Artykuły

"Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską", Oficyna Wydawnicza Errata, Warszawa 2010

 

Przed kamerą

Fragment książki "Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską".

Barbara Osterloff



W 1972 roku powstało Wesele Andrzeja Wajdy, filmowa adaptacja dramatu Stanisława Wyspiańskiego. Zagrałaś Rachelę, Żydówkę, córkę bronowickiego karczmarza.

Nie spodziewałam się, że zagram Rachelę. Andrzej Wajda, w moim odczuciu, ma niezwykłe pomysły obsadowe; zobaczyć we mnie Rachelę po

- 98 -

roli szarej myszki w Za ścianą... Kiedy już przeczytałam scenariusz Andrzeja Kijowskiego, przecież bardzo dobry, pomyślałam, że jednak Rachelę wyobrażałam sobie trochę inaczej.

To znaczy jak?

Rachela miała, i ma, nie tylko takie cechy osobowości, jakie sugerował scenariusz na podstawie Wesela. Po jego przeczytaniu skojarzyła mi się – może to nie jest zbyt precyzyjne porównanie – z „mgławicową” Goplaną z Balladyny Juliusza Słowackiego. A moim zdaniem, Rachela ma taką siłę w sobie, moc, coś z Kasandry. Przez niektórych postrzegana jest jako nawiedzona. Tak, bo kontaktuje się ze światem przyrody – „z przyrodą tajemną” jak mówi.

To ona dostrzega niezwykłość „chaty rozśpiewanej”, i chce zaprosić na wesele „wszystkie dziwy, kwiaty, krzewy, pioruny, brzęczenia, śpiewy”. W jednej z inscenizacji, którą widziałam, Rachela „zamawiała” żywioły, wykonywała tajemnicze gesty nad siedmioramiennym żydowskim świecznikiem. Ta postać zawsze fascynowała.

Rachela potrafi zobaczyć pewne rzeczy jak nikt inny. Ale w tym scenariuszu zabrakło tekstu Racheli, który rozpoczyna się od słów:

Zlatują się w dobrej wierze,

na oślep, serdecznie, szczerze;

nie domyślają się wcale,

że ich tam czeka ogarek,

co im będzie skrzydła piec.

Dla mnie ten tekst jest ważny, bardzo ważny. Jest też jednym z najpiękniejszych, jakie ma w Weselu Rachela.

Jaka ma być Rachela? Myśleliśmy o tym bardzo dużo z reżyserem, rozmawialiśmy, zastanawialiśmy się razem z Krysią Zachwatowicz. Krysia zaprojektowała mi secesyjną, czarną suknię, do tego czerwony szal.

Czerń i czerwień to kolory tradycyjnie przypisywane Racheli, od czasu krakowskiej prapremiery Wesela w 1901 roku.

Suknia – już wiemy. Ale jaki ma być kolor włosów? Długo szukałyśmy koloru włosów, czy Rachela ma być czarna, czy może ruda? Dobrze, ruda. Robiliśmy próby charakteryzacji z Haliną Berową, wspaniałą charakteryzatorką (miałam szczęście do charakteryzatorek); była na próbach Krysia Zachwatowicz i niezrównana Renata Pajchel, która fotografowała kolejne fazy mojej charakteryzacji. Ale właściwie, można tak powiedzieć, fotografowała

- 99 -

moją przemianę w postać Racheli. Zastanawialiśmy się, jakie mają być oczy, jakie rzęsy. W końcu doszliśmy do wniosku, że będą rude. Rude rzęsy i ruda peruka. Peruka była zrobiona po mistrzowsku. Jak zobaczyłam tę perukę i rude rzęsy, to pomyślałam, że brwi Racheli mogłyby być zrośnięte. Jednak okazało się to zbyt trudne do wykonania, więc zrezygnowałam.

To była niezwykła praca. Twórczość zaczynała się już na etapie charakteryzacji, na fotelu przed lustrem. Szukaliśmy twarzy, sprawdzaliśmy, co ta twarz „wytrzyma”, co jeszcze można z nią zrobić. Teraz nie wiem dokładnie, czas zaciera wspomnienia – czy Krysia zaprojektowała kostium od razu, czy też dopiero po naszej rozmowie? Czy najpierw był kostium, przed charakteryzacją, czy też odwrotnie? W każdym razie długo zastanawiałyśmy się, co by tu można jeszcze Racheli dać. I kiedy zobaczyłam siebie w lustrze taką rudą, w czarnej sukni z czerwonym szalem, to pomyślałam, że Rachela już jest – w każdym razie taka może być.

To był pierwszy etap pracy. A co stało się potem?

Chodziłam do teatru żydowskiego, do dyrektora Szymona Szurmieja – bardzo mu jestem wdzięczna za poświęcony mi czas, za uwagi. Słuchałam różnych nagrań, myślałam o ścianie płaczu. Myślałam, jak też Rachela ma mówić, i jaki ma być ten jej głos... Dzisiaj pewnie zrobiłabym to inaczej, mówiłabym innym, niższym głosem. Dziwne, głos aktora w kinie najbardziej się zmienia. Kiedy oglądam swoje filmy po latach, to słyszę, że mam jakiś inny głos, jakby wyższy.

Próbowałam znaleźć taki sposób mówienia, który by wykluczył użycie żargonu. Wiedziałam, że tego nie chcę – nie chcę mówić tak, jak opowiada się na przykład dowcipy żydowskie; nie, tego nie chciałam. To byłoby powierzchowne. Ojciec Rachelę kształcił, świat poetów jej imponował, i ona włożyła wiele wysiłku w to, żeby temu światu sprostać. To jej staranie miało wpływ, w jakimś sensie również na jej sposób mówienia, na jej głos, chropowatość mego głosu nie przeszkadzała tutaj. Chciałam, żeby w mowie Racheli było coś innego, coś obcego, i tego szukałam – żeby przesunąć jej postać w trochę inny wymiar.

Na pewno starałaś się „podwyższyć” Rachelę, co zauważono w recenzjach.

Cieszyłam się z takiego przyjęcia mojej Racheli.

Mówiłyśmy już, przy okazji Jerzego Grotowskiego, o skojarzeniach ze zwierzętami. Czy i tym razem sięgnęłaś do nich?

- 100 -

To nie jest nic nadzwyczajnego, to pobudza wyobraźnię. Myśląc o Racheli w konkretnej scenie przyszła mi do głowy ćma. Ćma kolorowa, taka rudawa (bo nasza Rachela jest ruda), ćma, która krąży wokół lampy. I powstała w filmie scena, kiedy Rachela krąży właśnie jak ćma, trzepocząc rzęsami.

Przedtem stała pod ścianą izby. Czekała, że ktoś poprosi ją do tańca. Kiedy zbliżył się drużba, myślała, że idzie do niej, ale on porwał do tańca inną dziewczynę. W filmie jest to sekunda, migawka, która jednak tyle mówi o oczekiwaniach Racheli, o jej tęsknocie. Niby wszyscy ją przywitali grzecznie, ale nikt nie zainteresował się nią naprawdę. Nawet Poeta, który rozmawia z Rachelą „o miłości wolnej”.

Ja, Rachela, nie wiedziałam jeszcze, że Poeta zaprosi mnie do tańca – grał go wspaniały Andrzej Łapicki. A kiedy to się stało, kiedy mnie poprosił, zaczęłam z nim krążyć pod lampą, właśnie jak ćma wokół światła.

Rachela zapamiętuje się w tym tańcu. Wokół niej i Poety robi się krąg wolnego miejsca. Kiedy taniec się kończy, Rachela jakby obudziła się ze snu.

Tak. Ale chciałabym jeszcze powiedzieć o innym moim skojarzeniu, z ptakiem.

Znowu ptak... ale jaki? Czy inspiracje zaczerpnięte ze świata ptaków, lub szerzej, zwierząt, pomagają dostrzec coś, czego się dostrzec nie da z naszej, ludzkiej perspektywy?

Tak, znowu ptak. W ostatniej scenie, którą Andrzej Wajda „wyprowadził” do sadu, Rachela skojarzyła mi się z ptakiem, takim ptakiem podfruwającym, który nie może poderwać się do lotu. Ta ostatnia scena skręcona była tylko próbnie, i tylko jej końcówka weszła do filmu – właśnie ten bieg. Przymykałam oczy i próbowałam Rachelę zobaczyć. Moja wyobraźnia była zajęta Rachelą, raz się do niej zbliżałam, raz oddalałam. Nie próbowałam sobie powiedzieć „jesteś Rachelą”, tylko ciągle jakieś wyobrażenie miałam przed oczami, jakby cień Racheli. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Cień Racheli i ja, czy Rachela i mój cień. Nie wiem. Przecież widziałam różne Rachele, widziałam też projekty jej kostiumów, i na pewno jakiś obraz wyjściowy Racheli we mnie był, a tak trudno mi było się zatrzymać, wciąż dokładałam coś do tego obrazu. Myślałam, szukałam dalej, ciągle byłam niespokojna.

Czy aktor ma jakieś sposoby, żeby przekazać widzowi swoje skojarzenia?

- 101 -

Myślę, że widz nie musi, a nawet nie powinien o nich wiedzieć. Tylko, powinien widzieć, że coś się dzieje na jego oczach. Powinien czuć tajemnicę, powinien być po prostu ciekaw Racheli. Bo w niej jest tajemnica – co ona czuje, co myśli? Nie jest dobrze dopowiadać do końca, tajemnica prowokuje do myślenia o postaci.

Próbowałam też Rachelę zobaczyć zanim weszła do chałupy. Zobaczyć to, czego nigdy nie możemy zobaczyć w teatrze. Miałam taki pomysł, żeby pokazać ją, jak idzie do tej weselnej chałupy. Ciągle o tym myślałam, i nawet mnie to denerwowało – dlaczego myślę, skoro nie mogę tego zrobić (no, bo w końcu to nie był film o Racheli). Kiedy pracowałam ze studentami nad Weselem, trzykrotnie, powracałam do tego niezrealizowanego pomysłu.

Mówi się często, że Rachela jest egzaltowana, upozowana. Nie wiem – dyskutowałabym z tym. Bo co to znaczy egzaltowana. Jeżeli nawet byśmy się umówili, zgodzili na to słowo...

...różnie je można zrozumieć. To, co dla jednych będzie zachowaniem egzaltowanym, dla innych będzie mieściło się w normach kulturowych. A przy tym, Rachela jest wrażliwa, nawet nadwrażliwa.

Tak, i wolałam się zastanowić nad tym, dlaczego Rachela tak się zachowuje, dlaczego tak jest odbierana – właśnie jako osoba egzaltowana, upozowana.

Zawsze obca, zawsze dziwna – tak widzą ją inni.

Czego ona się boi, od czego ucieka? Czego w niej jest za dużo? Znowu pytania, ważne pytania. Jak się na te pytania odpowie, wyłowi się najważniejsze momenty, kiedy z niej wszystko opada i Rachela staje przed nami w jakiejś swojej prawdzie. Tylko, co jest jej prawdą?

Jak to z nią było przed wejściem do chałupy? To mnie bardzo zajmowało. Wyobrażałam sobie, że Rachela ma zaczerwienione ręce od pracy, od handlu w karczmie, gdzie „chłopom daje na kredyt”. Może czasami ręce chowa, a kiedy się tak nagle rozgada, zapomni, naraz widzi swoje ręce. Może je trzeba schować, a może założyć rękawiczki, i tylko na moment je zdjąć – co by było gdyby Poeta jej ręce zobaczył? Najwięcej o rękach Racheli myślałam dopiero podczas pracy nad Weselem w warszawskiej Akademii Teatralnej, kiedy nałożyły mi się moja Rachela i Rachele moich studentek, które tę rolę grały.

Na pewno ona ma w sobie tę tęsknotę do mansardy, do poetów, do malarzy – ojciec zadbał o jej edukację, mówiłyśmy o tym. Mój Boże, jak ona musiała się szykować na to wesele – myślałam. Musiała przymierzać suknię

- 102 -

na długo przed wyjściem. Zastanawiała się, co powinna powiedzieć, i jak zwrócić na siebie uwagę, kiedy wejdzie do chaty. I taką Rachelę sobie wyobraziłam – jak idzie przez szuwary, ma na sobie tę suknię długą, a tu „błoto naokoło”.

Myślałam jak zawsze o różnych drobiazgach, które dla interpretacji są ważne. Ale czy to drobiazgi? To była dla niej poważna przeszkoda, jak przejść w tych butach i w długiej sukni. Może buty zdjęła po drodze, albo nawet schowała gdzieś w krzakach, może tam wcześniej przygotowała inne na zmianę, i włożyła... bo jeżeli uniosła w rękach suknię, żeby jej nie zabrudzić po drodze przez błoto, to musiała mieć przecież wolne ręce... więc nie mogła trzymać w rękach zapasowej pary butów i nieść taki kawał drogi, razem z końcem podwiniętej sukni... Wyobrażałam sobie to wszystko, co mogło mieć wpływ na zachowanie Racheli, kiedy wchodzi na wesele. Ona wchodzi do izby i widzi, co innego, niż sobie wyobrażała – goście są już pijani. Jej droga do tej chaty, jej marzenia, w zestawieniu z tym, co zastała – to wszystko wyznaczało moją linię interpretacji. To, co ona sobie wyobraziła, wymarzyła – rozeszło się. Otoczenie odstaje od jej wyobraźni.

Jeszcze nie powiedziałam, jak Rachela przygotowała sobie po drodze tekst (bo myślałam też o tym). Może kłaniała się w tych szuwarach i błotach ćwicząc powitanie. Ostatecznie wchodzi do izby i mówi ach, bon soir. Wybrała francuski. Ona tak siebie wymyśliła na wejście.

Spotkało ją bolesne rozczarowanie. Ciekawi mnie, jak to się stało, że powiedziałaś w filmie tekst, którego w scenariuszu nie było.

Po skręceniu filmu były oczywiście postsynchrony, czyli podkładanie głosu (no, bo w izbie grała kapela, bardzo głośno). Wiedziałam o tym. Poprosiłam reżysera, czy w mojej scenie nie mogłabym zagrać na żywo, bez postsynchronów.

No, nie można, bo gra kapela, jest za głośno.

— To ja zamknę drzwi.

— No, dobrze.

Zamknęłam i zaczęłam grać Rachelę. Wtedy powiedziałam ten tekst, który był dla mnie ważny, który w sobie miałam – i tak znalazł się w filmie. Przedtem nie dyskutowałam z Andrzejem Wajdą o tym, że chcę ten tekst powiedzieć. Wiedziałam, że Andrzej jest takim reżyserem, że jeżeli go przekonam – tekst zostanie, mimo że nie było go w scenariuszu. I tak się stało.

Dopiero Andrzej Kijowski zauważył to po premierze. Ale nie skarcił mnie. Przyjął to. A żal mi jest tylko jednej sceny, ciągle żal; nie nakręciliśmy pięknej ostatniej sekwencji z Poetą – kręciliśmy ją tylko próbnie. Myślę zresz-

- 103 -

tą, że gdyby nie mój instynkt zagrania ostro Racheli od początku, to bez tej ostatniej sceny, Racheli mogłoby w filmie nie być. Ta scena – bieg, która weszła do filmu, była właśnie wymyślona po ujęciu w sadzie, po pożegnaniu z Poetą, jedna z najbardziej dramatycznych, dotyka wielkiej samotności Racheli.

Rachela pyta: A jak struny się rozpękną/ i zacznie grać ten żal. Poeta odpowiada: Wtedy Pani weźmie szal/ i przystanie jak Polihymnia w ogrodzie,/ i pomyśli — — jaki krój jest w modzie,/ jak się ubrać, mając pójść na bal/ lub do koncertowych sal, a tam — to się spotkamy.

Tak. A potem Rachela mówi:

A moja muzyka serca — prawie miłość do pana/

najszczersza — — ?

Ten dialog o miłości... Ta będzie najszczerzej oddana/ co do wiersza. Nic. Musi wrócić do karczmy, marzenia się skończyły. Ta odpowiedź Poety zraniła Rachelę. To śmieszne trochę, ale najwięcej myślałam i myślę o scenie, której potem w filmie nie było. No, tak się zdarza, bywa. Ale pocieszam się, że sceny biegu nie wymyśliłabym bez tej próbnej sceny pożegnania. Ale teraz chyba trzeba powiedzieć o skojarzeniu z ptakiem.

Tak, obiecałaś. Co Tobie dało to skojarzenie?

Słowami Poety (cytowałyśmy je) Rachela została ugodzona, dotknięta do żywego – została jakby postrzelona. Próbowałam poderwać się do lotu jak zraniony ptak. Znamy takie obrazy ze snu, często miewam takie sny. Nie możemy uciec od czegoś, nie możemy biec, mamy wrośnięte nogi. I Rachela tak trochę się podrywa, podrywa, próbuje oderwać nogi od ziemi, aż w końcu jej się to udaje i rozpoczyna swój bieg z rozpostartą chustą.

Oglądając ponownie Twoją rolę w Weselu, zastanawiałam się, w jaki sposób osiągnęłaś takie emocjonalne nasycenie sekwencji biegu. No, bo bieg, jak bieg... Chyba musiałaś odwołać się do jeszcze innych skojarzeń; nie tylko do zranionego ptaka.

Tak, i dziękuję, że przypomniałaś mi to. W scenie biegu miałam jeszcze jedno skojarzenie – bieg na druty kolczaste. Moje myślenie o ścianie płaczu, gdzieś tu się ujawniło. Kwestia, którą tak bardzo chciałam powiedzieć: zlatują się w dobrej wierze, / na oślep, serdecznie, szczerze; / nie domyślają się wcale, / że ich tam czeka ogarek, / co im będzie skrzydła piec była nasycona tym, o czym mówiłyśmy – obrazem obozowych drutów i ściany płaczu. Rachela biegnie z rozpostartymi ramionami, jak ze skrzydłami... a w mojej wyobraźni biegnie na druty kolczaste.

- 104 -

Wracając do tej kwestii Racheli, która mnie od początku tak interesowała – wiem, rozumiem, że można ją analizować na tysiąc sposobów, ale myślę, że aktor ma prawo do swoich skojarzeń. I nawet teraz, kiedy ostatnio pracowałam ze studentami nad Weselem, przy słowach Racheli zlatują się w dobrej wierze... znowu miałam przed oczami te same obozowe druty.

Te skojarzenia, jeśli dobrze zrozumiałam, dawały Ci oparcie, dawały konkret.

Tak, właśnie konkret. Jeżeli możemy się na nim wesprzeć, to nie gramy „ogólnikowo”. Konkret daje siłę, pomaga budować rolę, i w trakcie grania „pilnuje” aktora, żeby nie „gaworzył” (to nazywam „ogólnikowością”). Rola musi być „rozpięta” pomiędzy tymi podpórkami, musi mieć jakieś protezy – ja nie umiem inaczej pracować. I wtedy ratujemy się od powierzchowności, od traktowania tekstu informacyjnie.

Twoja Rachela była samotna. Złożyło się na to kilka przyczyn. Jej wyobcowanie pośród weselników na pewno. I jej odtrącone uczucia, to jeszcze ważniejsze. Ona odchodzi z domu wesela upokorzona i zlekceważona. Ale Rachela jest też wyobcowana ze swojego własnego środowiska. Czym innym żyje, i o czym innym marzy, niż jej ojciec. To wszystko czyni jej postać nieomal tragiczną.

I myślę, że gdyby weszła do filmu ta ostatnia scena z Poetą, o której mówiłyśmy – Rachela byłaby jeszcze bogatsza w samotność.

Barbara Osterloff

Wróć do poprzedniej strony

Wybrane wideo

  • O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
  • Fenomen POLSKIEJ SZKOŁY FILMOWEJ, prof. Piotr Zwierzchowski
  • Rozwój Polskiej Szkoły Filmowej
kanał na YouTube

Wybrane artykuły