Artykuły
"Pleograf. Kwartalnik Akademii Polskiego Filmu", nr 2/2017
Film i terapia
Małgorzata Jakubowska
Małgorzata Kozubek, Filmoterapia. Teoria i praktyka, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2016
Przyznam, że na książkę Małgorzaty Kozubek poświęconą wykorzystaniu filmu w terapii czekałam z niecierpliwością. Z dwóch powodów. Pierwszym było spotkanie i rozmowa z autorką w Krakowie podczas konferencji „Kino, film i psychologia”, zorganizowanej przez Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN w Krakowie w czerwcu 2016 roku. Wtedy dowiedziałam się, że przygotowuje wieloaspektową publikację, której celem będzie analiza możliwych kierunków wykorzystania filmu w terapeutycznych działaniach. Natomiast drugi powód… No cóż, powrócę do niego w dalszej części recenzji, bo ma charakter, przynajmniej w pewnej mierze, osobisty.
Już na wstępie chciałabym podkreślić: niewątpliwie otrzymaliśmy pracę monograficzną, która jako pierwsza w polskim filmoznawstwie z takim rozmachem i w różnych perspektywach ujmuje problematykę filmoterapii. I choć z pewnością nie wyczerpuje tematu, to mam nadzieję, że przyczyni się do powstawania kolejnych publikacji o charakterze naukowym.
Lekturę rozpoczynamy od okładki książki – kadru z filmu Stanleya Kubricka Mechaniczna pomarańcza (A Clockwork Orange, 1971), w którym bohater poddawany jest przymusowej resocjalizacji. Alex ma na oczach urządzenie, które przytrzymuje powieki i siłą otwiera jego oczy; unieruchomiony nie może odwrócić wzroku od szokujących obrazów, mających uleczyć go z agresji. Przypomnienie tej sceny to nie tylko najbardziej oczywiste filmowe skojarzenie, ale także wskazanie na ambiwalentne odczytania, które są w nią wpisane. Filmowe obrazy, niczym farmakon z pism Jacques’a Derridy, przedstawiane są przez Małgorzatę Kozubek jako lekarstwo, które może pomagać, ale potencjalnie również szkodzić.
Farmakon – powie Derrida – to niebezpieczny przypadek. Podobnie jak pismo (które pod pretekstem zastąpienia pamięci może spowodować zapominanie, zamiast powiększać wiedzę, zmniejszać ją) farmakon daleki jest od podporządkowania się uszeregowanym przeciwieństwom dobro-zło, czy lekarstwo-trucizna, jednak czytamy dalej – otwiera ich możliwość. Podobnie jak w przypadku filmoterapii: nie da się ujarzmić dwuznaczności i określić w sposób definitywny, czy film leczy, czy truje… (s. 8).
Warto zwrócić szczególną uwagę na ten Derridiański wątek.
Jak przystało na pierwszą pracę o charakterze monograficznym, autorka przedstawia stan badań, analizuje dostępną terminologię, wskazuje na rodzaje filmoterapii i funkcjonujące klasyfikacje oraz proponuje własną definicję:
Filmoterapię rozumiem przede wszystkim jako proces dynamicznej interakcji między osobowością pacjenta a specjalnie dobranym dla niego filmem, który to proces z pomocą terapeuty staje się psychologiczną przestrzenią umożliwiającą pacjentowi badanie swoich problemów, zwiększanie możliwości samorozumienia i rozwijanie refleksyjności, otwierając tym samym pole wyborów zarówno w kwestii zachowań, jak i reakcji emocjonalnych. Filmoterapia może być wykorzystywana jako technika wspomagająca klasyczną psychoterapię i, jak każda terapia sztuką, może pełnić funkcje katartyczne, kompensacyjne i ogólnorozwojowe (s. 45–46).
Ogromną wartością, ale też dużym wyzwaniem jest podzielenie książki na część teoretyczną i praktyczną. Pytania, a także tezy postawione w jednej części korespondują z drugą perspektywą. To ogromna zaleta. Rzadko kiedy można pochwalić się możliwością bezpośredniej aplikacji badań humanistycznych. Jednak przy takiej strategii pojawia się też trudność, jak zachować obiektywizm teorii i jej maksymalnie ogólny charakter, bowiem praktyczne wykorzystanie filmu w psychoterapii stosowanej w ramach resocjalizacji młodzieży społecznie nieprzystosowanej wyznacza bardzo konkretne doświadczenia autorki i w związku z tym także pewne preferencje w rozstrzygnięciach badawczych.
Zaproponowana perspektywa teoretyczna ujmuje filmoterapię w obszarze kultury terapeutycznej, gdzie autorka w sposób krytyczny odnosi się zarówno do samego trendu występującego współcześnie, jak i do konkretnych, zbanalizowanych postulatów: „zapisywania filmu na receptę”. Analiza poradników filmo- i kinoterapeutycznych może wywoływać śmiech, ale także budzi autentyczną grozę wobec powierzchowności metod i daleko idących, choć z dużą niefrasobliwością składanych, obietnic:
Oddaję w twoje ręce łatwy w użyciu przewodnik, który pomoże tobie, twojej rodzinie i twoim przyjaciołom rozwiązać wszystkie problemy – od uzależnienia, problemów z pieniędzmi, samotnością, konfliktów z rodziną, seksualnością po problemy z chorobą psychiczną i wiele, wiele innych. Otwórz książkę i zobacz, jaką uzdrawiającą i magiczną siłę mają filmy! (Motion Picture Prescripton) (s. 83).
Przyznam, że trudno odnosić się do takich deklaracji z naukową powagą. Zjawisko nie zostało jednak przez autorkę zlekceważone, ale poddane rzetelnej, zobiektywizowanej refleksji. Fenomen filmowo-terapeutycznych podręczników autorka rozpatruje m.in. w kontekście strategii marketingowych, a także stosowanych form językowych, które mają zapewnić bliskość, bezpośredniość w relacji z pisarzem terapeutą, a także stylizować tekst na rozmowę. Proces demedykalizacji życia i ekspansji kultury terapeutycznej ujawnia swoje głębsze społeczne i psychologiczne korzenie oraz ścisłe powiązanie z kulturą masową. Oczywiście nie o taką „intuicyjną” i spłyconą filmoterapię zabiega autorka. Jej praca stanowi istotne ostrzeżenie przed zbanalizowaniem możliwości filmu w procesie terapeutycznym. W tym kontekście powinniśmy powrócić do Derridiańskiego farmakonu. Filmoterapia może być istotnym elementem i ważnym uzupełnieniem tradycyjnej psychoterapii, ale może także zostać wykorzystana jako hasło marketingowe przez terapeutów amatorów, zgodnie ze złudnym przekonaniem, że na filmie i na psychologii zna się każdy.
Czasami zresztą filmowy farmakon jako szkodliwy środek pojawia się niespodziewanie tam, gdzie filmoterapia nie jest celem spotkania. Przekonałam się o tym na początku mojej pracy w charakterze wykładowcy, gdy prowadziłam zajęcia o teorii mitograficznej w analizie filmu dla studentów zaocznych. Dodam, że w latach 90. taką formułę studiów wybierali ludzie dorośli, dojrzali, z wieloletnim doświadczeniem zawodowym, najczęściej nauczycielskim, w grupie nie było młodzieży tuż po maturze. Zatem średnia wieku moich studentów była zdecydowanie wyższa niż moje, wówczas, 28 lat. Wybrałam do analizy Ostatnie tango w Paryżu (1972). Zapytałam o przyczyny samobójczej śmierci bohaterki. Obejrzeliśmy scenę „rozmowy” Paula (Marlon Brando) z leżącą na katafalku zmarłą żoną. Zadałam pytanie. Zapadła cisza. Poprosiłam o zabranie głosu jednego z najlepszych studentów na roku. Dojrzały mężczyzna wstał i nagle zaczął się jąkać, nie mógł wydobyć z siebie głosu. Zapytałam, co się stało. Odpowiedział, że jego żona popełniła samobójstwo dwa lata temu. Mnie także odebrało głos. Nie wiedziałam, co, poza przeprosinami, mogłabym powiedzieć.
Zatem filmoterapia wymaga ogromnej świadomości nie tylko jej zalet, ale także potencjalnych zagrożeń, filmoznawcze wykształcenie nie daje zaś uprawnień do prowadzenia filmoterapii. Małgorzata Kozubek postuluje konceptualizację podstaw teoretycznych i badania interdyscyplinarne, które oprócz wiedzy filmoznawczej (zamiast jedynie odwołań do biblioterapii) obejmą pedagogikę, resocjalizację i psychologię. Program ten ściśle wiąże się z dalszymi rozważaniami dotyczącymi zarówno teorii, jak i praktyki. Autorka filmoznawczyni proponuje następującą tezę: projekcja-identyfikacja, która jest częścią reakcji emocjonalnych i poznawczych widza, stanowi czynnik umożliwiający i uaktywniający proces filmoterapeutyczny, natomiast wrażenie realności odgrywa w tym procesie kluczową rolę (s. 14). Deklaruje przy tym, że będzie koncentrowała się na filmoterapii narracyjnej, ograniczonej do kina stylu zerowego: Oczywiście nie da się w filmie oddzielić narracji od innych elementów jego struktury […]. Nie oddzielimy przykładowo muzyki, ale elementy pozanarracyjne w opisywanych przeze mnie filmach zamknięte są w zbiorze stylu zerowego. Najprościej rzecz ujmując – filmy, które mają „zakłóconą”, nieprzezroczystą muzykę, nie znalazły się w zbiorze filmów terapeutycznych (s. 15).
W tym momencie pojawia się pytanie, na ile teoretyczne ustalenia mają charakter uniwersalny, na ile zaś dostosowane są do praktyki terapeutycznej adresowanej do konkretnej grupy: wychowanków młodzieżowych ośrodków socjoterapii. Czy kino, które wykorzystuje techniki przekraczające styl zerowy, możemy wyeliminować z rozważań o filmoterapii dla innych grup bądź indywidualnych osób? Pozostawiam to pytanie otwartym. Choć mam wrażenie, że teza została postawiona przez autorkę książki zbyt mocno. Filmy używane w procesie terapeutycznym, które, jak czytamy w dalszej części, z powodzeniem stosowała w grupie badanych dziewcząt, takie jak Amelia (2001) czy Juno (2007), trudno określić jako przezroczyste w stylu opowiadania.
Warto podkreślić, że projekt badawczy w perspektywie teoretycznej jest bardzo ambitnie i szeroko zakrojony, mimo pojawiającej się w książce tendencji, aby dawać pierwszeństwo tym teoriom, które wskazują na „prawdziwe emocje” wywoływane przez film. Właściwie trudno się temu dziwić, skoro emocje w ujęciu Kozubek to nie tylko istotny aspekt, ale wręcz fundament terapii powiązany ze zjawiskiem projekcji-identyfikacji czy katharsis. Jednocześnie jednak autorka wskazuje na różnice w stanowiskach badawczych:
Część autorów uważa, że jakiekolwiek wzruszenia towarzyszące odbiorowi filmu są jedynie quasi-emocjami, quasi-doznaniami (Walton 1986, Smith 1999). Quasi-emocje rozniecają jednak rzeczywiste emocje wśród teoretyków, którzy pytają między innymi: „Co zrobić, kiedy dzieło filmowe, wbrew swym założeniom, wcale uczuć nie wywołuje?”. Albo wręcz odwrotnie: żarliwie bronią emocji autentycznych, atakując określenie „quasi” (Carroll 1990, Tan 1999) (s. 136).
Przyznam, że nawet jeśli niektóre szczegółowe kwestie proponowanych rozstrzygnięć teoretycznych budziły moje pytania czy wątpliwości, to i tak chylę czoło przed pracą autorki, która jako pierwsza w Polsce podjęła takie wyzwanie – przywołany materiał teoretyczny jest bowiem ogromny. I co też warto mieć na uwadze, wyraźnie widzimy, że to teoria próbuje nadążać tu za praktyką, a nie odwrotnie. To pierwszeństwo i waga doświadczeń w prowadzeniu filmoterapii podlega w pracy konceptualizacji (choć układ książki zdaje się sugerować coś innego).
Twórcza resocjalizacja, którą proponuje autorka, opiera się na założeniu, że oglądanie filmów jest po prostu lubiane przez wychowanków ośrodków, a to dobry punkt wyjścia do aktywnego włączenia się w filmoterapię, uruchomienia zaangażowania w sesje. Dla wielu osób pewnym zaskoczeniem może być informacja, że preferowane przez młodzież gatunki to horror, komedia, film pornograficzny oraz musical (ten ostatni w ankietach dziewcząt). Autorka zastanawia się, z jakich powodów wynikają te preferencje, i wskazuje, że są to rodzaje filmów zaliczone do „gatunków cielesnych” (s. 213), które wywołują dość silne reakcje fizyczne: strach, śmiech, podniecenie, podrygiwanie w rytm melodii. Z pełną rozwagą pyta o użyteczność tych filmów w resocjalizacji nastolatków, w przypadku których własne, zmieniające się ciało stanowi zagadkę i wyzwanie. Pokierowanie odbiorem (na przykład wskazanie filmu ze scenami erotycznymi, które ukazują „seksualność człowieka w sposób atrakcyjny, radosny, ciepły”) wydaje się ważniejsze niż udawanie, że młodzież nie jest zainteresowana tymi gatunkami. Zatem pierwszy etap to odpowiednio dobrane dla danej grupy filmy, w kontekście celu i tematów spotkań (oczywiście nieograniczone jedynie do wymienionych wcześniej gatunków), zogniskowanych w tym projekcie na poszukiwaniu tożsamości (Kim jestem? Czego bym chciał? Rodzicielstwo) oraz wspólna projekcja. Na tym tle równie ważny, jeśli nie ważniejszy, wydaje się drugi etap, w którym przede wszystkim podkreślana jest rola rozmowy/dyskusji prowadzonej z młodzieżą, najlepiej z udziałem psychologa/terapeuty/pedagoga. Taka współpraca jest szansą na holistyczną psychoterapię, która będzie jak najbardziej efektywna. Czytamy w książce:
Młodzież społecznie niedostosowana może podczas zajęć filmoterapeutycznych uczyć się refleksywności, interpretowania rzeczywistości, tworzenia spójnych wypowiedzi, argumentowania swoich racji, a także umiejętności wysłuchania odmiennych opinii, akceptacji odmienności doznań w kontakcie ze sztuką oraz rzeczywistością (s. 287).
Jestem głęboko przekonana, że twórcza resocjalizacja to niezwykle cenny i warty kontynuowania pomysł na filmoterapię. Nie tylko przekonują mnie wnioski autorki, że poprzez film można prowokować do refleksji czy wskazywać na różne możliwości działania, bo przecież taką rolę filmowych dzieł obserwuję w pracy z młodzieżą akademicką i licealną, jednak to coś innego, gdy film staje się istotnym elementem w terapeutycznej pracy z osobami społecznie niedostosowanymi. Co więcej, najbardziej przekonuje mnie sens takiej edukacji i resocjalizacji, na którą zwraca uwagę Małgorzata Kozubek:
Bardzo budująca jest obserwacja, iż chęć naśladowania wzorców i gotowych rozwiązań nie okazała się dla wychowanków ważniejsza od pragnienia dokonywania własnych wyborów. […] Jest to istotne przede wszystkim ze względu na fakt, że żaden zewnętrzny wpływ, identyfikacja, a co za tym idzie – naśladowanie pewnych postaw i przekonań nie zastąpi stworzenia swojego własnego, nowego „ja” (s. 283).
Tak rozumiana filmoterapia staje się metodą sokratejską, nie służy narzucaniu żadnych modeli czy wzorców zachowań, ale pomaga w budowaniu własnej tożsamości, tak aby można było dobrze i godnie żyć (z samym sobą i innymi ludźmi).
Na zakończenie jeszcze jeden wątek. Autorka w swojej pracy odwołuje się de facto do kinoterapii, czyli koncentruje się na użyciu istniejących filmów do celów terapeutycznych (to dominująca w książce perspektywa), ale także w funkcji wychowawczej czy ogólnorozwojowej. Niestety, w wyniku przyjętej definicji filmoterapia aktywna, warsztaty z realizacji filmowej bądź tworzenie filmu jako element procesu psychoterapeutycznego, choć wspomniana, zostaje praktycznie wyłączona z rozważań.
I tu pojawia się drugi powód mojego niecierpliwego oczekiwania na książkę Małgorzaty Kozubek. Przyznam, że miałam nadzieję, iż znajdę w książce nieco więcej informacji na temat filmoterapii aktywnej. I nie jest to niedosyt wynikający z marzeń o teoretycznej pełni, ale z ciekawości osoby, która po prostu szuka inspiracji. Wszystko po to, aby prowadzone warsztaty z realizacji filmowej, we współpracy z Fundacją dla Dzieci z Chorobami Nowotworowymi – Krwinka (realizowane w latach 2015–2017), były jak najbardziej efektywne w swojej funkcji terapeutycznej. Z pewnością ten wymiar oddziaływania filmu (jako aktywnej arteterapii) zasługuje na uwagę, szczególnie gdy ma się przed oczami satysfakcję dziecka/nastolatka, mogącego budować swoją tożsamość nie w oparciu o rolę pacjenta, która zdominowała jego życie, ale artysty, rozwijającego swoje umiejętności i wyobraźnię podczas tworzenia filmu. Szkoda zatem, że ten aspekt znalazł się całkowicie poza zakresem recenzowanej publikacji.
Słowa kluczowe: filmoterapia, kinoterapia, teoria filmu
Małgorzata Jakubowska – filmoznawczyni, dr hab. nauk humanistycznych. Pracuje w Katedrze Mediów i Kultury Audiowizualnej Uniwersytetu Łódzkiego; wykłada także w Szkole Filmowej w Łodzi oraz w ramach Akademii Polskiego Filmu. W swojej pracy łączy wykształcenie kulturoznawcze, filmoznawcze i filozoficzne. Zajmuje się teorią i filozofią kina. Bada narrację i dramaturgię filmową oraz różne metody analizy filmu. Opublikowała książki: Teoria kina Gillesa Deleuze’a (2003), Żeglowanie po filmie (2006), Laboratorium czasu. „Sanatorium pod Klepsydrą” Wojciecha Jerzego Hasa (2010), Kryształy czasu. Kino Wojciecha Jerzego Hasa (2013). Współredagowała tomy poświęcone problemom analizy i interpretacji: Między słowem a obrazem (2005), Filmowe ogrody Wojciecha Jerzego Hasa (2011) oraz Kamienie i szaniec (2015).
Kontakt
tel. +48 694 437 428 (sekretariat Redakcji)
e-mail: pleograf@fina.gov.pl
Adres redakcji:
Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny
ul. Wałbrzyska 3/5
02-739 Warszawa
ISSN 2451-1994