Artykuły
„Kino” 1972, nr 1, s. 6-13
Perła w koronie. O filmie opowiada reżyser
Bożena Janicka
Moje ostatnie dwa filmy, Sól ziemi czarnej i Perła w koronie, powstawały w specyficznych warunkach. Udało mi się tak ułożyć sytuację, że stałem się samowystarczalny, niezależny od administracyjnego niedołęstwa. Ponieważ ,Perła w koronie opowiada o górnikach, naturalnym protektorem filmu stało się górnictwo. Otworzono mi dostęp do wszystkich starych kopalni, załatwiano każdą sprawę z życzliwością, błyskawicznie, nieszablonowo.
Realizowałem Perłę w koronie w innym świecie niźli ten, w którym zazwyczaj rodzi się film: robiłem swój film między swoimi. Wszystko to jest ważne, ponieważ obraz na ekranie składa się ze zmysłowych szczegółów, z tego, co uda się zebrać, zaaranżować i pokazać. Ale ważniejsze jest, że warunki w jakich reżyser pracuje, mają ogromny wpływ na jego postawę wewnętrzną. Robiłem Perłę w koronie w poczuciu pełnej wewnętrznej swobody, bo wiedziałem, że robię mój własny film o mnie samym. Uwolniłem się od wszelkich zahamowań, wynikających z tego, że trzeba się będzie rozliczać przed kimś innym niż ja sam i widz.
W procesie realizacji ta sprawa jest najistotniejsza. Wszelkie zasadnicze wybory mam już wtedy poza sobą, decyzje zapadały w czasie pisania scenariusza. Teraz całą energię muszę zwrócić w dwóch kierunkach: żeby ulepszyć to, co wymyśliłem, doszlifować film pod względem dramaturgicznym, znaleźć coś nowego – i przezwyciężyć opór przedmiotów, ludzi, materii. Zwłaszcza przy takim filmie, jak Perła
– 7 –
w koronie, odtwarzającym nieistniejącą już warstwę kulturową, owa walka z ubytkami bywa dramatyczna; walczy się często już nie o doskonałość, ale o sens, dla którego się to ujęcie robi. Gdyby nie udało mi się stworzyć odpowiedniej atmosfery, byłoby to w ogóle niemożliwe. Dlatego staram się, by na planie panował nastrój niezobowiązującej zabawy, żeby dla tłumów statystów i niezawodowych aktorów nie była to męka, lecz wspaniała przygoda. Gdyby film powstawał w klimacie awantur i kataklizmów, na ekranie wszystko okazałoby się martwe. Te właśnie sprawy: by nie tylko dać z siebie wszystko, co najlepsze, ale wydobyć to również z innych – są moją największą troską w okresie realizacji.
Kiedy robiłem Sól ziemi czarnej, nie wiedziałem jeszcze, wokół jakich wydarzeń rozegra się mój następny film. Perła w koronie narodziła się nie tyle z konkretnego pomysłu, wydarzenia, zarysu akcji, ile z pewnej idei czysto abstrakcyjnej, a przy tym szalenie prostej. Wyobraziłem sobie problem osadzony w pewnej archaicznej, jakby plemiennej strukturze, ściśle z nią związany, z takiej właśnie struktury zrodzony. Miał to być świat rozciągający się między ogniskiem domowym, tym pierwotnym ogniem na palenisku, a miejscem pracy, to znaczy takim miejscem, gdzie wspaniali mężczyźni w niezwykłych warunkach wydzierają skarby naturze. Była to pierwsza definicja przyszłego filmu, zawierająca wszystkie szczególne cechy rzeczywistości, jaką chciałem pokazać. Oczywiście od początku myślałem tymi abstrakcyjnymi kategoriami o konkretnym zjawisku – o górnictwie. Próbowałem przy pomocy tych struktur odkryć jego sens i piękno – i zrozumiałem, że istotą górnictwa jest ów najstarszy układ ludzkich społeczeństw. W filmie objawia się on jako dwa bieguny akcji: z jednej strony dom, to najlepsze miejsce, gdzie człowiek się rodzi – a z drugiej kopalnia, gdzie trzeba walczyć o egzystencję domu i rodziny. Na jednym biegunie kobiety, mężczyźni i dzieci żyją obok siebie, na drugim mężczyźni, oddzieleni, sprawdzają swe najlepsze cechy: siłę, odwagę, godność.
Taki układ odwołuje się do instynktów tkwiących w nas najgłębiej, a więc do czegoś, co odczuwamy najsilniej. Pozostało mi teraz tylko opisać ten układ, ukazać jego dynamikę poprzez deformację, destrukcję, a później walkę o powrót do pierwotnej harmonii. Taki był punkt wyjścia wszystkich elementów artystycznych Perły w koronie.
Sama, choćby najlepsza, idea nie wystarczyłaby, zabrzmiałaby fałszywie, gdyby struktura psychiczna bohaterów-górników nie odpowiadała wizji, jaką sobie stworzyłem. Ale praca górnika wymaga od człowieka tych właśnie cech, jakie powinni mieć moi „wspaniali mężczyźni”.
– 9 –
Jest to zawód, który brutalnie eliminuje ludzi małowartościowych, ponieważ wykonywanie go łączy się z niebezpieczeństwem utraty życia. Na dole nie może pracować nie tylko tchórz, ale także lizus, krętacz, donosiciel. Stopień trudności pracy jest taki, że stosunki między ludźmi muszą opierać się na uczciwych zasadach, a przede wszystkim muszą być autentyczne. Np. dyrektor kopalni czuje się dyrektorem tylko na górze, na dole się nie liczy, tu autorytetem jest jedynie sztygar, bo pracuje razem z innymi i naraża się na to samo niebezpieczeństwo. Jest to więc elita pewnego typu wartości. Wokół niej rodzi się swoiste sprzężenie społeczne; określone cechy ludzi pracujących na dole stają się prawidłowością w całej tej społeczności. Wydaje mi się, że szerszy zasięg wartości stworzonych przez rodzaj pracy jest specyficzną cechą górnictwa; tym różni się górnictwo np. od pracy na morzu. W jednym kręgu znajduje się kopalnia i dom, świat jest integralny, kompletny.
W istocie rzeczy jest to bowiem replika kultury jeszcze starszej – chłopskiej. W niej tkwią korzenie śląskiej tradycji i obyczaju. W Perle w koronie, podobnie jak w Soli ziemi czarnej, chciałem uwolnić się od wszelkich związków z kulturą mieszczańską. Odwołuję się do mentalności i kultury plebejskiej. Moją niemal maniakalną ideą jest szukanie pewnych określonych tradycji; także w Perle w koronie ta sprawa obchodzi mnie najgoręcej. W istocie rzeczy zrobiłem ten film po to, żeby pokazać, jaka wspaniała tradycja i świat wartości stoi za pewnym wydarzeniem z 1934 roku, wyjętym spośród wielu. Bohaterowie filmu odczuwają ogromną potrzebę powrotu do owej starej kultury, nawet do kostiumu chłopskiego. Zdajemy sobie sprawę, że ich postępowanie wynika z pewnych zasad, w jakich zostali wychowani. Nie muszą się zastanawiać, jak postąpić w chwili próby, ponieważ wartości, jakie im wpojono, każą im rozstrzygnąć sprawę tylko w jeden, określony sposób. Mają bezwzględną klasę, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Bo wszystkie te wartości moralne i społeczne kształtuje i przekazuje rodzina.
Opowiadam się po stronie tej tradycji również dlatego, że wydaje mi się dla naszego społeczeństwa najcenniejsza, najbardziej mu dziś potrzebna. Jej istotą jest kult wartości zrodzonych nie z wojowania, lecz pracy. One z kolei, nawarstwiając się przez dziesiątki i setki lat, tworzą kulturę, dobrobyt, ideały. Nie chcę oczywiście w Perle w koronie pokazywać wzorców, jest to film dla dorosłych; pragnąłem jedynie podsunąć widzowi pewien materiał do przemyśleń, pokazać mu rodzaj uporu,
– 11 –
który może się okazać wartościowy dzisiaj.
Nasza historia ułożyła się w ten sposób, że w odróżnieniu od Europy zachodniej nie przeszliśmy etapu kultury mieszczańskiej; mentalność postszlachecka, ciągle u nas najpopularniejsza, jest anachronizmem. Czy nie należałoby więc, korzystając z naszych warunków ustrojowych, wszczepiać społeczeństwu pewnych wartości proletariackich, nadając im walor ogólniejszy, powszechny? Mam na myśli instynkt społeczny, umiejętność patrzenia na własne sprawy poprzez dobro ogółu, społeczny stosunek do pracy, do samego siebie, do innych. Moje wyobrażenia o plebejskich wartościach wywodzą się z obserwacji mieszkańców Śląska. Mało tu asekurantów, sobków, ludzi niewierzących w teraźniejszość i przyszłość. Czymś pięknym wydaje mi się w ich życiu równowaga między elementem osobistym i społecznym, harmonia i wewnętrzny spokój. Na co dzień rzeczowi i konkretni, potrafią jednak poświęcić życie dla sprawy, którą uznają za słuszną. Ułomnością Śląska jest jedynie brak własnej inteligencji twórczej. Najpierw nie pozwalali na to Niemcy, po wojnie wymagano od przemysłowego Śląska, by zajmował się przede wszystkim produkcją. A jednocześnie istnieje tam ogromny pęd do rzeczy pięknych, niezwykłych; te ogródki z trzystoma odmianami róż są chyba jakąś formą pragnienia sztuki. Ubocznym celem tych moich śląskich filmów i moim wielkim marzeniem byłoby obudzenie w widzach na Śląsku, zwłaszcza młodych, pragnień i ambicji, jakich dotychczas nie mieli.
Wracając do Perły w koronie – na końcu bohater po zwycięskiej walce o byt rodziny i swoją ludzką godność jest znowu w domu z żoną i synami. Sprawdził się jako człowiek, okazał się godny swego ojca, teraz na niego patrzą synowie. W tym przywróceniu harmonii, ponownym złączeniu ogniw zagrożonego rozerwaniem łańcucha – zawiera się sens filmu. Jest to bowiem film o tym, jak z pokolenia na pokolenie przekazuje się ludzkie i społeczne wartości, jak kształtuje się w człowieku wyższe potrzeby, jak tworzy się prawo moralne, będące w istocie zobowiązaniem człowieka wobec poprzedników. Mali synowie bohatera będą musieli w swoim przyszłym, dorosłym życiu uwzględnić postawę etyczną ojca. A na końcu filmu cała rodzina – pradziad, dziad, ojciec i synowie – z rodzinnego portretu spoglądają nam w oczy. Mają do tego prawo.
Notowała Bożena Janicka
– 13 –
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
POLSKIE KINO POWOJENNE, dr Rafał Marszałek
-
Zjawisko Kina Moralnego Niepokoju- tematyka i problemy z terminologią
Wybrane artykuły
-
RECENZJA: „A więc widoki i perspektywy są wielkie przed nami” – recenzja książki "Piękne widoki, panowe, stąd macie. O kinie polskiego sockonsumpcjonizmu" Justyny Jaworskiej
Karol Jachymek
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 3/2019
-
Trzy spojrzenia przez okno. „Pożegnania” Dygata i Hasa
Grażyna Stachówna
„Kwartalnik Filmowy” 1999, nr 26-27