Artykuły

„Kino” 1972, nr 5, s. 6–12


Analiza współczynników stylizujących.

Słońce wschodzi raz na dzień

Alicja Helman

Pojęcie ballady filmowej jako formy wypowiedzi wiążą krytycy przede wszystkim z dwoma twórcami naszej kinematografii. Balladami zostały nazwane filmy Henryka Kluby – Chudy i inni oraz Słońce wschodzi raz na dzień i Kazimierza Kutza dyptyk śląski: Sól ziemi czarnejPerła w koronie.

Słońce wschodzi raz na dzień jest filmem, w którym użycie elementów stylizujących realistyczną opowieść w duchu ludowej ballady (w tym wypadku – góralskiej) rysuje się nadzwyczaj wyraziście. Nie tylko dlatego, że współczynniki stylizujące stosunkowo łatwo jest wyodrębnić, ale także w wyniku przyjętej przez Klubę koncepcji, w myśl której stylizacja została niejako „nałożona” na całość zgodną w ogólnych zarysach z realistycznymi zasadami przedstawienia. Tok opowieści przytoczonej w określonym porządku czaso–przestrzennym i przyczynowo-skutkowym, zgodnej z chronologią i tzw. zdroworozsądkową wizją rzeczywistości (w rozumieniu Kracauera oznacza to zgodność obrazu filmowego z doświadczaniem rzeczywistości za pomocą zmysłów) nie ulega zakłóceniu ani przerwaniu, poza rzadkimi i krótkimi przypadkami szczególnego zagęszczenia elementów stylizujących. Z reguły jednak pojawiają się tu raczej akcenty stylizujące niż wyraźne deformacje.

Elementy stylizujące nie są jednorodne, każdy wywodzi się z innej płaszczyzny dzieła. Główna rola przypada muzyce oraz wprowadzeniu wyobraźni ludowej, co realizuje się w wielorako eksponowanym motywie diabła (obraz, dialog, mentalność bohaterów, przepowiednia, metafora). Baśniowa hiperbolizacja bohatera decyduje zarówno o koncepcji postaci Haratyka, jak i stylu gry Franciszka Pieczki, kreującego sołtysa w Odkrzasie. Koncepcja ta znajduje także swój wyraz plastyczny w niektórych kadrach, gdzie postać Haratyka pojawia się w innym planie niż pozostałe elementy obrazu. Wreszcie w warstwie fabularnej – wątek Głupiego Wali jest klasycznym wątkiem jasełkowym, wprowadzeniem surowego „prymitywu” w obręb akcji. Wątek Głupiego zachowuje typową dla ludowej opowieści swoistość znaczeniową, wnosząc nie tylko lokalny koloryt, lecz i przesądy, gusła i przekonania z taką postacią związane. Wątek Wali i motyw diabła niosą z sobą zapowiedź czy też przeczucie nieszczęścia, sprymitywizowane, ludowe wyobrażenie fatum.

W klimat opowieści wprowadza muzyka Zygmunta Koniecznego w wykonaniu Ludowego Zespołu z Istebnej. Chór w rodzaju prologu informuje o czasie zdarzeń i od razu proponuje kąt widzenia, z którego należy je oglądać:

To była wielka epopeja

Z umiłowania i męki zrodzona...

Dowiadujemy się, iż „ci, którzy mieli serca jak głazy, także się płaczem splamili”, wówczas był to „czas oszalały”, „świat napęczniały”, a „ludzie szli przeciwko sobie”. Rok 1945 oglądany w tej perspektywie jawi się nie jako historia stosunkowo bliska, lecz jako data odległa, z czasów legendarnych. Prolog zapowiada, że nie historię będziemy oglądać, lecz legendę, zapis utrwalony w wyobraźni ludu poprzez pryzmat jego wierzeń i przesądów, zgodny z archetypami jego psychiki, zdeformowany jego sposobem przetwarzania rzeczywistości w obraz, w pieśń, w obrzęd, w przypowieść.

Znamienne jest również wejście obrazu. Jedna z wersji scenopisu (nie wykorzystana w realizacji) proponowała na wstępie hiperboliczną prezentację bohatera: „Śnieg biały. Czarne niebo. Nad domami, nad lasami i górami idzie wielki, jak skała Haratyk. Na dole, jakby pod jego stopami, rozgrywa się dramat mały i wielki”. Chwyt ten Kluba wykorzysta później, natomiast film otwiera obrazem trzech postaci kołyszących się na tle bezkresnego śniegu. Są to diabły–kolędnicy. Efekt przebieranki (jednoznacznie czytelny później, gdy świętujący górale przebierają się w takie właśnie kostiumy) niesie z sobą dwuznaczność i niejasność zarówno co do przyjętej konwencji obrazowania, jak i tożsamości postaci.

Kolejna scena przedstawiająca kilku chłopów jest już całkowicie realistyczna, ale dialog podejmuje kwestię zapowiedzianą obrazem poprzednim:

Bolączka: Co to jest, że na Ochodzitej diabły zaczęły tańcować?

Moskała: One tańcują, gdy poczują w powietrzu krew.

Bolączka: Tańcują między trzema sosnami (...)

Górniok: Nic nie widzę, idź no Bolączka, zobacz, co tam lezie.

Moskała: To chyba te diabły z Ochodzitej.

Wiemy już, że zgodnie z ludowymi wierzeniami pojawienie się diabłów zapowiada nieszczęście. Bolączka, najwidoczniej miejscowy „szaman”, z namaszczeniem powraca wielokrotnie do opowieści o diabłach, które zdaje się traktować serio. Pozostali nie, ale i oni znajdują upodobanie w klechdach, lubią do nich nawiązywać w różnych powiedzeniach i porzekadłach. W takiej to sytuacji pół serio,

– 6 –

półzagranej, sugerującej umowność wstępnym obrazem przebranych diabłów, pojawiają się trzej agitatorzy z AL, z których jeden o pseudonimie Czarny wkrótce zginie zastrzelony przez chłopów Haratyka. Śmierć Czarnego jest początkiem łańcucha wypadków, które doprowadzają do upadku i uwięzienia Haratyka, a zarazem końca wspólnoty chłopskiej na Odkrzasie.

Towarzysz zabitego, Mały, wstrząśnięty śmiercią druha wypowiada nad zwłokami znamienną kwestię: „pomszczę cię, Czarny”. Moment ten mocno zapada w pamięci Głupiego Wali, który bezmyślnie powtarza zasłyszane słowa. Zaraz po kwestii Małego słyszymy żałosne zawodzenie Głupiego: „pomszczę cię, Czarny, synku mój jedyny...”. Wspomnienie dawniejszych wydarzeń, okrucieństw, jakich dopuszczali się Niemcy, miesza się chłopakowi z dramatyczną śmiercią Czarnego i powraca w postaci nowego wzoru. Wprawdzie wieś i postronni przyjmują wypowiedzi Wali jako typowe „,gadanie głupiego”, niemniej fakt, że w tym złowróżbnym lamencie jest aluzja do prawdziwego wydarzenia, przydaje każdemu ukazaniu się Głupiego odcień grozy. Powracająca w jego mamrotaniu fraza „pomszczę cię, Czarny” staje się realną zapowiedzią kary.

Scena z agitatorami na placu, w czasie której ginie Czarny, rozgrywa się w trzech planach: realistycznym, umownym, ale posiadającym realistyczne uzasadnienie, oraz całkowicie umownym.

W planie realistycznym agitatorzy z AL namawiają zebranych do utworzenia rady chłopskiej. Przemawia Czarny: „Słońce wschodzi nad naszą umęczoną ziemią...”

W drugim planie pojawia się Głupi Wala; tańcząc i wykrzykując powtarza zwroty, które utkwiły mu w pamięci. Zakłada na głowę wydrążoną tykwę. Woła do zebranych: „Ludzie, ludzie... Słońce wschodzi...” Z jednej strony w rezultacie pojawienia się Głupiego sytuacja nie przestaje być realistyczna, z drugiej zaś jest on elementem widowiska jarmarcznego, przenoszącym scenę jak gdyby w inny plan, w wymiar spektaklu, który tak właśnie mógłby wyglądać odegrany przez kolędników. Na sytuację rzeczywistą nakłada się jej deformacja, odsuwając wydarzenia w czasie.

Dodatkowy efekt dystansu uzyskujemy w planie trzecim, kiedy na zasadzie całkowicie umownej włącza się chór, ostrzegając:

Nie mierz jedną miarą rzeczy,

które są jednorodne...

Słońce nie zawsze jest słońcem...

Podobnie, w trzech planach, rozgrywa się dramatyczna kulminacja w czasie uroczystego świętowania otwarcia szkoły. Zapadła noc, wszyscy są pijani. Wprowadzenia w sytuację dokonuje chór:

Szatan diabłem jest

Tak go stworzył pan...

Bolączka znów zaczyna mówić o diabłach: „Zawsze jest ich trzech: diabeł straszny, diabeł wesoły i ten, co na fujarce gra...”

Wokół zebranych podryguje, bełkocąc Głupi Wala. Haratyk i Mały równocześnie zdają sobie sprawę, że dramat śmierci Czarnego nie jest zamknięty.

Haratyk do Górnioka : „On już wie, że ja wiem, że on wie, kto zabił Czarnego”.

Mały do swego towarzysza „Oni już wiedzą, że ja wiem (...), co robić: aresztowa czy wychowywać?”

Wbrew intencjom Małego sprawa nabiera biegu i poprzez kolejne dramatyczne spięcia prowadzi do szybkiego rozwiązania. Zabójca Czarnego, Górniok, ginie z ręki Małego, a Haratyk zostaje uwięziony.

Omówiona wyżej scena, choć znów częściowo realistyczna, jest w swej trójplanowej strukturze cytatem z legendy, tą kulminacją w ludowej opowieści, kiedy moment odkrycia zbrodni i winy (poprzedzony złowróżbnymi znakami) niesie zapowiedź końca, a wydarzenia lawinowo zbiegają się ku katastrofie.

Opisane dwie sceny są przykładem stosunkowo równomiernego rozłożenia ładunku znaczeniowego na trzy plany. Trójplanowość ta, w różnych proporcjach, będzie jednak stale powracać. W większości scen występuje zdecydowana przewaga planu realistycznego (bywa i tak, że twórca poprzestaje tylko na tym planie), uzupełnionego akcentami: jasełkowo-spektakularnym lub umownym komentarzem chóru.

W niektórych scenach elementem stylizującym staje się układ plastyczny. Kiedy Haratyk radzi z chłopami o odbudowie wsi, sytuacja jest w pełni realistyczna. Odkształca ją czynnik muzyczny, włączenie się chóru:

A nad światem wisi diabeł..

A pod ziemią... siedzi szatan...

...na waltorni gra.

W większym jeszcze stopniu decyduje tu jednakże kompozycja kadru, z wyeksponowanymi w oknach twarzami starych kobiet powtarzających wersety litanii. Haratyk przystępuje do działania, organizuje ludzi, przejmuje „rząd dusz” w klimacie uroczystego nabożeństwa, a zarazem ostrzeżenia. Zawarte jest ono zarówno w kwestii chóru, jak i w wypowiedzi ludowego „demonologa” Bolączki: „nie wzywaj diabla nadaremnie!”.

Plastyczne wyobrażenie Haratyka „ogromnego jak skała” pojawia się w jednej z kolejnych scen obrazujących jego działanie na rzecz rozwoju wsi. Jego potężna postać wyrasta ponad obrazem łąki, na której pracują ludzie. Wyglądają jak drobne figurki, przedmioty, jak pudełeczka. Obraz odzyskuje normalne proporcje, gdy

– 8 –

sołtys miesza się z ludźmi. Nie zdając sobie z tego sprawy, przemawia do nich w podobnym stylu, posługując się tym samym rodzajem obrazowania, jak swego czasu Czarny: „chłopy, jeszcze ciemno i głucho, ale rozpoczyna się dzień jasny”.

Haratyk nie zdaje sobie sprawy, że dąży do tych samych celów, co władza. Różnica metod i środków działania przesłania mu zasadniczą zgodność idei oraz intencji.

Obraz bab w oknie zamknięty witrażową kompozycją, towarzyszący pierwszym poczynaniom Haratyka, pojawia się też w scenie obrazującej akt zniszczenia podpalenie tartaku przez jego budowniczych. Gdy z lasu nadchodzi Haratyk ze swymi ludźmi, zapowiadany przez chór: „Las ich wypluł tym samym otworem...” napotyka zamknięte okna, a w nich milczące twarze. Wchodzą do gospody. Na ekranie sytuacja trwa: Haratyk ze swoimi w gospodzie, wieś w oknach. Tylko padające kwestie informują, ze czas płynie. „Już cały tydzień czekają”, mówi jedna z bab. „Nagle to się stanie i to będzie ten czas” wyjaśnia czekającym Haratyk. W płonącym tartaku ginie Głupi Wala, jak gdyby na znak, że skończył się spektakl z szopki, zaś finał opowiadania dopisze życie.

Realistyczny charakter sceny zostaje całkowicie zniweczony w jednym tylko przypadku zbitką czasową poprzedzającą sytuację otwarcia szkoły, kolejne kwestie dialogu zza kadru umownie tylko odtwarzają biurokratyczne trudności, jakie musiała przezwyciężyć wieś w drodze do realizacji swego celu. Na obrazie widzimy podskakującego i chichoczącego Walę, znów z tykwą zamiast głowy, który w tym parodystycznym tańcu swoiście komentuje sytuację.

Pointa sceny zostaje wzmocniona podwójną stylizacją: w warstwie obrazu i dźwięku. Po słowach Haratyka: ,,Nie chciał tego załatwić starosta, nie chciały Lasy Państwowe, w Województwie ogłuchli, to pojedziemy do Prezydenta” ,realistyczny kadr układa się w rodzaj ludowego obrazka. U dołu kadru widzimy grupę konnych chłopów pod wodzą Haratyka. Stoją oni u podnóża rozległej, wysokiej góry, na której szczycie znajduje się Belweder. Tak mógłby upamiętnić Haratyka interwencję na najwyższym szczeblu miejscowy Nikifor. Chór, wyjątkowo tym razem odnoszący się bezpośrednio do treści kadru, objaśnia i komentuje charakter plastycznego wyobrażenia:

Belweder stoi na najwyższej górze

w całym kraju

Tylko jedna droga prowadzi do Belwederu,

To jest droga na wprost...

...i pod górę.

Jest to jedyny w filmie przypadek, kiedy nie pokazano nam, jak sytuacja wyglądała naprawdę, zadowalając się jej trawestacją w duchu ludowego prymitywu.

Im bliżej końca, tym bardziej maleje udział elementu kształtującego obrazy, wątki i sytuacje zgodnie z wyobraźnią ludowego artysty. Na scenę wkracza żywioł realistyczny i dopiero, gdy rozwiązują się wszystkie konflikty i wątki, finał chóru przyniesie (w nawiązaniu do prologu) pointę spoza kadru:

„Słońce o świcie zaszło,

bo świeciło tylko

w ogniach wystrzałów...

Słońce zaszło o świcie,

Stoczyło się z łoskotem.

Na samo dno piekła...”

Tutaj właściwie film się kończy. Postludium (powrót Haratyka z więzienia, jego spotkanie i rozmowa z Małym) nie włącza się w strukturę całości, tworzy cząstkę całkowicie odrębną, rozegraną w jednej tylko płaszczyźnie, bez implikacji ku dalszym.

Udział współczynników stylizujących zaznacza się także w wielu innych nie wspomnianych przeze mnie motywach i sytuacjach. Stylizowany jest na przykład sposób wysławiania się Haratyka. Połączenie solenności z apodyktycznością stwarza szczególny efekt. Wypowiedzi Haratyka z reguły zamykają kwestie, o których mowa, odbierają głos oponentom, przyjmowane są jak wyrok. Np. do najbliższych mu chłopów: „Kto chce, może się jeszcze cofnąć, a kto ma jechać, niech się niczemu nie dziwi. Niech jedzie i robi to, co będzie trzeba”. Do Koślawego: „Ty się parszywy człowieku do tych rzeczy nie wtrącaj”. Do Hanki: „Kiedy mówię swój, to swój, a ty siedź cicho, bo do chałupy wygonię”.

Także i słabo zarysowany wątek Hanki wywodzi się z legendy o góralskim herosie i jego „frajerkach”. W filmie Słońce wschodzi raz na dzień reżyser nie znajduje wszakże miejsca na romans. Hanka zakochana w Haratyku nie wzbudza jego zainteresowania. Jej zaślepienie i oddanie nie spotyka się z oddźwiękiem. Wywołuje tylko szydercze komentarze otoczenia, drwiącego z dziewczyny, że Haratyk o nią nie dba. Na wzór zbójnickich „frajerek” Hanka dzieli jednakże los Haratyka aż do momentu katastrofy. Znaczny udział współczynników stylizujących sprawia, że nie można widzieć w dziele Kluby filmu historycznego i z tej perspektywy go oceniać, porównując z rzeczywistością. Została ona wprawdzie wpisana w obraz, lecz od razu w kształcie zdeformowanym, jako ballada z odległych czasów, obraz i pieśń przetworzone w ludowej wyobraźni.


Alicja Helman

– 12 –

Wróć do poprzedniej strony

Wybrane wideo

  • O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
  • ZWIĄZEK POLSKIEJ SZKOŁY FILMOWEJ Z KINEM ŚWIATOWYM, prof. Alicja Helman
  • Filmy rozliczeniowe w kinie polskim na przykładzie „Matki Królów”
kanał na YouTube

Wybrane artykuły