Ewa Dałkowska

Ewa Dałkowska w filmie „Szpital Przemienienia", fot. Romuald Pieńkowski, źródło: Fototeka FN?>

Ewa Dałkowska w filmie „Szpital Przemienienia", fot. Romuald Pieńkowski, źródło: Fototeka FN
http://fototeka.fn.org.pl/

Jedna z ulubionych aktorek Kina Moralnego Niepokoju. Nigdy nie była amantką. Miała szczęście do ról dramatycznych, do postaci niejednoznacznych, tajemniczych, owładniętych namiętnością, czasem demonicznych. Bywała skomplikowana i prostolinijna.

Już w pierwszej większej roli – Olesi Chrobotówny w Nocach i dniach Jerzego Antczaka – namalowała bohaterkę na tyle wyrazistą, że jej epizod po latach zostaje w pamięci. Pełnię talentu mogła pokazać w Sprawie Gorgonowej Janusza Majewskiego – w dramatycznej roli kobiety oskarżonej o zabójstwo córki swego chlebodawcy i kochanka – i w Bez znieczulenia Andrzeja Wajdy – w ważnej i niejednoznacznej roli żony głównego bohatera. Olśniła (nagroda w Gdyni) jako tytułowa bohaterka Kobiety z prowincji Andrzeja Barańskiego, pokornie przyjmująca wszystko, co niesie los.

Urodzona 10 kwietnia 1947 we Wrocławiu, ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim (1970) i stołeczną PWST (1972). Wśród ponad 40 filmów z jej udziałem są dzieła mistrzów i debiutantów. We wszystkich stworzyła interesujące kreacje. Zagrała też w kilkudziesięciu – często wybitnych – spektaklach Teatru Telewizji i Teatru Polskiego Radia. Nagradzana wielokrotnie za role teatralne, występowała krótko w Teatrze Śląskim w Katowicach, w latach 1974-2008 była aktorką Teatru Powszechnego w Warszawie, a następnie dołączyła do zespołu Krzysztofa Warlikowskiego w warszawskim Nowym Teatrze.

Odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.



Magda Sendecka

Cytaty

  • Jakich przymiotników używa pani wobec siebie?
    Czasem zanadto jestem wrażliwa i daję się powodować nastrojom. Czasem jestem mało odważna, słaba, a mój zawód wymaga często staranowania przeszkód. Niestabilna. Tak. Jestem taka migotliwa.

    Pani na coś czeka?
    Czekam, kiedy powiedzą mi, że już mnie nie chcą. Czekam ze zgrozą.

    Opisze pani jakoś to starzenie się?
    Nie. Zastosowałam już jeden sposób opóźnienia, mam dość młode dziecko jak na mój wiek. Mam 54 lata.

    Nie myślała pani o operacji plastycznej?
    Nie. Wydaje mi się, że powinnam pogodzić się z własnym pyskiem,
    z wiekiem. Szczerze mówiąc, nigdy nie byłam amantką. Zawsze grałam stare baby. Od samego początku grałam żony – Zapasiewicza, Wilhelmiego, chociaż byłam młoda. Nikt się temu nie dziwił.

    Dorosła pani do tamtych ról.
    Na pewno. Teraz to mi każą czasami grać młódki… Janek Pietrzak mi gratulował: „Słyszałem, że Wenus grasz, gratuluję samopoczucia”. Czasem przykro się robi starzejącemu się człowiekowi. Kolana go na przykład bolą. Poszłam do ortopedy i pytam: Co to jest, panie doktorze. Obejrzał i mówi: Nie ma zwyrodnienia. – No to co się stało? – ja na to. – No tak musi być. – Ale dlaczego? – Schodziła się pani. A to było 10 lat temu.

    Ja w to lezę. Ewa Dałkowska w rozmowie z Piotrem Najsztubem, „Viva" 2002,  nr 2

Artykuły