak również kilka innych filmów: Śmierć pro­wincjała, Twarzą w twarz, Zaliczenie, Góry o zmierzchu, Rola, Za ścianą. Te utwory mniejszego metrażu odpowiadają czasowo bodaj trzem fil­mom pełnometrażowym.

Zanussi jest autorem, co filmowcom – i w końcu nie tylko im – zdarza się znowu nie tak często. Podejmuje własne problemy i rozpisuje je w szeregu rozmaitych wersji. Różnorodności prezentowanych zdarzeń i sytuacji nadaje własną, jednolitą organizację, formułę. Jest twórcą świadomym swych celów i środków. Jego narracja jest oszczędna, lapidarna, precyzyjna. Fizyczna ma­teria, dla każdego utworu starannie dobierana, zdradza upodobania do okre­ślonych pejzaży i wnętrz, które z prawdziwym znawstwem zostają przetworzone w znaczący kontekst przestrzenny. Znaczenia utworów budowane są nie z wydarzeń, a z uważnie notowanych odruchów, reakcji, zachowań ludzi, napięć między nimi zastanych i narastających stopniowo, porozumień i konfliktów. I dopiero te właśnie znaczenia są sporne. Przy tym – na ogół – autorzy podobają się lub nie. Filmowa działalność Zanussiego wywołuje odmowę i aprobatę jednocześnie.

Jest charakterystyczne, że w centrum uwagi reżysera sytuuje się, jak dotąd, nie jednostka sama i jej wewnętrzne rozdarcie, a konfrontacja ludzi w bezpo­średnich zetknięciach, obserwacje ich wzajemnych odniesień i relacji. Sądzę, że we wszystkich dotychczasowych utworach Zanussiego dominuje wspólna zasada ich dramaturgicznej i znaczeniowej struktury: próba zetknięcia dwóch różnych światów osobowościowych, egzystencjalnych, społecznych, różnych postaw i wartości. Zasada ta ma oczywiście swoją wewnętrzną logikę i pociąga za sobą określone konstrukcje. Jej powodzenie uzależnione jest w dużym stopniu od trafności doboru realiów psychospołecznych i czysto sytuacyjnych do zamierzonego zderzenia przeciwieństw. Spróbuję przyjrzeć się utworom Zanussiego z tej tylko perspektywy. Stąd pomijając szereg różnych możliwych względów (w tym chronologię), mówię o tej twórczości pod następującymi hasłami: ojciec i syn, młodość i doświadczenie, rozpoznania i refleksje (nad postawami, stylem życia, kulturą).

Ojciec i syn

Rola. Pensjonat dla ludzi starszych prowadzony przez siostry zakonne. Jednego z pensjonariuszy zawiadamiają o przyjeździe syna. Nowina wywołuje ostrą reakcję. Po namowach ów człowiek godzi się syna przyjąć, jest jednak pełen rezerwy i podejrzeń co do intencji wizyty. Syn – popularny i dobry aktor – utrzymuje, że nie ma interesu, powtarza: chciałem cię tylko zobaczyć; w zachowaniu jest serdeczny, miękki, sympatyczny. Po jakimś czasie rezerwa ojca topnieje. Zachowania obu stron stają się jakby mniej kontrolowane, bardziej naturalne i bezpośrednie, jakby nawiązuje się porozumienie. Piotr uważnie przygląda się ojcu. Oczywiście, tytuł filmu sugeruje mało dyskretnie cel owej wizyty.

Po zapowiedzi częstszych spotkań, dumny ojciec odprowadza gościa, mija­jąc wyległych na korytarz mieszkańców domu. Zaraz potem dowiaduje sięnowej – podwójnej roli, którą otrzymał Piotr. Ojciec podchodzi do okna, skąd widać przystanek, ławkę: siedzi na niej syn i odtwarza sposób zachowania ojca.

Ojciec i syn, dwaj dorośli ludzie, zupełnie różni i mocno poróżnieni. Z ich rozmów dowiadujemy się o rozbitej od dawna rodzinie, o wzajemnych preten­sjach i zadawnionych urazach. Nie utrzymali żywego kontaktu emocjonalnego ani intelektualnego, łączą ich wszakże więzy szczególnego typu. Na czym mogą polegać stosunki między ojcem i synem, dorosłym już, kiedy okazują się ludźmiodmiennych charakterach i upodobaniach, różnych poglądach i programach życiowych? Obserwujemy próbę nawiązania (odbudowania?) emocjonalnej więzi między ojcem i synem, pomimo i ponad wszelkimi różnicami. Czy to wstępne porozumienie okaże się ze strony Piotra tylko taktyczne? Jak zechce potraktować nową rolę syna ojciec? Może trudne zadanie aktorskie Piotra zbliży ich, ułatwi wymianę doświadczeń, stworzy sytuację sprzyjającą trwalszemu porozumieniu? W Roli możliwa jest jeszcze rewindykacja uczucia, emocji, serdeczności między ojcem i synem. Czy na długo?

5 –

Życie rodzinne. Stosunki między ojcem i synem są tu nie tylko napięte, są wrogie. Ci ludzie mają wspólny rodowód i taki sam tik, nie łączy ich absolut­nie nic w jakiejkolwiek płaszczyźnie pozabiologicznej. Stosunek chłopca do ojca i rodziny ma charakter likwidatorski: wybierając odmienny styl życia, bez­względnie zrywa z domem. Porozumienie z ojcem jest niemożliwe i niepotrzebne. Ich sprawa jest zamknięta, wyrok zapadł dawno temu.

A jeśli tak, po co autor styka ich z sobą ponownie? Ludzi, których wszystko dzieli, którzy zerwali, którzy znają nawzajem wszystkie swoje karty i nie mają sobie nic nowego do powiedzenia. Nie może chodzić i nie chodzi przecież o rewizję tego układu. To raczej ów układ staje się pretekstem dla przedstawienia pewnej diagnozy i zarazem dostarcza na jej użytek swoich własnych charaktery­styk.

Diagnoza mówi o diametralnie różnych dwóch światach, z których jeden skazany na zagładę ulega jej, a drugi, mając zapewnione zwycięstwo, trwa. Z tego pierwszego syn ucieka w drugi, z gorliwością neofity zabiega o jego akceptację. W zamian otrzymuje pozycję zawodową, prestiż, prawo do poczucia wspólnoty z innymi, do szczęścia osobistego. Ów wybór zasadniczy gwarantuje mu to całe prywatne zwycięstwo.

W ginącym świecie pozostał ojciec, rodzina. Matka opuszcza dom dla do­statniego życia. Jej starzejąca się siostra marnuje żywot, pełniąc w za­stępstwie role pani domu i gosposi. Papa to alkoholik i komediant o odpy­chającym wyglądzie. A siostra, wprawdzie pociągająca, w skłonnościach do alkoholu bliska jest tacie, co jeszcze nie wyczerpuje jej przypadłości. Zatem nie mamy już wątpliwości, dlaczego umknął stąd syn: w przeciwnym razie – zgodnie z werdyktem historii – również uległby rozkładowi. Jego obecne miejsce na

6 –

ziemi naturalnie przeczy poprzedniemu, stąd nie jest analizowane, poddawane krytyce, kwestionowane. To sposób patrzenia nie tylko naszego bohatera, także autora. Tak zbudowana opozycja otrzymuje ponad wymiarem jednostkowym rangę i moc uogólnienia. Całość nabiera tą drogą swoistego podobieństwa do filmów z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych, do ich wizji świata podzielonego według paramilitarnych reguł na swoich i wrogów, dobrych i złych, wygląda­jących schludnie i odrażająco, zwycięskich i pokonanych. W konsekwencji próby zetknięcia przeciwieństw w „konwencji paramilitarnej” nie były w stanie zła­godzić znakomite aktorstwo, malowniczość obrazu, narracja i realizatorska sprawność.

Młodość i doświadczenie

Zaliczenie. Student i profesor. Pierwszy ma lat 23 i zjawia się w roli petenta: chce zaliczyć po terminie ważny egzamin, w przeciwnym razie będzie skreślony z listy studentów (jest repetentem). Profesor – dużo starszy od chłopca, z wysoką pozycją zawodową, żoną, willą, ogrodem i dwoma jamnikami – może zrealizować cel wizyty. Chłopiec powołuje się na wspólnych znajomych, cho­robę w czasie sesji, prosi o egzamin. Profesor zaskoczony tą pozainstytucjonalną inwencją podejmuje jednak grę, zapowiadając dla przeciwwagi niekonwencjo­nalne jej reguły. Chłopiec chce uzyskać podpis w indeksie za wszelką cenę, robi wszystko, co zdaje się cel przybliżać: ściąga, przekonuje, prosi. Prezentuje roz­brajającą niedojrzałość. Profesor nie tylko egzaminuje wiadomości, wystawia na próbę uczciwość i rzetelność przybysza. Jest rzecznikiem dojrzałej odpowie­dzialności.

Mimo potknięcia chłopiec nie rezygnuje. Akcja przenosi się do ogrodu. Okazuje się, że obaj mają wspólne zainteresowania żeglarskie. Gość zdobył stopień sternika, „zaliczył” Morze Północne, teraz załatwia Adriatyk. Jest młody, silny, sprawny. Gospodarz buduje według własnego pomysłu łódź, w młodości nie udało mu się zrealizować marzeń o żaglach, teraz ma chore serce.

Chłopiec próbuje jeszcze raz zdobyć wpis. Egzamin – sprawdzian określo­nych wiadomości – zamienia się w „lekcję życia”, jakiej udziela młodemu dojrzały mężczyzna. Widzimy, że w pewnym momencie wpis przestaje być dla chłopca ważny, już nie nalega, wycofuje się, dojrzewa do porażki i zwycię­stwa. Stąd raczej zbędny wydaje mi się komentarz słowny towarzyszący owym przemianom: „Widzę, że budzi się w panu poczucie godności i związana z tym uczciwość. Pan epatuje mnie młodością, która sama w sobie nie jest wartością. Czy pan coś zrozumiał?”.

Myślę, że zetknięcie w tym utworze poczucia odpowiedzialności i beztro­skiego jej braku, mądrej refleksyjności i bezrefleksyjnej ekspresyjności, umie­jętności rozpoznawania ograniczeń sprzeciwu, młodości i dojrzałości – stwa­rza sytuację sprzyjającą „ćwiczeniom z życia” wspólnym dla obu zarazem stron. Szansa ta, wykorzystana w połowie tylko, legitymuje się dość łatwym dydak­tyzmem: mężczyzna z racji swej profesorskiej roli pouczył młodego człowieka. Nie bagatelizuję samej „lekcji”, w końcu mówi ona, że istnieje coś takiego, jak poczucie własnej godności, odpowiedzialności za siebie samego i że znaczyć może więcej od doraźnych sukcesów. Młodość okazała się chłonna, a dojrza­łość? Tej nie dał się autor otworzyć, choć dopuszcza jej fascynację młodością i choć pozwala jej mimo wszystko właśnie młodość uważać za szczególnie „wartościodajny” moment egzystencji ludzkiej.

Góry o zmierzchu. Tu młody człowiek skończył studia, jest lekarzem, pra­cuje w przychodni, zarabia niewiele, „ma skrupuły, nie bierze od pacjentów”. „Jak go nie popycham, to nic nie załatwi” – skarży się jego żona przed wspól­nym znajomym. Czekają we trójkę w przepełnionym turystami i zgiełkiem schro­nisku na profesora, który co roku przyjeżdża tu na świętą Łucję. Mąż w czasie wspinaczki chce zapytać o etat w instytucie prowadzonym przez profesora, a pozytywne załatwienie tej sprawy ma zmienić ich dotychczasowe życie. Różnice między małżonkami w charakterach i aspiracjach nie pozostawiają wątpliwości co do autorstwa tego pomysłu. Warkot samochodu przecina nara­stające napięcie.

Trzej mężczyźni oddalają się od schroniska, gdzie pozostaje dziewczyna w oczekiwaniu na wynik zaplanowanej rozmowy. Mężczyźni idą na Żleb pod Mnichem. Zaczyna się wspinaczka w warunkach zimowych, wymagająca sprawności i siły fizycznej. Młodzi przebywają trasę łatwo, profesor pokonuje ją z największym wysiłkiem, przede wszystkim niezwykłym uporem i siłą woli. W milczeniu, metr po metrze wdzierają się w posągową biel gór. Podczas odpo­czynków profesor opowiada historię swej trudnej młodości, ciężkiego startu i upartego pokonywania społecznych barier własnym wysiłkiem wspartym zdolnościami, pracowitością, młodzieńczym uporem. Także wyprawy górskie były wówczas trudniejsze (brak szlaków, sprzętu). To profesor właśnie ze swym tragicznie zmarłym przed czterdziestu laty przyjacielem robił po raz pierw­szy przejście, które pokonują dzisiaj razem, a które tytułem symbolu dochowanej wierności powtarzał profesor przez wszystkie te lata.

7 –

Kiedy nasz młody bohater nie bardzo wie, jak zadać swoje krępujące pytanie, profesor powie pouczająco: „niech się pan jeszcze dobrze zastanowi”. „To już nieważne” odpowie zagadnięty przez profesora w czasie kolejnego postoju. Zatem nie chce korzystać z protekcyjnej sytuacji. Zresztą opierał się i na początku. Czy do odstąpienia od pomysłu, którego nie akceptował, konieczna była opo­wieść o swoim wzorowym życiu? Tych uczestników wyprawy zakładającej partnerski udział dzielą ustalone w innej płaszczyźnie tradycyjną miarą dy­stanse. Na dialog nie ma szans. Ale w fabularnym przebiegu filmu wybija się na plan pierwszy kwestia ich odmiennych sytuacji egzystencjalnych. Wspinaczka szczególnie podkreśliła różnice w ich położeniu na „linii krzywej życia”, sta­nowiącym swoistą odwrotność położenia innego – usytuowania w życiu. Ten aspekt nie ma już nic wspólnego z jakąkolwiek dydaktyką.

Wracają. Młody człowiek wchodzi do pokoju. Nie spieszy się z relacją. Żona ustawia zapaloną lampę jak na przesłuchaniu.

Zderzenie różnych temperamentów, postaw i hierarchii wartości. Zostawiamy parę bohaterów w momencie narastających napięć, od którego Zanussi mógłby rozpoczynać nowy utwór oparty na swojej regule zetknięć.

Śmierć prowincjała. Tratwa, przewoźnik, chłopiec z plecakiem. Na brzegu wznosi się wysoko położony klasztor. Chłopiec przybywa tam jako konserwa­tor. Obserwuje z rezerwą i dystansem rytm życia zakonników. Podkreśla z prze­korą swoją odrębność. Jednocześnie z zachłanną ciekawością przygląda się, podgląda, śledzi. Pracuje w kaplicy i bibliotece. Zdaje się być zdolnym stu­dentem czy absolwentem, nie bez talentu i pasji poznawczej, z dobrym samo­poczuciem i ciekawością świata, w krąg którego się dostał. Intryguje go pro­wincjał – człowiek stary i chory, pokonujący słabości ciała, narzucający swemu organizmowi rygor, niezmieniający przyjętej przez siebie dyscypliny. Walczy

8 –

ze swoją sytuacją egzystencjalną. Chłopiec zauważa to i podpatruje starego, najpierw z ciekawością widza (na przykład robi zdjęcie, kiedy prowincjał usypia przy pracy), potem kibicuje jego wysiłkom, angażuje się w nie emocjonalnie (na przykład w scenie na ośnieżonych schodach, na których prowincjał po­śliznął się, upuścił kule, z wielkim mozołem podniósł je, poradził sobie, wszedł po schodach). W końcu staje się ich zatroskanym i bezradnym uczestnikiem. Prowincjał zauważa zainteresowanie chłopca, nawiązuje się między nimi swoisty kontakt i porozumienie, choć nie pada ani jedno słowo. Prowincjał nie narzuca się z pouczającymi strofami. A kiedy już w agonii na widok chłopca zechce coś powiedzieć – jest za późno. Jego śmierć staje się udziałem młodego człowieka, przeżywa ją, nie zgadza się na nią. Naturalnemu porządkowi życia i śmierci przeciwstawia swój spontaniczny i bezsilny sprzeciw. Śmierć pro­wincjała wtajemniczyła go w nieznane, w ostateczną sytuację egzystencjalną. Stała się dla niego doświadczeniem rzeczywistym. Swoiście uczestniczył w zmaganiu najtrudniejszym, którego przebieg budził w nim podziw i ból.

Chłopca z prowincjałem zetknął przypadek. Zainteresuje się starcem samo­rzutnie i bezinteresownie. Nie łączy ich jakikolwiek układ hierarchiczny, tkwią w zupełnie odrębnych światach społecznych ról i zależności. Natomiast sami łączą położone na krańcach punkty linii dorosłego życia. I w tym właśnie aspekcie prowincjał zaimponuje chłopcu najautentyczniej – młodzieńczą sta­rością, obroną człowieczeństwa. (Czy tylko taka cena dojrzałości umożliwić może faktyczne doświadczenia młodości?)

Po zimie przychodzi wiosna. Ład rytmu natury. Chłopiec u stóp góry z kla­sztorem czeka na przewoźnika, by powrócić do swojego świata z wyprawy zarazem niezwykłej i zwykłej.

W filmie tym wszystkie elementy dobrane są szczególnie trafnie z punktu widzenia próby zetknięcia młodości i dojrzałości. Ich konsekwentna „naprzemianległość” i rutynizacja uwyraźniają rangę niemego porozumienia i szarpią­cego doświadczenia.

Rozpoznania i refleksje

Struktura kryształu. Myślę, że dawni przyjaciele mają okazję wykładać swe karty z nierówną szansą; karty te z góry rozdane są nierówno. Nie jest sprawą obojętną teren, na którym dochodzi do zetknięcia, jego uroki dodatkowo prze­mawiają za jednym wyborem i automatycznie osłabiają racje związane z wybo­rem odmiennym. Przybysz – bywały w świecie – sprawia wrażenie, jakby pociągała go nie tyle nauka, co wojaże i gratyfikacje, jakby powodowała nim nie tyle pasja poznawcza, ile szansa życia atrakcyjnego. Marek sprawia wraże­nie ruchliwego głównie po autostradach awansu i stołecznych miast. TubylecJan, dojrzalszy o przeżycia sytuacji granicznej (bliżej niewyjaśniony wypadek w górach), reprezentuje wybór diametralnie odmiennego stylu życia. Stałość, spokój, kontemplacja, obcowanie z naturą, doznawanie jej uroków, życie w zwolnionym tempie, jak na dziś, z dala od zgiełku i reguł wielkiego świata, jego kryteriów oceniania ludzi i miar sukcesu. Świadomy odwrót od cywilizacji na korzyść uroków bytowania bardziej naturalnego, z miłą, uroczą żoną, kon­fiturami i kwestią nieskończoności.

Ta odmienność stylów życia może skłaniać do refleksji o życiu nas samych. Może. W samym utworze z jej prezentacji nie wynika żadna „jakość trzecia”. Dawnych przyjaciół dzieli różnica temperamentów, usposobień, charakterów, różny stosunek do życia i odmienna hierarchia wartości. Tylko Marek i Jan zetknięci są przejściowo i okazjonalnie. Ta założona incydentalność ich spo­tkania, wsparta dawną przyjaźnią oraz misją Marka i gościnną kurtuazją Jana, stanowi gwarancję ich wszelakiej niezawisłości wzajemnej. W bardziej skomplikowanej sytuacji tkwi para z Gór o zmierzchu, złączona węzłem mał­żeńskim, gdzie założona jest właśnie wspólność, konieczność jakiejś bodaj komunikacji, jakiegoś porozumienia.

W Strukturze kryształu przeważył przede wszystkim opis, bardzo piękny zresztą, uroczego miejsca odosobnienia z wyboru, zakątka bardziej z krainy czarów niż z naszej współczesności.

Twarzą w twarz. Rano w pokoju przeciętnie, acz dostatnio wyposażonym budzi się mężczyzna. Wstaje, podchodzi do okna, z którego widać kamienne podwórze, tak zwaną studnię. Przechodzi do pokoju żony, budzi ją, z okna widok na wóz milicyjny. Poranna krzątanina, w czasie której mężczyzna cha­rakteryzowany jest jako ten, co to nie da się wrobić (rozmowa telefoniczna z dyrektorem). Łazienka, widok na studnię, dachami ktoś biegnie. Po chwili biegnie milicjant. Mężczyzna goli się, w lustrze widzi człowieka schodzącego po drucie. Wychodzi do telefonu, przez okno w pokoju widzi nowych milicjan­tów. Wraca do łazienki, człowiek z ogromnym wysiłkiem zmierza po gzymsie w stronę jego okna, przy każdym obsunięciu wzlatują z łopotem gołębie. Z dru­giej strony łazienkowego okna pokazuje się twarz ściganego, prawowity lokator zatrzaskuje okno, rozlega się szczególnie mocny łopot gołębi. Mężczyzna wy­chodzi do pracy rozdrażniony. Na uprzednio spokojnym podwórzu tłumek.

9 –

milicja, karetka, na noszach martwy człowiek. Po ocknięciu się z zamyślenia nasz znajomy wychodzi na ulicę, miesza się z tłumem.

Jak widać, reżyser zetknął z sobą ludzi w skrajnie odmiennych sytuacjachczłowieka marginesu społecznego i „porządnego” obywatela na stanowisku, ściganego i pewnego własnego bezpieczeństwa, zdesperowanego i zrówno­ważonego, co to nie da się w żadnym razie wrobić, potrzebującego pomocyodmawiającego jej. Wreszcie – nieobecnego duchem na tym padole i jeszcze podlegającego jego prawom, które koło fortuny toczy. A skoro tak, to czy ci dwaj ludzie byli w tak bardzo odmiennych sytuacjach, w sytuacjach nie do odwrócenia? Tu kwestionuje się uczciwość, zdolność przeciętnego człowieka, czyli każdego z nas, do ludzkich odruchów – niesienia pomocy potrzebującym.

Tytuł tego utworu wydał mi się zrazu zbyt nachalny, jego funkcja wyraźnie represyjna wobec obrazu: sugeruje od początku porządek fabularny, od pierw­szych kadrów wiemy, że ścigany i nasz bohater staną na pewno twarzą w twarz. Teraz sądzę, że tytuł ten, pełniąc tak właśnie założoną rolę, już na wstępie opowieści sprzyjał uruchomieniu autorefleksji odbiorcy. Precyzja realizatorska, z jaką pokazuje się tu „nieuchronność” zetknięcia tych dwóch ludzi pewnego, zwykłego skądinąd ranka, jest ogromnie sugestywna, wprowadza nas w sytuację, w której musimy rozpoznać się i mieć własną odpowiedź we właściwym mo­mencie, nie później. Uważam, że formuła zetknięcia przeciwieństw w tym utwo­rze okazała się nad wyraz trafna. Autor stawia diagnozę, niepokoi, apeluje.

Za ścianą. Ten najbardziej głośny i znany niepełnometrażowy utwór Za­nussiego jest w moim przekonaniu i z rozważanego przeze mnie punktu widzenia niezwykle interesujący. Ze względu na środowiskową przynależność prezento­wanych postaci bywa porównywany ze Strukturą kryształu. Dla mnie bliższy

10 –

jest Twarzą w twarz. Wprawdzie tu dystans „zderzanych” ludzi jest – rzec by można – skrócony, przynajmniej w sensie społecznego statusu. Podobne wykształcenie, wspólny zakres naukowych zainteresowań, no i mieszkają prawie przez ścianę. Należą do tego samego środowiska zawodowego, jednak ich miejsca na wewnętrznej drabinie sukcesu i prestiżu dzieli przepaść. Również odległość między ich osobowościami, jeśli można tak powiedzieć, jest ogromna. Różni ludzie w odmiennych sytuacjach. On ma pozycję uznanego naukowca. Jej nie powiodło się dotąd. On potrafi koncentrować się na pracy zawodowej, jest w tym sprawny, uporządkowany. Ona uważa, że zabrakło jej szczęścia do zdobycia zawodowego sukcesu, jest roztrzęsiona i zagubiona. Zapraszając do siebie sąsiada, który był świadkiem jej środowiskowego odtrącenia, dość mechanicznie zresztą, chce jakby mieć pretekst do jeszcze jednej próby roz­poznania siebie i swojej sytuacji, próby ponawianej po raz enty chyba, w nadziei może na wykrycie jakiegoś błędu w dotychczasowym rozumowaniu, na nowy jakiś pomyślniejszy rezultat. On odbiera dziewczynę jak natręta i intruza, który wybija go z rytmu, zabiera czas, wciąga na siłę w odległe sprawy i kłopoty. Nie znają się, a on zdaje się nie lubić, kiedy inni wplątują go w problemy leżące poza ściśle określonym zakresem obowiązków (rozmowa telefoniczna z prze­łożonym). Ona potrzebuje pomocy, on nie udziela jej, ponieważ nie rozumie, nie chce, czy nie potrafi, choć w końcu sam mógłby takiej pomocy potrzebować, gdyby wcześniej, teraz czy później pewne sprawy ułożyły się przypadkiem inaczej.

Rozbudowana sekwencja wizyty dopowiada i dookreśla różnice między tymi ludźmi. Konkretna sytuacja dziewczyny, choć była fabularnym punktem wyjścia tego spotkania, kiedy spełniła rolę katalizatora dla ich zachowań, jakby schodzi na dalszy plan. Ze sposobu bycia tych dwojga, ich gestów i rozmów, odruchówtonu wypowiedzi wyłaniają się nie tylko dwie zupełnie inne osobowości. Ona jest osobowością nadwrażliwą, słabo przystosowaną; osaczona przez rzeczy, dusi się ciasnotą kryteriów, norm, konwencji, które ją oplątują, przed którymi nie umie się bronić. Jest osobowością wielowymiarową i rozproszoną, rozdartą między swoimi potrzebami, wyobrażeniami i oczekiwaniami pod wła­snym adresem a możliwością ich faktycznej realizacji. Ten rozdźwięk nie daje się przezwyciężyć, pogłębia się, prowadzi do rozchwiania osobowości. On zdaje się być osobowością z emocjonalnym niedowładem, dobrze przystosowany, pozostaje w harmonijnej symbiozie z otoczeniem rzeczy i ludzi, których podobnie jak rzeczy traktuje. Buduje swoje wyobrażenia o sobie z jednej materii: zdolności koncentrowania się na pracy zawodowej i osiągnięć na tym polu. Jest osobo­wością raczej bez skłonności do autoanalizy, której własna jednowymiarowość nie uruchamia wewnętrznych rozdźwięków.

Ale przy okazji zetknięcia tych dwóch osobowości dochodzą do głosu różne postawy i poglądy, różne hierarchie wartości i style życia, którym te osobowości udzielają swoich charakterystyk. Spotykają się tu inaczej niż w Strukturze kryształu, gdzie są bezpiecznie rozlokowane w społecznej i psychologicznej przestrzeni, spotykają się tu twarzą w twarz. I tu, – inaczej niż w Życiu rodzin­nym – diagnoza uogólniająca przekonuje. Zagrożone bogactwo ludzkich wartości i ze spokojem uznana za wartość naczelną technologiczna sprawność. Czy między tymi światami możliwa jest jakaś bodaj korespondencja? Autor nie ukrywa swego przesłania: nadziei na rozbudzenie niepokoju, na wstrząs, który skłoni do autorefleksji i rewizji, i nikłego cienia wiary w szansę podwójnego ocalenia.

Zanussi wszedł do kultury filmowej szybko. Pierwszy utwór nosi datę 1966. „Struktura kryształu miała premierę pod koniec 1969 roku. Nie były to lata największego rozkwitu filmowej twórczości u nas. Ale Zanussi jest realizatorem sprawnym technicznie, zna filmowe rzemiosło; jest operatywnym organizato­rem i potrafi, jak myślę, neutralizować rygory i ograniczenia machiny produkcyj­nej. No i jest filmowym autorem, co powtarzam dla porządku. (Porównywano go z Munkiem; większą jego wspólnotę dostrzegam raczej z Kawalerowiczem: w zakresie technicznej sprawności, emocjonalnego zaangażowania i dystansu zarazem wobec budowanego świata utworu.)

Oryginalność Zanussiego na tle filmu polskiego widziałabym w dwóch nur­tach problemowych, jakie splatają się w tej twórczości od samego początku – wchodzenia i wtajemniczania w kulturę oraz opisu i krytyki kultury. Ów nurt pierwszy występuje u nas jako problem młodzieży, konfliktu pokoleń. Ale Za­nussi ma własne obserwacje: pokazuje młodego człowieka wchodzącego nie bez trudu w życie dorosłe, sytuującego się wobec tradycji i wartości zastanych tak wprost, jak poprzez negację. Nurt drugi twórczości Zanussiego – opiskrytyka kultury zastanej i już współtworzonej – w polskim filmie fabularnym pojawia się sporadycznie i nieśmiało; natomiast u niego prezentowany jestz wyjątkiem Życia rodzinnego – interesująco, z pasją i oschle zarazem, co zdaje się być reakcją na rozczarowanie światem kultury dorosłych i swoją już w nim obecność. Te dwa nurty problemowe zapewniają Zanussiemu odrębne miejsce pośród polskich autorów filmowych.


Maryla Hopfinger

11 –

Wróć do poprzedniej strony

Wybrane wideo

  • O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
  • POLSKIE KINO POWOJENNE, dr Rafał Marszałek
  • Filmy rozliczeniowe w kinie polskim na przykładzie „Matki Królów”
kanał na YouTube

Wybrane artykuły