Artykuły
Wprowadzenie [w:] Filmoterapia, Małgorzata Kozubek, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2016.
Wprowadzenie
Małgorzata Kozubek
Perspektywa, jaką przyjmuję w rozważaniach o filmote rapii, jest punktem widzenia filmoznawcykulturoznawcy i w związku z tym staram się widzieć podejmowane prob lemy i zagadnienia przede wszystkim na tle pojęć podsta wowych dla tych dyscyplin. Moją analizę zjawiska filmoterapii rozpoczynają rozważania (oparte na pracach socjologów kul tury) dotyczące kultury terapeutycznej i miejsca, jakie terapia filmem wraz z opracowaniami na jej temat zajmują w ob szarze tej kultury. Odwołuję się między innymi do prac Anthony’ego Giddensa (2002; 2006) piszącego o tożsamości jednostki w epoce późnej nowoczesności oraz Małgorzaty Ja cyno (2007; 2010), która próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy współczesną kulturę zdominował dyskurs terapeutycz ny. Pojęcie „kultura terapeutyczna”, używane od połowy lat sześćdziesiątych, jest według Jacyno „diagnozą całościo wych przemian kulturowych, a sens tego określenia wykra cza poza proste stwierdzenie faktu, że coraz większa liczba ludzi skłonna jest powierzać swoje problemy terapeutom, a nie na przykład rodzinie czy przyjaciołom” (Jacyno 2007, s. 248). Istotną kwestią wydał mi się aspekt związany z proce sem przemian, jaki dokonuje się w dziedzinie psychoterapii – zmienność nie tylko form terapii, ale i stosunku do człowie ka, a także człowieka do samego siebie. Wątek ten pojawia się między innymi we fragmencie referującym stan badań i w części omawiającej podstawowe zagadnienia kultury terapeutycznej (rozdział „Kult(ura) indywidualizmu…”).
Coraz większa popularność psychoterapii wiąże się z utrwa leniem przekonania (zarówno w naukowym, jak i w popular nym dyskursie), że jest ona nie tylko niezbędna dla kogoś, u kogo zdiagnozowano chorobę psychiczną, ale jest przydat na (a nawet konieczna!) dla kogoś „zdrowego”, kto zamierza „wzbogacić” swoje życie i nadać mu „głębszy sens”. Teza ta, bardzo różnie argumentowana, doprowadziła do takiego ro zumienia psychoterapii, w którym jawi się ona jako intratna inwestycja w siebie, podejmowana w celu autodefinicji, sa moaktualizacji, udoskonalenia swoich możliwości, samo realizacji, „samourzeczywistnienia” oraz – najogólniej rzecz ujmując – podniesienia „jakości życia”1. Psychoterapia jest więc rozumiana dzisiaj przede wszystkim jako narzędzie umożliwiające pełne rozwinięcie własnego potencjału inte lektualnego, emocjonalnego i motywacyjnego. Nie przypad kiem w drugiej połowie lat sześćdziesiątych w Stanach Zjed noczonych grupa wpływowych propagatorów psychoterapii określała się mianem Human Potential Movement, a więc właśnie Ruchem (Rozwoju) Ludzkiego Potencjału. Od tam tych czasów (zwłaszcza w krajach Zachodu) stale wzrasta przekonanie o tym, że człowiek ma „prawo do szczęścia”, a przynajmniej do optymalizacji zewnętrznych i wewnętrz nych2 warunków swojego życia (por. Jacyno 2007, s. 12). Na tak rozumianej psychoterapii skupiam się również w niniej szej książce.
Swoistym znakiem zapotrzebowania na różnego rodzaju specjalistów jest pokaźna liczba słów, które ich określają i któ re pojawiły się w komunikacji społecznej na przestrzeni ostat nich kilku, kilkunastu lat: eksperci, konsultanci, doradcy, opiniodawcy, mentorzy, specjaliści od public relations oraz coachingu, terapeuci, psychoterapeuci, wreszcie – filmotera peuci. Profesje te – jak przedstawia Zygmunt Bauman – są symptomatyczne dla kultury indywidualizmu lub, trzyma jąc się terminologii autora, dla ponowoczesności: „Czasy po nowoczesne są erą specjalistów od problemów tożsamości, uzdrowicieli osobowości, doradców małżeńskich, autorów po radników […] – samouczków nabierania pewności siebie, wy wierania wpływu na innych i pozyskiwania sprzymierzeńców w obronie tożsamościowej fortecy. Jest ponowoczesność erą koniunktury na poradnictwo; dla jej oznaczenia ukuto angiel skie wyrażenie counselling boom” (Bauman 2000, s. 307).
Na szczęście w wielu środowiskach (również doradców, a zwłaszcza psychoterapeutów) pojawiają się głosy ostrzega jące przed pokładaniem zbyt dużego zaufania w psychoterapii, a także domagające się poddania jej ściślejszej kontroli (zob. Witkowski 2009). Wskazuje się charakterystyczne dla tego rodzaju pomocy niebezpieczeństwa: potencjalne sekciarstwo, nadmierną (i nie zawsze pożyteczną) psychologizację wielu problemów i dziedzin życia, a przede wszystkim – wątpliwość rezultatów oddziaływań psychoterapeutycznych3. W tym kon tekście szczególną uwagę postanowiłam poświęcić amerykań skim poradnikom filmoterapeutycznym, które pojawiły się w powodzi książek do samopomocy (kompletnie zdominowaw szy rynek związany z terapią filmem), chociaż nie dotarły ( jeszcze?) do Polski. Uważam, że warto skupić krytyczną uwa gę na tym zjawisku, gdyż „filmoporady” zawarte w tych opra cowaniach są niejednokrotnie nie tylko bardzo powierzchow ne (niezależnie od „przepisanego” filmu niewiele różnią się między sobą), ale także potencjalnie niebezpieczne. Zwraca na to uwagę między innymi Ursula S. Henningsson, szwedz ka terapeutka wykorzystująca w pracy metody filmoterapii. Nie przebierając w słowach, stwierdza, że amerykańskie po radniki są „bardziej niż śmieszne”, a wielu psychoterapeu tów pracujących tą metodą w Stanach Zjednoczonych nie ma podstawowych informacji na temat odbioru filmu i bardzo niewielu z nich jest znawcami kina: „większość osób pracu jących z filmem to po prostu psychiatrzy, którzy lubią film. W związku z tym w znacznej części literatury powracają sta le te same błędy” (Lundström 2008, s. 14). Największe jed nak wątpliwości budzi sama procedura „przepisywania” fil mów w tych poradnikach. Henningsson ironicznie wylicza: „Czy niedawno dowiedziałeś się, że jesteś adoptowany? Zo bacz Uwolnić orkę! Masz problem z dojrzewaniem? Ze staniem się dorosłym? Zobacz Absolwenta!” (ibidem, s. 15). Anna Jęd ryczkaHamera, psycholożka kliniczna, wykładowczyni arte terapii w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, która również wykorzystuje w swojej pracy film, wyjątkowo celnie odnosi się do tego zagadnienia: „Żaden psychoterapeuta, zwłaszcza rozumiejący wielopłaszczyznowe oddziaływanie kina, nie da […] takiej recepty, bo nie ma uniwersalnego sposobu dobie rania filmów. To byłaby rada na poziomie rubryki z dzienni ka lokalnego” (JędryczkaHamera 2009, s. 46).
Nie tylko bowiem różne filmy na jednego pacjenta działa ją różnie i nie tylko jeden film na różnych pacjentów może działać zupełnie odmiennie – nawet ten sam film na tego sa mego pacjenta w różnych okolicznościach może zadziałać cał kiem inaczej. Filmoterapia powinna zaczynać się zawsze od pacjenta – nie od filmu; farmakon użyty w niewłaściwy spo sób może okazać się trujący.
*
Niniejsza książka, jak sugeruje tytuł, dzieli się na dwie za sadnicze części: teoretyczną i praktyczną. Pomiędzy znajdu ją się natomiast rozważania dotyczące doboru filmu do terapii, sytuujące się na pograniczu teorii i praktyki. Analizuję w tej części zagadnienia związane z filmem jako współczesną for mą mitu, podejmuję problematykę gatunków filmowych naj chętniej wybieranych do terapii przez psychoterapeutów, a także tych (niesłusznie?) przez nich pomijanych. Zwracam szczególną uwagę na fakt, iż wprawdzie niektóre dzieła w his torii kina mają trwałą wartość uznawaną zarówno przez kry tyków, jak i widzów, to jednak w filmoterapii „miernikiem” wartości filmu jest jego zdolność do poruszania wyobraźni widza, wzbudzania w nim prawdziwych emocji (Solomon 1995; Wolz 2005), zachęcania do refleksji i stawiania sobie py tań – co nie musi mieć (i często nie ma) związku z utrwalonym kanonem dzieł filmowych. Filmy zyskują wartość w momen cie, gdy okazują się mieć szczególne znaczenie terapeutycz ne dla jakiejś osoby, nawet jeśli nie przedstawiają większych walorów artystycznych. Z perspektywy filmoterapeuty praw dziwe przeżycie filmu przez pacjenta wynika najczęściej z fak tu, iż „dostrzegł on siebie” na ekranie, porównał swoje życie z życiem bohaterów filmowych, dokonał inkorporacji idei, fak tów i symboli, a przede wszystkim sytuacji, które wydały mu się jego własnymi albo przynajmniej mogłyby nimi być; kie dy reaguje na ekran jak na coś, co przedstawia prawdziwe życie, jak na pewne wielowymiarowe pole, na którym musi dokonywać własnych wyborów. Rzadziej wskazuje się nato miast na fakt, że silne przeżycie wynikać może z zupełnie in nych elementów, takich jak chociażby muzyka czy inne kom ponenty estetyczne budujące atmosferę filmu. Wyjątkiem są filmy wyprodukowane przez fundację Auroratone (1946), któ rych analizę przedstawiam w pierwszym rozdziale.
Rozdziały składające się na środkową część pracy mogą okazać się interesujące dla osób szukających inspiracji do prowadzenia zajęć filmowych i filmoterapeutycznych, zwłasz cza z młodzieżą. Być może – w połączeniu ze sprawozdaniem z badań, które przeprowadziłam i opisałam – rozważania te okażą się przydatne w pracy terapeutycznej i socjoterapeu tycznej wykorzystującej narzędzie, jakim jest film.
W części teoretycznej, oprócz umieszczenia filmoterapii w obszarze kultury terapeutycznej i próby spojrzenia na filmoterapię z różnych perspektyw (społecznej, psychologicznej, filmoznawczej) oraz analizy poradników filmoterapeutycz nych, dokonuję przeglądu pojęć, które – w moim przekona niu – są kluczowe w konceptualizowaniu podstaw teoretycz nych filmoterapii. Oczywiście, trudno byłoby ukazać w pełni dorobek akademicki w tym zakresie, jednak nie ma wątpli wości, że podejmując się zadania stworzenia podstaw teore tycznych filmoterapii, konieczne jest przybliżenie debaty, jaka miała miejsce w ramach psychologii odbioru filmu na temat emocjonalnego odbioru filmu przez widza, czy na te mat fenomenu projekcjiidentyfikacji oraz związanej z tymi pojęciami kwestii wrażenia realności w kinie.
Podstawowa teza teoretyczna, jaką stawiam, brzmi: pro jekcjaidentyfikacja, która jest częścią reakcji emocjonalnych i poznawczych widza, stanowi czynnik umożliwiający i uak tywniający proces filmoterapeutyczny, natomiast wrażenie realności odgrywa w tym procesie kluczową rolę. Tezę o pro jekcjiidentyfikacji zakładam jako główną i na niej opieram swój projekt badawczy – uważam bowiem, że badania poza narracyjnych środków filmowych, czyli badania terapeutycz nych możliwości tkwiących w innych elementach struktury dzieła filmowego, są tematem na inną pracę, której powinien się podjąć inny zespół badawczy. Celowo zrezygnowałam więc z filmoterapii posługującej się filmami abstrakcyjnymi, tak zwanymi wizualizacjami (które zwykle połączone są z odpo wiednio dobraną muzyką). Taką filmoterapię – w moim prze konaniu – mogą badać jedynie lekarze neurolodzy, najlepiej we współpracy z muzykoterapeutami, ponieważ kulturoznaw cy, pedagodzy czy filmoznawcy nie mają wystarczających kompetencji w tej dziedzinie.
W związku z tym, że w swoich rozważaniach skupiam się przede wszystkim na filmoterapii narracyjnej, niejednokrot nie korzystam z metod i koncepcji biblioterapii, a nie z zało żeń arteterapii związanej z mediami afabularnymi. Ale i w tym przypadku staram się uniknąć pułapki ślepego zapatrzenia w biblioterapię. Jest to bowiem temat bardzo obszerny i do brze rozpoznany – nie widziałam więc potrzeby zbyt częstego odwoływania się do tekstów dotyczących tego rodzaju terapii. Założenia są podobne, staram się je wychwytywać, wychodzę jednak z założenia, że można zbudować podstawy teoretycz ne filmoterapii przede wszystkim na bazie teorii filmu. Stąd tak wiele uwagi poświęcam wrażeniu realności, projekcji identyfikacji, gatunkom filmowym oraz stylowi zerowemu.
Oczywiście, nie da się w filmie oddzielić narracji od innych elementów jego struktury, owa narracja jest bowiem wyku ta z tych elementów. Nie oddzielimy przykładowo muzyki, ale elementy pozanarracyjne w opisywanych przeze mnie fil mach zamknięte są w zbiorze stylu zerowego. Najprościej rzecz ujmując – filmy, które mają „zakłóconą”, nieprzezroczy stą muzykę, nie znalazły się w zbiorze filmów terapeutycznych. W moim przekonaniu elementy pozanarracyjne nie tylko nie powinny przeszkadzać, powinny wręcz sprzyjać budowaniu mechanizmu projekcjiidentyfikacji.
Ponadto w części teoretycznej opisuję skrótowo najważniej sze modele odbioru dzieła filmowego, zwracając szczególną uwagę na indywidualny wymiar aktywności odbiorczej. Za sadniczo, część pierwsza została pomyślana jako pewnego ro dzaju wgląd w różne aspekty filmoterapii. Przybliżony jest więc nie tylko kontekst społeczny, ale i podstawowe zagadnienia związane z psychologią odbioru filmu, której przed miotem jest recepcja dzieła filmowego przez widza (roz dział „Teoretyczne zagadnienia związane z odbiorem dzieła filmowego”). Celem teoretycznej części jest między innymi przedstawienie tej rozległej i niejednorodnej problematyki oraz wyjaśnienie pojęć, które w trzeciej, praktycznej części pracy odgrywają istotną rolę: począwszy od terminu „iden tyfikacja”, poprzez bardzo ważną w filmoterapii kwestię emocjonalnego odbioru filmu, cechy charakteryzujące widza filmowego aż po złożone pojęcie katharsis. W części tej sta rałam się pokazać, w jaki sposób pojęcia wywodzące się z teo rii odbioru filmu mogą być przydatne w wyjaśnianiu metod filmoterapii.
Zagadnienie, które również wydało mi się zajmujące i w związku z tym poświęciłam mu szczególną uwagę, jest związane z pytaniem: Co do refleksji nad filmoterapią mogą wnieść aksjotycznie zorientowane nauki humanistyczne? In teresowało mnie bowiem to, jakie rozwiązania może wnieść perspektywa ujmująca człowieka jako żyjącego w świecie war tości. Wydaje się, że do pełniejszego zrozumienia procesu od bioru dzieła filmowego w filmoterapii należy wyjść poza jego psychologiczne i kognitywne ujęcie i zwrócić się właśnie w stro nę aksjotycznie zorientowanych nauk humanistycznych, któ re starają się określać jednostkę w jej niepowtarzalności – jed nostkę interpretującą, poszukującą sensu. W ślad za Marią Janion uważam, że humanistyka może interpretować i zmie niać świat; rozumieć go, uczyć rozumienia i ulepszać, a tak że „mogłaby przezwyciężyć dźwięczący w niej dziś dysonans między poznaniem i terapią […] pod warunkiem zaufania do rozumu, do wartości poznania pojętych jako wartości rów nież moralne; samo poznanie wartości stałoby się wtedy te rapią” (Janion 1982, s. 226).
W części praktycznej tezy i przekonanie amerykańskich badaczy (Solomon 1995, 2001, 2005; Wolz 2005; Hesley, Hes ley 1998) o terapeutycznych możliwościach filmu poparłam, przynajmniej w pewnym zakresie, dowodem, jakim były kilkuetapowe badania empiryczne, na które złożyły się – w pierwszej fazie: projekcje filmów w dwóch młodzieżowych ośrodkach socjoterapii4, rozmowy na temat obejrzanych ty tułów (zarówno grupowe, jak i indywidualne) oraz ankieta określająca upodobania filmowe wychowanków tych ośrod ków, a także ankieta badająca poziom ich empatii, wypełnia na przed badaniem i po zakończeniu zajęć5. W drugiej fazie: analiza i interpretacja materiału zebranego w czasie badań. Podstawowa teza, jaką stawiam w tej części, zawiera się w stwierdzeniu, że wskazywanie na wartości jest bardziej od powiednie w przypadku młodzieży społecznie niedostosowa nej niż wskazywanie powinności. W warstwie teoretycznej tej części swoje rozważania opieram na pracach z zakresu twórczej resocjalizacji, głównie na książce Marka Konopczyń skiego Metody twórczej resocjalizacji (2006); podzielam bo wiem zdanie autora, że młodym osobom przejawiającym za chowania przestępcze można pomóc w sposób odmienny od utartych schematów resocjalizacyjnych.
Badani – wychowankowie ośrodków poprawczych, styg matyzowani jako ci „inni”, którzy nie respektują i nie uznają wartości większości społeczeństwa – znajdują się w wyjąt kowej sytuacji życiowej. Czują się w konflikcie z przyjmowa nymi przez większość ludzi wartościami, które odbierają jako narzucane im autorytatywnie. Równocześnie próbują zrozu mieć, nazwać, opisać i uporządkować własne uwikłania w świat wartości, odnaleźć się w chaotycznej przestrzeni mo ralnej. W tej części książki zostały między innymi przedsta wione zagadnienia i problemy o charakterze etycznym, jakie pojawiły się w trakcie dyskusji po zakończeniu projekcji fil mowych. Interesowało mnie przede wszystkim, czy i jak ba dani odnoszą je do własnych sytuacji życiowych, czy zaczynają interpretować je z odmiennej perspektywy oraz szerzej – jak fabuła filmowa staje się w oczach wychowanków inspirującą opowieścią o ich życiu, problemach egzystencjalnych, etycz nych i moralnych.
Podejmując badania, zdawałam sobie sprawę z tego, że w układzie relacji między filmem a widzem nie można założyć jakiejkolwiek pewności, „czystości” łuku odruchowego bo dziec–reakcja. Nawet po uchwyceniu jakiejś pozytywnej reakcji czy dodatniego wpływu filmów na wychowanków należało wziąć pod uwagę inne czynniki społeczne, które w ko relacji z filmem mogły wpłynąć na modyfikację postawy ży ciowej, przekonań czy nawet na sposób postępowania. Od czasów badań Paula F. Lazarsfelda – przeprowadzonych w la tach pięćdziesiątych – wiadomo chociażby, że równie silny wpływ, co sam przekaz (w tym przypadku film) może mieć tak zwany przywódca opinii, czy szerzej – grupa wzorotwór cza, najbliższe otoczenie.
Trudności, jakie napotykane są w badaniu odbioru filmu i zagadnień ściśle z nim związanych, wynikają przede wszyst kim z indywidualnej niepowtarzalności każdego odbiorcy/wi dza/pacjenta. Hugo Mauerhofer stwierdził nawet niegdyś, że „doznanie filmu jest prawdopodobnie najbardziej indywidualne ze wszystkich doznań” (cyt. za: Helman 1992, s. 120). Kon takt z dziełem sztuki bowiem „wyzwala w odbiorcy mozaikę znaczeń opatrzonych kontekstem efemerycznych, trudnych do werbalizacji emocji, wzruszeń i przeżyć. Nawet najbieglej si mistrzowie w konstruowaniu ankiety i prowadzeniu son daży nie są w stanie poddać ich kwantyfikacji i wyrazić w mier nikach ilościowych” (Malewski 1991, s. 39).
Dokładne określenie wpływu filmu na widza (na przykład na jego sukcesy, co jest szczególnie ważne w filmoterapii), czy choćby jego przybliżone sformułowanie, wydaje się nie możliwe. Obejrzanych treści nie da się bowiem użyć w spo sób prosty, instrumentalny, precyzyjny – podobnie jak jakiegoś narzędzia. Wiele opowieści zapada w pamięć, tożsamość wi dza nadbudowuje się wokół nich, opowieści te stają się częś cią jego wiedzy o sobie, świecie, częścią umiejętności osiągania celów i sukcesów. Odbierane w sposób indywidualny histo rie mają to do siebie, że się nie kończą, nie zamykają, trwa ją w reinterpretacjach i otwartych aporiach, mogą powracać w pamięci jako wrażenia, wspomnienia, impresje i na nowo zaskakiwać. Splatają się z innymi przenoszonymi przez wi dza treściami, które ciągle zdobywa w kontakcie z innymi tekstami (w dosłownym sensie – a więc czytanymi, oglą danymi, ale naturalnie również z „tekstami” społecznymi – innymi ludźmi). Tak więc spośród ogółu wpływów bardzo trudno jest wyodrębnić ten niewątpliwy wpływ filmu. Nie można z całą pewnością stwierdzić, że zauważone i ustalone w czasie terapii zmiany są wyłącznie skutkiem filmu. Z dru giej strony, niestwierdzenie takich zmian nie musi wcale oznaczać, że zmiany takie w ogóle nie nastąpiły lub nie wy stąpią. Zmiany te mogą się „odłożyć” i ujawnić dopiero po pewnym czasie. Dodatkowo, nie zawsze są one wymierne i wyraźnie widoczne. Cały ten proces jest więc niezmiernie skomplikowany, a rezultat filmoterapii stanowi wypadkową bardzo wielu elementów. Sprawą otwartą pozostaje również problem trwałości zmian wywołanych tego typu terapią. Choć filmy mogą powodować trwałe pozytywne skutki6, wydaje się, że w wielu przypadkach jest to jednak efekt krótkotrwały. Reakcja emocjonalna wywołana przez film z reguły zanika dosyć szybko, gdyż widz po obejrzeniu filmu znajduje się w nowych sytuacjach, napotyka nowe bodźce i poddawany różnym nowym wpływom, może stać się, na przykład, coraz mniej gotowy do zrobienia czegoś, o czym jeszcze myślał, oglądając film.
A jednak psychoterapeuci dostrzegają w filmie ogromne możliwości, są przekonani o tym, że „to właśnie film” trwale pomógł ich pacjentom. Wiara ta wynika z tego, że dostrzegają oni w kinie medium, które odsłania to, co inaczej pozostało by dla pacjenta w pewnym sensie niedostępne. Przekraczanie granic, próba spojrzenia na problem z innej perspektywy, jaką zapewnia film, gra istotną rolę w procesie samorozumie nia, które jest tak ważne w terapii.
*
Choć w badaniu zastosowałam ankiety badające empatię, żeby sprawdzić możliwość rozwijania wrażliwości empatycz nej w kontakcie z filmem, to jednak bardziej niż analiza tych ankiet i badanie dokładnych statystyk interesowało mnie, jakich przeżyć doświadczają w trakcie projekcji konkretnych filmów wychowankowie, co „robią” z treściami przekazywanymi przez obrazy, jakie nadają im znaczenia, który aspekt przed stawionej historii jest dla nich najistotniejszy, jak oceniają działania głównych bohaterów i dlaczego formułują takie, a nie inne oceny. Głównym przedmiotem mojego zaintereso wania jest bowiem, jak już zasygnalizowałam, indywidual na i twórcza reakcja na film oraz grupowe negocjowanie zna czenia i opinii na temat obejrzanego obrazu.
Obrana przeze mnie metoda, która – przynajmniej w pew nym zakresie – umożliwia zmierzenie się z tak postawionym zadaniem, najbliższa jest badaniom fenomenograficznym, związanym z analizą znaczeń nadawanych pojęciom. Niektóre założenia tej metody pozwoliły mi więc uchwycić to, co było dla mnie najważniejsze. Perspektywa fenomenograficzna po lega na rejestracji różnych sposobów „percepcji zjawisk, wy rażanych w pojęciach przez jednostki, a to pozwala na usta lenie obszaru znaczeń nadawanych przez ludzi zjawiskom zachodzącym w kulturze. Poprzez opisywanie różnych spo sobów doświadczania świata przez jednostki dowiadujemy się, jakie znaczenia nadają ludzie otaczającemu ich światu i jak jest on przez nich rozumiany” (Bauman 2001, s. 304).
Świat fikcji filmowej (i nie tylko) może oddziaływać rów nież na ocenę świata rzeczywistego, a także na ocenę, jaką wystawia widz samemu sobie. W efekcie procesu nakładania się na siebie dwóch światów, ich wzajemnego filtrowania, tworzone zostają bowiem nowe znaczenia i zmienia się na sze rozumienie rzeczywistości nas otaczającej oraz nas sa mych. Uchwycenie tych zmian i próba zrozumienia, w jaki sposób nadawane są znaczenia filmowi (i jaką rolę odgrywa ją w tym procesie wartości), a także historii, którą przedsta wia oraz odniesienie tego do swojego życia, jest bardzo trudne, ale w pewnym zakresie możliwe.
W przypadku tego typu refleksji bardzo pomocna okazała się również metoda interpretacji dokumentarnej, która ma charakter refleksyjny i rekonstrukcyjny; ukazujące się w trak cie badań zjawisko jest interpretowane oraz znaczeniowo do określane. Moje podejście bliskie jest tej metodzie przede wszystkim w tym sensie, że nie dążyłam w pierwszej linii do weryfikacji uprzednio przyjętych hipotez i teorii, zależało mi głównie na dopuszczeniu do głosu badanych osób; przyjęłam ich codzienny sposób opisu rzeczywistości, dopiero później – na podstawie materiału zebranego w czasie badań – prze szłam na poziom interpretacji bardziej ogólnej, porządkują cej i omawiającej ów materiał. Referując przebieg badania w trzeciej części książki, skupiłam się na tej drugiej fazie in terpretacji.
Podejmując próbę analizy wypowiedzi najpierw grupy, a później poszczególnych wychowanków, starałam się wydo bywać z nich przede wszystkim aspekty istotne dla rozważań o filmoterapii. Oczywiście, w pierwszej kolejności uwaga zo stała skupiona na tym, co osoby biorące udział w zajęciach mówiły na temat obejrzanych filmów, jak je odbierały i jakie nadawały im znaczenia, natomiast równie ważne było uchwy cenie nie tylko tego, c o mówiły, ale również j a k mówiły, w jakich przypadkach spontanicznie podejmowały narrację i jakie emocje temu towarzyszyły.
Badanie tego, jakie obiekty i wydarzenia podlegały silnej ocenie pozytywnej lub negatywnej pozwoliło pośrednio uch wycić również świat przeżyć wewnętrznych. „Przejście od in terpretacji formułującej (immanentnej) do interpretacji refleksywnej (dokumentarnej) wyznacza również przejście od pytań typu: co?, do pytań typu: jak?. Należy tu rozróżnić, co jest tematem [wypowiedzi] i podlega interpretacji for mułującej, od tego, jak dany temat zostaje rozpatrywany, w jakich ramach zostaje podjęty, w jakim modus operandi zostaje rozwinięty w wypowiedziach badanych. Podstawo wym zadaniem interpretacji formułującej jest tematyczny podział tekstu, odkodowanie struktury całej wypowiedzi gru py lub jednostki” (Bohnsack 2004, s. 29).
Interpretacja formułująca bazuje na dosłownej analizie – zo staje zreferowane to, co zostało powiedziane. Natomiast in terpretacja refleksywna przekracza ten poziom komentarza i zmierza do identyfikacji charakterystycznego, specyficznego sposobu, w jaki badane osoby podejmują konkretne tematy i jak je przeżywają, oglądając film. W skrócie można by ująć taki sposób postępowania mianem przejścia „od obserwacji – do interpretacji”. Ważna jest w tym wypadku analiza porównawcza, gdyż wzór orientacji (sposób, w jaki badani po dejmują tematykę) uwidacznia się poprzez zestawienie z inny mi przypadkami, gdzie te same zagadnienia zostały podjęte w różny sposób, chociażby ze względu na odmienne życiowe doświadczenie. Analiza porównawcza tworzy zatem zasadni czą heurystykę interpretacji dokumentarnej.
Oczywiście, uwi kłanie badacza interpretatora we własny punkt widzenia nie zostaje przez to automatycznie zawieszone, wydaje się zresztą, że nigdy nie jest to w pełni możliwe, ale przynajmniej zostaje – w pewnym zakresie – poddane metodologicznej konsekwencji, „kontroli”, „gdy wprowadzimy empirycznie we ryfikowane odmienne przeciwhoryzonty (na przykład po przez porównanie kontrastowych przypadków; poprzez sta wianie pytania, jak tenże temat został przepracowany przez inną grupę, wewnątrz innych ram orientacji)” (ibidem, s. 30). Oczywiście, własnością omawianej metody interpretacji jest obecność racjonalizacji post factum – na końcu trzeba było wyselekcjonować i uporządkować wyniki, które były już znane, tak aby działanie dało się spójnie opisać i zinterpre tować. Analogicznie jak w innych badaniach rekonstrukcyj nych, tak i w dyskusji grupowej oraz indywidualnej, osoba prowadząca dyskusję powinna umożliwić „swobodny rozwój toku wypowiedzi, w sposób odpowiedni dla danego przypad ku (grupy)” (Bohnsack 2004, s. 45). W praktyce oznacza to pozwalanie (i zachęcanie), by osoby biorące udział w dysku sji same podejmowały zagadnienia, które są dla nich najistot niejsze, tematykę „centralnych” przeżyć. Teresa Bauman pod kreśla, że jeśli w wypowiedziach badanych systematycznie i uporczywie pojawia się jakiś problem czy wątek, to znaczy, że jest to ważne dla nich zagadnienie (Bauman 2001, s. 350). Natomiast warto pamiętać również o tym, że „niemała rola przypada też analizie tego, co n i e znalazło się w omawia nych przeżyciach, tych tematów oraz przestrzeni doświad czeń, które wydają się dla danej grupy obce, zostały przez nią pominięte” (Bohnsack 2004, s. 46).
Rekonstrukcja deklaracji młodzieży, z którą pracowałam, wymagała ponadto wglądu w strukturę ich życia i codzien nego zachowania, które okazywało się nie zawsze zbieżne z wyrażanym wprost (na przykład w ankietach dotyczących empatii) brakiem zainteresowania światem wartości, upo rczywą negacją praktycznie wszystkiego, odmową przyjęcia jakiejkolwiek strategii planowania swojej przyszłości, a na wet poruszania tego tematu. Okazało się między innymi, że wspólnie oglądane filmy spowodowały nie tylko rozładowa nie napięcia7, ale również prowokowały twórcze dyskusje i zrzucanie masek, pod którymi skrywała się niejednokrot nie ogromna wrażliwość, niemożliwa jednak do zbadania po przez ankietę. Samo przejście do refleksyjnej umiejętności mówienia o sobie i zadawania sobie pytań po projekcji odczy tuję jako ogromny sukces wychowanków.
Inspiracje: Gorgona Meduza
Zanim przejdę do zreferowania stanu badań dotyczących zagadnienia filmoterapii, pozwolę sobie zacytować obszerny fragment z Teorii filmu Siegfrieda Kracauera, który kilka lat temu zainspirował mnie do rozważań na temat terapeutycz nych możliwości filmu. Zdania te pomogą również podkreślić raz jeszcze, w jakim znaczeniu termin „terapia” będzie funk cjonował w niniejszej pracy. „Kino pozwala nam poznać świat, w którym żyjemy. Ukazuje zjawiska, które mają duże zna czenie. Stawia nas twarzą w twarz z tym, czego się lękamy. I nieraz każe nam konfrontować zdarzenia z życia z wyobrażeniami, jakie o nich żywimy. […] Uczyliśmy się w szkole o Gorgonie Meduzie, której twarz była tak okropna, że jej wi dok obracał ludzi i zwierzęta w kamień. Gdy Atena kazała Perseuszowi zabić potwora, ostrzegła go, by nie ważył się spojrzeć w twarz Meduzy, tylko patrzał w jej odbicie w wy polerowanej tarczy, którą mu dała. Posłuszny przestrogom bogini, Perseusz ściął Hermesowym Sierpem głowę potwora. Morał tego mitu jest oczywisty. Nie możemy widzieć oczywi stych okropności, ponieważ nas oślepia paraliżujący strach; prawdę o nich możemy poznać tylko z obrazów, które je wier nie reprodukują. Owe obrazy nie mają nic wspólnego z ima ginacyjnym oddaniem przez artystę niewidzialnej grozy, ale mają charakter odbicia w lustrze. Otóż ze wszystkich ist niejących mediów tylko kino trzyma lustro przed naturą. Dla tego oczekujemy, że odbiją się w nim zdarzenia, które zamieniłyby nas w kamień, gdybyśmy się z nimi zetknęli w prawdziwym życiu. Filmowy ekran jest wypolerowaną tar czą Ateny. To nie wszystko. Mit mówi także, że obrazy na tarczy, czyli na ekranie są środkiem służącym do realizacji celu; mają pokazać – a w konsekwencji i nakłonić widza – by ściął głowę okropnościom, które odzwierciedlają. […] Być może, największym czynem Perseusza nie było ścięcie głowy Meduzy, lecz pokonanie strachu i spojrzenie w odbicie potwo ra w lustrze. Czy nie to właśnie pozwoliło mu unicestwić Me duzę?” (Kracauer 2008, s. 344–345).
Film nie jest jedynie fenomenem estetycznym; odbija świat, w którym żyje człowiek, jest również odzwierciedleniem pro blemów i niepokojów, których człowiek żyjący w świecie dóbr i wartości nieustannie doświadcza i nieustannie się z nimi zmaga, a które niejednokrotnie tak bardzo trudno nazwać, wyrazić. Film w takiej sytuacji może okazać się bardzo pomoc ny, może być jednym ze sposobów lepszego poznania siebie.
Mimo pewnych zagrożeń, które wiążą się z wykorzysty waniem filmu w psychoterapii, wynikających chociażby ze znaczących różnic w sposobie odbierania dzieł sztuki przez różnych ludzi, film posiada bardzo duży potencjał terapeu tyczny – zwłaszcza jeśli będziemy rozumieć terapię przede wszystkim jako proces zdobywania wiedzy o sobie, umiejęt ności spojrzenia na swoje życie niejako z zewnątrz. Takie po dejście do psychoterapii, jak zaznaczyłam wyżej, charakte rystyczne jest dla nowego typu współczesnej świadomości i dominuje w dyskursie terapeutycznym. Podkreśla się (samo) rozwój potencjału człowieka w różnych sferach bytu i świa domości – intelektualnej, materialnej i duchowej – a także zdobywanie wiedzy dotyczącej samego siebie. Oczywiście, uzyskanie wiedzy, rozumienie na poziomie intelektualnym, nie jest jeszcze rozwiązaniem problemu, ale – jak podkreślają terapeuci – często bywa pierwszym krokiem w stronę zmia ny. Natomiast dzięki sztuce filmowej wiedza ta odbierana może być w bardzo sugestywny sposób. Według Teresy Koło dziejskiej dzięki sztuce wiedzę odbiera się w formie nie tyl ko bardziej konkretnej, ale i w sposób bardziej wszechstron ny niż posługując się językiem nauki: „Dzieje się tak dlatego, że po pierwsze, fikcyjna rzeczywistość dzieł artystycznych nawiązuje do rzeczywistości realnej, ukazując konkretne losy ludzi w konkretnych sytuacjach. Po drugie, percepcja dzieł sztuki oparta jest na emocjach, na przeżywaniu wartości es tetycznych, na nawiązaniu uczuciowego kontaktu z postrze ganą rzeczywistością. Jest to zatem wiedza pogłębiona przeżywaniem i doznawaniem. […] Dzięki różnym interpre tacjom świata w dziełach sztuki odbiorca pogłębia i poszerza wiedzę osobistą o różne prawdy dotąd mu nie znane, odkrywa nowe obszary rzeczywistości, do których być może bez sztu ki by nie dotarł” (Kołodziejska 1995, s. 37).
Należy jednak pamiętać, że film sam w sobie nie jest lekar stwem, jak chcieliby niektórzy amerykańscy filmoterapeuci – potrzebna jest jeszcze rozmowa z terapeutą lub pedagogiem po projekcji; również filmoterapia nie jest terapią „samodziel ną”, a jedynie elementem wspomagającym tradycyjny proces terapeutyczny. Nie ma jednej szkoły czy kierunku w psycho terapii, w ramach którego najczęściej wykorzystuje się dodat kowe narzędzie terapeutyczne, jakim jest film. Terapeuci często sięgają po to medium w celu uatrakcyjnienia terapii albo wówczas, gdy tradycyjne metody nie przynoszą rezul tatów.
Stanislav Kratochvil, autor wielu opracowań dotyczących psychoterapii, zaznacza, że w przebiegu psychoterapii ujaw niają znaczenie takie procesy, jak konfrontacja z trudnościami, samopoznawanie, katartyczne odreagowanie, otrzymywanie nowych informacji oraz uczenie się brakujących społecznych umiejętności (Kratochvil 2003, s. 19). Film może działać na zasadzie uaktywniania tych procesów: często bywa asump tem do podjęcia rozmowy z pacjentem, wspólnej interpretacji, poszukiwania i nadawania sensu swojemu życiu, odpowia dania sobie na pytanie „Kim jestem?”.
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
Kształtowanie się rynku filmowego w Polsce na początku lat 90., dr Kamila...
-
Polska Szkoła Filmowa - geneza, rozwój i przedstawiciele
Wybrane artykuły
-
Pokaż mi, czego nie widziałem – opowiedz mi, o czym nie słyszałem. Z Marianem Marzyńskim rozmawia Anna Taszycka
Anna Taszycka
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 3/2020
-
Święte mamuty i włochaci kamraci. Z Magdaleną Grzebałkowską i Jakubem Żulczykiem rozmawia Karolina Sulej
Karolina Sulej
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 4/2018