Artykuły

„Kino” 1977, nr 8, s. 11-13

Ziemia niczyja

Jan Prokop


Ekranizacja powieści młodopolskich nie jest zadaniem łatwym. Powieściopisarzy tego okresu fascynował szczególnie rozumiany teatr jaźni. Wnętrze psychiki bohatera jako sfery pragnień wyjętych
z historycznego cza­su – „odwiecznych”, a więc nieulegających zmianom perypetii uczuć rozgrywających się w czasie – oto teren zaangażowania pisarza Młodej Polski, który zresztą nie stara się zobiektywizować swoich obserwacji, chętnie miesza badany przedmiot z obserwującym podmiotem, daleko w tym odbiegając od tra­dycji klasycystycznego czy wczesnoromantycznego psychologizmu. Tak więc proza młodopolska ciąży ku afabularności, unika „malowania obyczajów” czy sensacyjnej in­trygi – jest nieco abstrakcyjna w swych pona­dczasowych pretensjach, jej symbolika wy­daje się dość uboga
i mało konkretna, jak na naszą wyobraźnię szkoloną na nadrealistycz­nym rozpasaniu, które w metafizyczną grę wplątywało nieograniczony repertuar mityczno-folklorystyczny przekazany przez tra­dycję śródziemnomorską.

Wizualne ukonkretnienia „monopolu jaź­ni”, snującej z siebie w izolacji od świata społeczno-historycznego konkretu swój od­wieczny wątek miłości i śmierci, walki płci, przyciągania i nienawiści między Kobietą i Mężczyzną, wydaje się zadaniem wprost niemożliwym. Aż dziwimy się, jak znakomicie udało się to – ale już poza Polską – rzeźbie Vigelanda, którego dramatis personae natu­ralizmem modela wolnego od stereotypu abs­trakcyjnego greckiej piękności, dalekiego od ideału antycznej harmonii ludzkiego ciała – właśnie pewną konkretnością ciała poddane­go przemijaniu i starzeniu się, przekazują jednak „odwieczny” dramat Kobiety i Męż­czyzny.

Epoka końca wieku budzi zresztą we mnie dwuznaczne uczucia. Właśnie wtedy zawią­zało się wiele wątków problemowych waż­nych do dziś, właśnie wtedy postawiono wie­le pytań, nad których rozwiązaniem głowimy się współcześnie. Ale w jakiż partacki – myśli­my ze złością – sposób to uczyniono! Jakże śmieszą nas pretensjonalność i redundancja stylistyczna, historyczny nadmiar, teatralna gestykulacja dzieł owych czasów wierzących w niezakwestionowaną moc werbalnej eska­lacji. Jest w nich coś z Króla Ducha i coś z Mniszkówny.

Taki jest ekran, który musimy przebić, aby wyzwolić inspiracje tkwiące w Młodej Polsce. Musimy problematykę wspólną im i nam przeformułować naszym językiem. Jakaż to będzie problematyka?

Wciąż czeka podjęcia sprawa rewolucji 1905 roku. Jest to zresztą temat, który łatwo oślinić i obrzydzić, ukraść i przywłaszczyć, jak to zrobiono z mnóstwem ważnych tematów naszej historii. Sądzę, że niesłychanie ważne byłoby dla nas przypomnienie tradycji walk robotniczo-inteligenckich, które doprowa­dziły do strajków, manifestacji i rewolucji zresztą zakończonej klęską lub prawie klę­ską. Trzeba by mówić o początkach klasy robotniczej i rozwoju świadomości, od obej­mowania spraw doraźnych, czysto bytowych, do celów ogólnych społecznych i narodo­wych. Mówić w związku z powstawaniem inteligencji jako grupy uświadamiającej so­bie swoją dyspozycyjność i służebność względem mieszczańskiego establishmentu bądź też klasy robotniczej i przeżywającą ten konflikt, udrękę wyboru między drogą kon­formizmu i ugodowości, walorów „porządku”, stabilizacji, ładu państwowego, kariery biurokratyczno-administracyjnej czy kariery pisarstwa potakująco-chwalczego, utwier­dzającego klasę rządzącą w jej samozadowo­leniu. I z drugiej strony, wyboru drogi kwestio­nowania ustalonych hierarchii, obrony inte­resów klasy uciskanej, antykariery, Judyma i setek innych samotnie walczących, często niezrozumianych, wyśmiewanych i ode­pchniętych przez własne środowisko „niepo­kornych” poszukiwaczy. Ich losy odczytamy z dzieł Struga, Brzozowskiego, Berenta, Że­romskiego. Ludzie podziemni, Róża, w pewnej mierze Ozimina przynoszą tutaj wątki do wykorzystania, obrazy i bohaterów. Jakże dobrze nadawałby się tutaj jako ogni­sko skupiające w sobie różne wątki, różne postawy ludzkie, różne środowiska salon z Oziminy, ale także – może równolegle – dom Witkiewiczów w Zakopanem tak intere­sująco zmitologizowany w Nietocie Micińskiego. Może zresztą i Xiądz Faust tegoż pisarza, nieznośny jako powieść, stać by się mógł podstawą obfitującego w melodramatyczne sensacje scenariusza? Oto wieziony na stracenie spiskowiec spędzający ostatnią noc wigilijną u niesamowitego proboszcza. Dzieje ich obu przewijają się przed naszymi oczami w zawrotnym tempie retrospekcji.

Więc temat wspólnoty klasowej i narodo­wej, pełnych zresztą wewnętrznych napięć, sprzecznych interesów – wiążących się w główne wątki późniejszej historii Polski (frazeologią wtedy stworzoną
i później wielo-

– 11 –

krotnie wzajemnie przechwytywaną żyjemy do dziś). Temat, który można by nazwać his­torią narodzin inteligencji jako produktu ubocznego narodzin klasy robotniczej. A mo­że lepiej – narodzin inteligencji jako „inteli­gentnego proletariatu”, czyli warstwy prole­tariatu zarobkującej myślą, i dlatego niesły­chanie łatwo kupowanej przez establish­ment, choć zarazem przeciw niemu się bun­tującej i odnajdującej swe proletariackie ko­rzenie.

Następnym z kolei węzłem problemowym jest nowa sytuacja kobiety, zmiana jej roli społecznej.
Z narzędzia reprodukcji w służ­bie głowy rodziny staje się po raz pierwszy samodzielną jednostką gospodarczą włączo­ną w system wytwórczości kapitalistycznej. Może samodzielnie zarabiać, dysponować sobą poza ścisłym układem rodzinnym. Ta nowa sytuacja, możliwość ekonomicznej
sa­modzielności nie jest jednak równoznaczna z samodzielnością na poziomie świadomości społecznej, z samodzielnością obyczajowo-moralną. Konflikt tych dwóch poziomów by­wa źródłem wielu tragedii.

Wiemy, że koniec wieku to okres rozkwitu artystycznych talentów kobiecych. Nigdy przedtem nie pojawiło się w naszej literatu­rze tyle autorek. Śmiejemy się z Przybyszew­skiego i jego histerycznej stylistyki, ale to przecież on w swojej pisaninie dokonał wiel­kiego dzieła równouprawnienia kobiet
i reha­bilitacji seksu. Kobieta jako przedmiot – wszystko jedno czy uwielbienia, czy użycia, zmienia się
w podmiot, to nic, że często obdarzony demoniczną żądzą zniszczenia itp. Jest już, jak u Vigelanda, równorzędną partnerką metafizyczno-biologicznej gry, w której mężczyzna dotąd panował niepodzielnie. Staje się siłą często przejmującą inicjatywę, nigdy niezdobytą w pełni. Pamiętajmy, że
w daw­nych modelach kulturowych miłości kobieta intrygowała tylko do chwili zdobycia. Była jak twierdza, która po zdobyciu zmieniała się w nudną sypialnię. Od czasów Przybyszew­skiego kobieta zachowuje zdolność fascyna­cji, ba, powiększa swój wpływ, gdy staje się partnerką seksualną. Przybyszewski stworzył model nienasycenia. Jeśli dawniej wzdycha­no do niedosiężnej kochanki, jeśli miłość kojarzono z wieczną tęsknotą, to była to miłość w gruncie rzeczy bezcielesna. Dla romantyków miłość nie spełniała się nigdy, gdyż była wieczną pogonią za metafizyczną nieskończonością. Cielesność wiązano z przesytem, z „omne animal post coitum triste”. Był to świat wartości nietrwałych, przemijających, skończonych, odciętych od wszelkiej „metafizyki”. Przybyszewski dewaloryzował cielesność metafizycznie, wyjął ją z czasu i przeniósł w nieskończoność. W ten sposób przełamał bardzo stary kulturowy po­dział osobowości ludzkiej. Uczłowieczył to, co uznawano za część zwierzęcą. Gdy poja­wił się w Krakowie na przełomie wieku, pano­wał u nas powszechnie nieco schizofrenicz­ny, trójpoziomowy model związków kobieta – mężczyzna, przy czym między owymi trzema poziomami łączność została zerwana. Była to więc miłość romantyczna (idealna! jak wtedy mówiono), miłość małżeńska (z celem głów­nie prokreacyjnym, kobieta była gospodynią i producentem dzieci) oraz prostytucja do­pełniająca wszelkie niespełnienia dwóch pierwszych jeszcze jednym budzącym nie­smak niespełnieniem. Model zaproponowa­ny przez pokolenie Przybyszewskiego miał na celu przezwyciężenie owej „schizofre­nii”, otwarcie możliwości pełnego zaangażo­wania całego człowieka po jednej i drugiej stronie. Po raz pierwszy bowiem i kobietom przyznano prawo do pełnego „szału” zmy­słów. Dzisiaj słynny obraz Podkowińskiego budzi w nas ironiczne uśmieszki, patrzymy na to przez pryzmat kabaretu: i Zielonego Balonika, i Piwnicy. Ale w gruncie rzeczy kampania Boya w dwudziestoleciu na rzecz seksualnego równouprawnienia kobiet jest powtórzeniem w odmitologizowanym języku racjonalisty tez Przybyszewskiego i jego przyjaciół. W heroicznym okresie burzy i naporu w walce z murem obojętności
i wrogie tezy też musiały być formułowane histerycz­nym krzykiem, histeria była główną chorobą kobiecą epoki inhibicji, Freud od niej zaczął swoje studia nad podświadomością. Myślę, że dzisiaj, gdy women’s liberation staje się jed­nym z ważniejszych momentów przemian kulturowych na świecie, wątek „szalonej Julki” (Kisielewski W sieci) i jej towarzyszek pijących „absynt” u boku długowłosych poe­tów mógłby zostać podjęty – może np. w re­trospektywnym ujęciu, może przez pryzmat kogoś, kto przeżył tę epokę i widzi jej blask i śmieszność, bohaterstwo i kabotynizm. Mo­że Dzienniki Nałkowskiej i jej postać na styku dwóch epok byłyby tu ośrodkiem krys­talizacji, przy wyzyskaniu powieści pani Zofii Rygier. Musiałby to być film o inwazji kobiet w kulturę polską w nowej roli (a więc nie „dziewica bohater”, „podobłoczna kochan­ka” czy „matka Polka”) – w nowej roli pełno­prawnego partnera w łóżku
i w twórczości. Oczywiście materiały epoki wymagałyby no­wego opracowania, stworzenia scenariusza w pełni oryginalnego.

Jeszcze jedna sprawa ważna dla Młodej Polski i dla nas warta byłaby pokazania w fil­mie, i to z dużymi szansami właśnie filmowe­go sukcesu. A mianowicie krąg tematyczny związany z Wierną rzeką Żeromskiego. Tragiczne bohaterstwo odarte z kombatanc­kiej tromtadracji, dostrzeżone w ludzkim aspekcie samotnej walki o wartości, które może zwyciężą za kilka pokoleń, a może nie zwyciężą nigdy, ale walka o nie stanowi sens naszego życia, nadaje mu godność, wyrywa nas ze zbydlęcenia, uczłowiecza. Nawet klę­ska może tu być zwycięstwem, nawet brak nadziei – nadzieją. Żeromski na pewno oka­załby się tutaj dobrym przewodnikiem autora scenariusza i reżysera.


– 13 –

Wróć do poprzedniej strony

Wybrane wideo

  • O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
  • Początki kina na ziemiach polskich, prof. Małgorzata Hendrykowska
  • Fenomen Polskiej Szkoły Filmowej
kanał na YouTube

Wybrane artykuły